Nauczyciel akademicki zaczynający pracę w szkole wyższej będzie miał zagwarantowane wynagrodzenie zaledwie o 63 zł wyższe od osób bez żadnych kwalifikacji, które wchodzą dopiero na rynek pracy. Na uczelniach zapowiadane są protesty.
Jak dowiedział się DGP w Ministerstwie Edukacji i Nauki, trwają prace nad projektem nowelizacji rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej. Dziś profesor (z tytułem naukowym profesora) ma zagwarantowane nie mniej niż 7210 zł brutto. Resort nauki planuje podnieść tę stawkę do 8610 zł.
Co ważne, kwota ta stanowi punkt odniesienia dla ustalania wysokości miesięcznych zarobków dla pozostałych nauczycieli akademickich i nie tylko (patrz: infografika). Przykładowo wynagrodzenie zasadnicze tzw. profesora uczelnianego (bez tytułu naukowego, jedynie zatrudnionego w szkole wyższej na takim stanowisku) wynosi co najmniej 83 proc. minimalnej pensji profesora, oznacza to, że dzięki nowelizacji uposażenie na tym stanowisku wzrośnie z 5984,3 zł do 7146,3 zł.
Z kolei adiunkt ma zapewnione 73 proc. zasadniczej płacy profesora, więc od stycznia 2024 r. zarobi przynajmniej 6285,3 zł (obecnie 5263,3 zł), zaś asystent i pozostali nauczyciele akademiccy mają nie mniej niż 50 proc. wysokości wynagrodzenia profesora – czyli zarobki tych osób wzrosną z 3605 zł do 4305 zł.
– To skandal – komentują jednym głosem rektorzy i związkowcy. – Oznacza to, że młodzi naukowcy będą mieli zagwarantowane niewiele więcej niż i tak wynika z minimalnego wynagrodzenia za pracę (wyniesie ono od stycznia 4242 zł, a od lipca 4300 zł), które jest zapewnione również najniżej wykwalifikowanym pracownikom, np. kasjerom lub pracownikom fizycznym bez żadnego wykształcenia, a w przypadku asystentów na uczelniach mówimy przecież nie tylko o osobach z wyższym wykształceniem, lecz także często z doktoratem – tłumaczy prof. Jarosław Górniak, prorektor ds. rozwoju Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Szacunki trwają
MEiN wprost przyznaje, że celem planowanej nowelizacji jest właśnie tylko zrównanie stawek w szkolnictwie wyższym z planowanymi zmianami dla pracowników we wszystkich sektorach. – Ze względu na proponowane przez Radę Ministrów podwyższenie w 2024 r. minimalnego wynagrodzenia za pracę w resorcie rozpoczęte zostały prace nad zmianą rozporządzenia określającego minimalną wysokość wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej. Wstępnie planowane jest podwyższenie od 1 stycznia 2024 r. tej stawki o ok. 1,4 tys. zł, co stanowi ok. 19,5 proc. (czyli właśnie z 7210 zł do 8610 zł) – informuje Adrianna Całus-Polak, rzecznik prasowy MEiN. Podkreśla, że w obszarze szkolnictwa wyższego przepisy regulują jedynie minimalną wysokość zarobków nauczycieli akademickich w uczelniach publicznych, która jest skorelowana z płacą profesora. – Faktyczną wysokość wynagrodzeń w uczelniach kształtują samodzielnie jej władze, indywidualnie w odniesieniu do każdego pracownika i z uwzględnieniem posiadanych zasobów finansowych. W związku z tym podniesienie minimalnego wynagrodzenia profesora skutkuje w pierwszej kolejności koniecznością podniesienia najniższych wynagrodzeń w uczelniach co najmniej do ustawowego minimum, zaś decyzje co do wzrostu zarobków pozostałych pracowników podejmują uczelnie w ramach możliwości finansowych – wyjaśnia.
