Samorządy mogą działać po uchwaleniu przepisów i przy odpowiednim wsparciu

ikona lupy />
Doktor Franciszek Krynojewski, ekspert ds. obrony cywilnej, oficer w stanie spoczynku, wykładowca Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

W rządowym projekcie ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej ma obowiązywać jeden plan działania na wypadek zagrożenia zamiast wielu, które są tworzone w gminach, w starostwach czy województwach. Czy to właściwe rozwiązanie?

Tak, zdecydowanie. Dodam tylko jeden warunek, plany również powinny robić zakłady pracy. Byłby to dokument, który rozszerzyłby zakres informacji dotyczący innych zagrożeń niż pożarowe. Na poziomie gminy, powiatu, województwa opracowuje się wiele dokumentów związanych z ogólnie pojmowanym bezpieczeństwem. Mają one wiele wspólnych zagadnień, tj. powołanie zespołu kierowania, siły i środki, jakimi dysponują lokalni włodarze, plany ewakuacji (i przyjęcia) I, II i III stopnia, oceny zagrożeń, procedury działania, siatki bezpieczeństwa itp. Można i powinno się ułożyć plan w formie modułowej, ponieważ dotychczas powielano we wszystkich zagadnienia metodą kopiuj-wklej. Co ciekawe, w takich sytuacjach kierowaniem przecież zajmują się te same osoby.

Czy obrona cywilna i zarządzanie kryzysowe powinny być określone w jednym akcie prawnym?

Tak, przecież to jest to samo. Taki sam sposób działania - pod warunkiem pozostawienia struktur w dotychczasowym kształcie zarządzania kryzysowego, które w przypadku wojny automatycznie zamieniają się w struktury obrony cywilnej.

Nie brakuje ekspertów, którzy mają odmienne zdanie.

Przecież różnicą jest tylko zagrożenie. W czasie pokoju występuje na skutek błędu człowieka czy działań sił przyrody, natomiast wojenne i terrorystyczne to efekt świadomego działania jednego człowieka przeciw drugiemu. Chodzi o niebezpieczeństwo, które należy zneutralizować.

Co powinno się jeszcze zmienić w przepisach o obronie cywilnej i zarządzaniu kryzysowym?

Powinien być wprowadzony obowiązek współuczestnictwa zakładów pracy w sprawach związanych z bezpieczeństwem na terenie samorządów. Większość zakładów, zwłaszcza małych, może zmienić swój zakres produkcji czy usług szybciej niż duże firmy produkcyjne. Jest to szansa na wykorzystanie wybitnie uzdolnionych ludzi nie na froncie, ale wspomagając tych na froncie. Wszystko może się odbywać we współpracy z lokalnymi włodarzami.

A co z samą obroną cywilną na terenie gmin?

W projekcie, który wciąż jest w fazie uzgodnień, trzeba powrócić do tworzenia formacji obrony cywilnej zarówno zakładowych, jak i terenowych. Wojna w Ukrainie, gdzie rosyjscy terroryści niszczą przede wszystkim infrastrukturę energetyczną, pokazuje nam, w jaki sposób można szybko ją odbudować. Jeśli zakładowa formacja przystąpi natychmiast do napraw, szybciej odtworzymy produkcję. Dziś czekanie na nieliczne w gminach pogotowia energetyczne może opóźnić te czynności o kilkadziesiąt godzin czy dni. Szczególną rolę mogą odegrać formacje realizujące zabiegi sanitarne, weterynaryjne, odkażania transportu i terenu. Straż tego nie zrobi. Ta garstka fachowców może tylko gasić pożary i pomagać w wydobyciu osób i zwierząt z zagruzowanych obiektów.

Czego powinny się domagać samorządy?

Opracowania m.in. materiałów określających warunki, jakim powinny odpowiadać schrony. I - wzorem innych krajów Europy Zachodniej - opracowania założeń do obniżenia podatków dla osób, które schron wybudują, stawiając domy jednorodzinne. Zdjęcia absurdalnej klauzuli dotyczącej zakupu urządzeń filtrowentylacyjnych, dla których obecnie są takie same wymogi jak przy zakupie broni palnej czy czołgu.

A co pana zdaniem nie powinno się znaleźć w omawianym projekcie?

Najważniejsze, by nie przypisywać obrony cywilnej tylko do jednej formacji, jaką jest Państwowa Straż Pożarna. Przez ostatnie 20 lat kierowania obroną cywilną przez komendantów głównych PSP zniszczono całkowicie tę dziedzinę, dowodem są dwa raporty Najwyższej Izby Kontroli. Straż nie potrafiła wykorzystać 6,5 mln przeszkolonych obywateli do działań wspomagających walkę z klęskami żywiołowymi, co spowodowało zlikwidowanie formacji OC. Szkoły pożarnicze miały realizować szkolenia z obrony cywilnej, niestety nie miały fachowców, więc uczyły użycia prądownicy i gaśnicy.

Samorządy są dla wielu placówek oświatowych organem prowadzącym. Czy na tej płaszczyźnie też powinny być wprowadzone jakieś zmiany?

Tak. Powinny dotyczyć edukacji zarówno szkolnej, ale też całego społeczeństwa, jak i osób, które miałyby odpowiadać w inny sposób za bezpieczeństwo. W tym celu powinno, jak w latach 90., powstać Centrum Szkolenia Służb OC. Duże znaczenie mogłyby w tym odegrać samorządy. Wzór Niemiec podpowiada nam, że takie centra powinny być w każdym województwie. W mediach powinny się pojawić materiały dotyczące zasad zachowania się w przypadku wystąpienia różnych zagrożeń, na wzór tych dotyczących bezpieczeństwa na drodze, na przejeździe kolejowym. Powinien powstać instytut z prawdziwego zdarzenia czy katedra na jakiejś politechnice, które zajęłyby się na poważnie udoskonaleniem i opracowaniem sprzętu dla służb obrony cywilnej. Dziś mamy maski z lat 60. i 70., urządzenia do pomiarów skażeń, odzież ochronną typu OP-1 - to zabytki, a nie środki ratujące ludzi.

Jak samorządy mogłyby przygotować nas na zagrożenia?

Przy odpowiednim wsparciu finansowym lokalni włodarze mogliby zorganizować porządne magazyny, które sukcesywnie należałoby wypełniać środkami ochrony ludności, zwierząt, terenu, środkami transportu, medycznymi i innymi do neutralizacji różnych zagrożeń. Trzeba niezwłocznie działać w tym kierunku, a do tego koniecznie są decyzje władz i uchwalenie omawianych przepisów. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan