Banki (…) zarabiają kuriozalnie dużo. Cztery razy więcej niż średniorocznie w minionych 15 latach. Zarabiają, ponieważ z jednej strony oferują bardzo niskie oprocentowanie oszczędzającym – znacznie poniżej inflacji – a z drugiej bardzo wysoko oprocentowane kredyty. Czyli pozyskują pieniądze bardzo tanio, a sprzedają bardzo drogo. Różnica pomiędzy
jednym a drugim jest w Polsce największa w Europie”.
Od czego jest uzależniony wynik banków
Wynik sektora bankowego jest silnie uzależniony od stóp procentowych. Tak jest zwłaszcza w Polsce – prawie 82 proc. całkowitych przychodów operacyjnych rodzimych banków pochodzi z wyniku odsetkowego. Instytucje finansowe w Europie Zachodniej w większym stopniu bazują na przychodach z tytułu opłat i prowizji. W Polsce większość usług bankowych jest świadczona bezpłatnie, czasem pod warunkiem niewielkiej aktywności klienta, np. niewielkiej wpłaty na konto czy wykonania kilku transakcji.
Nie jest prawdą, że banki w naszym kraju zarabiają głównie na kredytach mieszkaniowych. W 2024 r. odpowiadały one za 19,4 proc. przychodów odsetkowych sektora, z kolei przychody z instrumentów dłużnych (zwłaszcza obligacji skarbowych) – za 22,3 proc.
Wysokość stóp procentowych jest ustalana przez niezależny od rządu organ, którym jest Rada Polityki Pieniężnej. Ich poziom to pochodna zjawisk zachodzących w gospodarce. Podnoszenie stóp procentowych w minionych latach wynikało przede wszystkim z najwyższego w XXI w. poziomu inflacji.
W okresie wskazanym przez Pełczyńską-Nałęcz (ostatnie 15 lat) stopy procentowe były dużo niższe niż obecnie. Od maja 2015 r. do marca 2020 r. stopa referencyjna wynosiła 1,5 proc. Chociaż wyniki finansowe osiągnięte przez sektor bankowy w 2024 r. są nominalnie wyższe niż w latach wcześniejszych, to stanowią one pochodną funkcjonowania w warunkach wysokich stóp procentowych i mają charakter przejściowy. Jak słusznie zauważył minister Jakub Jaworowski, zyski banków pod żadnym pozorem nie mogą być traktowane jako nadzwyczajne czy jako „manna z nieba”. Zresztą w okresie, kiedy sektor notował niskie zyski albo wręcz ponosił stratę, nikt nie postulował, by dopłacać do jego działalności.
Kuriozalne wnioski
Absurdem jest też stwierdzenie, że banki „zarabiają kuriozalnie dużo”. Żeby móc porównać zyski, trzeba je do czegoś odnieść. Podstawową miarą tego, czy firma radzi sobie dobrze, jest rentowność kapitału własnego. A na tle innych krajów europejskich w polskim sektorze bankowym wskaźnik ten jest na umiarkowanym poziomie (i sporo niższym niż jeszcze 20 lat temu). Instytucje finansowe osiągają też gorszą rentowność niż inne branże w rodzimej gospodarce. W porównaniu z innymi państwami wynik finansowy polskiego sektora bankowego w relacji do PKB jest niski (co jest również pochodną jego niewielkich rozmiarów). Co więcej, przez długi czas stopa zwrotu z kapitału własnego była w naszym kraju niższa od kosztu kapitału. Teraz, po dziewięciu latach, sytuacja się wreszcie odwróciła.
Banki są opodatkowane na takich samych zasadach jak inne spółki, a do tego odprowadzają specjalny podatek bankowy (5,8 mld zł w 2024 r.). Niemal co czwarta złotówka z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych w 2024 r. pochodziła od instytucji finansowych (13,4 mld zł).