Oznacza to, że często uczelnie płacą swoim pracownikom więcej, niż wynika z rozporządzenia. Ile zatem pracowników faktycznie skorzysta na zmianie? Tego nie wiadomo. MEiN informuje jedynie, że w ramach prowadzonych analiz skierowało do nadzorowanych przez siebie uczelni publicznych ankiety pozwalające na oszacowanie poziomu wynagrodzeń w tych podmiotach względem obowiązującej płacy minimalnej i przeciętnej w gospodarce. – Materiały te pozwolą również na oszacowanie skutków ewentualnego podwyższenia stawki minimalnego wynagrodzenia zasadniczego profesora – dodaje rzeczniczka.
Na razie nie wiadomo też, o ile zwiększy się pula pieniędzy z budżetu państwa dla publicznych szkół wyższych. – Wysokość środków, które zostaną przeznaczone dla uczelni w przypadku wejścia w życie rozporządzenia zmieniającego wysokość minimalnego wynagrodzenia zasadniczego profesora, będzie uzależniona w szczególności od ostatecznej kwoty przeznaczonej na subwencje dla podmiotów szkolnictwa wyższego i nauki w ustawie budżetowej na rok 2024 – informuje Adrianna Całus-Polak.
Rozczarowani akademicy
– Wszystkie dotychczasowe podwyżki nie rekompensują nam nawet kosztów rosnącej inflacji, więc realnie, mimo tych wzrostów, spada wartość wynagrodzeń nauczycieli akademickich – mówi Janusz Szczerba, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje, że związkowcy domagają się powiązania wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym ze średnią płacą za pracę w gospodarce. – Skoro to właśnie nauka przyczynia się do wzrostu gospodarczego, to naukowcy powinni partycypować w tym wzroście. Minimalna pensja profesora powinna wynosić nie mniej niż dwukrotność średniego wynagrodzenia – uważa Szczerba. Obecnie wynosi ono 7,3 tys. zł brutto, co oznacza, że profesor powinien mieć zagwarantowane 14,6 tys. zł i od tej właśnie kwoty powinny być wyliczane wynagrodzenia pozostałych pracowników uczelni.
– Taki postulat znajduje się we wniesionym do Sejmu kilka miesięcy temu przez opozycję projekcie nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, który wciąż czeka na rozpatrzenie. Domagamy się też, aby ustawa regulowała nie tylko zasady wynagradzania nauczycieli akademickich, lecz także pozostałych pracowników uczelni, którzy też są wysoko wykwalikowani, np. odpowiadających za infrastrukturę badawczą. – wyjaśnia Szczerba. W środowisku akademickim coraz częściej słychać głosy o planowanych na październik akcjach protestacyjnych, tuż przed wyborami do parlamentu, które są zaplanowane 15 października. – Na ten moment wraz z całą oświatą planujemy pikiety 1 września i zobaczymy, co dalej – mówi Szczerba.
Eksperci przestrzegają przed konsekwencjami prowadzonej przez obecny rząd polityki płacowej dla tego sektora.
– Bez realnego wzrostu wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym nie będziemy w stanie sprostać konkurencji. Już teraz młodzi, zdolni, dobrze zapowiadający się naukowcy wybierają pracę w przedsiębiorstwach, gdzie otrzymują o wiele więcej, niż może im zagwarantować uczelnia. Taka polityka płacowa jest krótkowzroczna. Podcinamy gałąź, na której siedzimy. Przecież niedługo doprowadzimy do tego, że na uczelniach nie będzie miał kto kształcić wysoko wykwalikowanych kadr dla gospodarki – wyjaśnia prof. Jarosław Górniak.
– Sytuacja staje się kuriozalna. Obecnie naukowiec świeżo po doktoracie nie zaciągnie kredytu na mieszkanie, bo z kwotą 4305 zł nie będzie miał zdolności kredytowej. W sektorze szkolnictwa wyższego płace dla nowych pracowników to niewiele więcej niż ustawowe minimum. Aż kusi, aby zrobić symulację, ile powyżej płacy minimalnej średnio zarabiają pracownicy uczelni, a ile pracownicy popularnych sieci supermarketów. Obawiam się, że ci drudzy lepiej wypadną w takim zestawieniu – uważa prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. ©℗