Rząd szuka sposobów na polepszenie dostępu do pracowników z zagranicy. Najnowszą propozycją jest wprowadzenie rozwiązania, zgodnie z którym zatrudnianie obywateli z krajów OECD ma być ustawowo zwolnione z obowiązku uzyskiwania zezwolenia na pracę. Przekazał ją Maciej Duszczyk, ówczesny wiceminister MSWiA, podczas ubiegłotygodniowego Kongresu Polska Moc Biznesu.
Na razie wiadomo tylko, że chodzi o 10 krajów z 36 będących w OECD. Do tego chodzi o państwa, które charakteryzują się wysokim stopniem inwestycji w Polsce. Nie zdradził natomiast, jakie dokładnie państwa mogłyby się znaleźć na liście. Dodał jednak, że ma to dotyczyć około 10 tys. cudzoziemców, dla których według statystyk obecnie pracodawcy uzyskują zezwolenia na pracę.
O stworzenie listy, na podstawie zaprezentowanych wytycznych, pokusił się Michał Wysłocki, senior manager zespołu immigration EY Polska, ekspert Związku Liderów Sektora Usług Biznesowych ABSL. Na wstępie, jak zaznacza, wykluczył z listy członków OECD państwa UE, EOG i Szwajcarię, których obywatele już teraz mogą pracować w Polsce bez zezwolenia na pracę. W ten sposób, jak dodaje, lista skurczy się do 13 państw, takich jak Australia, Kanada, Chile, Kolumbia, Kostaryka, Izrael, Japonia, Korea, Meksyk, Nowa Zelandia, Turcja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone.
– Obserwując rządowe działania ograniczające możliwość wykonywania pracy przez np. Kolumbijczyków, zapewne z listy tej wypadną także niektóre państwa Ameryki Południowej. Zatem można przyjąć, że chodzić będzie m.in. o Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone, Japonię, Koreę, Kanadę, Izrael i Australię – wylicza Michał Wysłocki.
Jak ocenia taką listę? Przyznaje, że 10 tys. cudzoziemców, których mają dotyczyć ułatwienia, to nie jest wysoka liczba, a na pewno nie taka, która rozładuje kolejki w urzędach wojewódzkich. Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że w pierwszym półroczu tego roku wydano 144 tys. zezwoleń na pracę, a w całym 2024 r. – 322 tys. Mimo to dostrzega pozytywny aspekt tego rozwiązania.
– Mowa o krajach bogatych, rozwiniętych, w których są talenty, na jakie stawia polska gospodarka. Dzięki temu rozwiązaniu łatwiej będzie je pozyskać, bo bez długo trwającej legalizacji pracy. Obecnie na zezwolenie czeka się kilka miesięcy – wyjaśnia.
Wystarczy bowiem uzyskanie wizy pracowniczej, która jest wydawana na rok, lub skorzystanie z ruchu bezwizowego. Tym samym cała procedura będzie krótsza co najmniej o 3–4 miesiące.
Za takim rozwiązaniem przemawia też ważny argument.
– To sposób, który może przyciągnąć wyspecjalizowanych fachowców, a więc takich, którzy nie będą zajmować stanowisk, na które dziś nie aplikują Polacy, z powodu nieatrakcyjnej stawki, ale będą mogli być zatrudnieni tam, gdzie trudno zapełnić wakaty – wyjaśnia Michał Wysłocki. Wskazuje, że w ten sposób będzie też realizowana strategia migracyjna. Według założeń powinna się opierać nie na pozyskiwaniu taniej siły roboczej, ale właśnie na sprowadzaniu fachowców z pożądanymi oraz deficytowymi na polskim rynku pracy kompetencjami i do tego zakładać otwarcie na bliższe nam kulturowo kraje.
Eksperci kancelarii Fragomen zauważają, że podobne rozwiązania istnieją już w Niemczech czy na Litwie. Zatem Polska nie będzie jedyna w tym zakresie.
Eksperci od rynku pracy zwracają też uwagę, że to ukłon w stronę amerykańskich firm i dużych korporacji, które mają potrzeby ściągania fachowców z zagranicy i podają przykład budowy atomu w Polsce, do którego trudno pozyskać specjalistów nie tylko w naszym kraju, lecz także Europie. Poza tym czasem takich specjalistów trzeba mieć w firmie niemal z dnia na dzień, a nowe rozwiązanie załatwi ten problem. Bo o ile, jak tłumaczą, pracownika na linię produkcyjną można przyjąć po kilku miesiącach, to do jej uruchomienia eksperta już nie, bo to grozi przestojem w pracach, a co za tym idzie, stratami dla zakładu i gospodarki.
Eksperci wskazują jednak również na wady tego rodzaju rozwiązania. Największe ich obawy budzi to, czy będzie miało zastosowanie w praktyce.
– Nie dla wszystkich państw z listy Polska może być atrakcyjnym kierunkiem do wyjazdu w celu pracy – zauważa Nadia Winiarska, ekspertka departamentu rynku pracy w Konfederacji Lewiatan.
– Polska wciąż potrzebuje pracowników do prostych prac. Nie można o tym zapominać – zaznacza.
Karolina Schiffter, partner zarządzający w polskim oddziale kancelarii Fragomen, z kolei uważa, że nowe rozwiązanie nie rozładuje kolejek w urzędach wojewódzkich. A pracodawcy w Polsce potrzebują przede wszystkim prostej i szybkiej ścieżki dostępu do pracowników z zagranicy.
– Przyznaje też, że lista będzie składała się przede wszystkim z bogatych państw, w których zarobki są dużo wyższe niż w Polsce. To może powodować, że zainteresowanie obywateli tych krajów pracą w Polsce może być umiarkowane, a zatem nie wesprze polskich firm w takim zakresie, jak tego oczekują – dodaje. ©℗