Oprocentowanie kredytów musi być większe od bazowej stopy NBP. To po prostu bzdura. Dla przykładu: w lipcu 2024 r. średnie oprocentowanie kredytów hipotecznych było niższe niż bazowa stopa banku centralnego aż w 18 krajach UE! W Polsce w tym czasie kredyt hipoteczny o ponad 2 proc. [powinno być: 2 pkt proc.] przewyższał stopy NBP i był najdroższy w UE”.
Zmuszanie banków do oferowania kredytów długoterminowych oprocentowanych poniżej opierającego się na stopie referencyjnej oprocentowania bonów pieniężnych NBP jest absurdalnym pomysłem. Instytucje finansowe przy zakupie bonów nie tylko osiągałyby wyższe dochody odsetkowe, lecz także nie ponosiłyby ryzyka stopy procentowej czy ryzyka kredytowego. Z perspektywy sektora bankowego oznaczałoby to absolutny brak uzasadnienia dla kontynuowania
działalności kredytowej.
Teza minister Pełczyńskiej-Nałęcz pomija też przyczyny obecnego stanu rzeczy. Po pierwsze, w Polsce od połowy 2021 r. wszystkie banki mają w swojej ofercie kredyty hipoteczne oprocentowane stałą stopą na okres co najmniej pięcioletni, a niektóre oferowały je już wcześniej. Osoby, które zadłużyły się przed połową 2021 r., mogły również skorzystać z kredytów ze stałą stopą, refinansując swoje zobowiązanie. Zanim RPP zaczęła podnosić stopy procentowe, nie cieszyły się one jednak zainteresowaniem klientów.
Po drugie, polski sektor bankowy działa w warunkach wysokiego ryzyka prawnego i politycznego. Po fali pozwów frankowych powoli zaczynają się pozwy w związku z rzekomymi nieprawidłowościami w ustalaniu WIBOR-u. Co więcej, politycy w „trosce” o rzekomo biednych kredytobiorców obdarzają ich przywilejami, za które płacą banki. Dwuletnie wakacje kredytowe kosztowały je 15 mld zł. Populistyczne propozycje, o których słyszymy w ostatnich tygodniach, są kolejną odsłoną tego festiwalu.
Banki duszą dzisiaj polski rozwój. Mając nadmiar pieniędzy, w ogóle nie muszą zabiegać o klienta. Oferują więc takie warunki kredytów, że niewielu może sobie na nie pozwolić. Efekt? W Polsce mamy najmniej w Unii kredytów rozwojowych. A inwestycje w firmach zmniejszyły się rok do roku o 7,8 proc”.
Sektor bankowy odpowiada za niemal 87 proc. finansowania zewnętrznego firm. Jest przy tym głównym źródłem kapitału – również na inwestycje. Niski poziom kredytowania przedsiębiorstw wynika głównie z problemów po stronie popytu, a nie podaży – to tendencja długookresowa. Dodatkowo ze względu na napływ funduszy na walkę ze skutkami COVID-19 firmy osiągnęły dużą nadpłynność, przez co ich popyt na finansowanie zewnętrzne był znacznie niższy.
Niemniej poziom akceptacji wniosków kredytowych składanych przez przedsiębiorstwa jest relatywnie wysoki (65 proc.). Oznacza to, że jeśli już firma ubiega się o kredyt, to z dużym prawdopodobieństwem go dostanie – z odmową musi się liczyć tylko co dziesiąty wnioskujący. Oba wskaźniki są zbliżone do średniej unijnej.
Co tak naprawdę jest barierą inwestycyjną
Trzeba też podkreślić, że jako największą barierę inwestycyjną w Polsce przedsiębiorcy wskazują nie koszt finansowania, lecz jakość regulacji i stabilność prawa administracyjnego. Niepewność gospodarcza jest problemem również dla kredytujących firmy banków. A za to w dużym stopniu odpowiadają politycy.
Zapytany o to, dlaczego napada na banki, słynny rabuś Willie Sutton miał odpowiedzieć: „Bo tam właśnie są pieniądze”. Politycy chętnie podążają tym tropem. Rzecz w tym, że są to głównie pieniądze zwykłych ludzi, którzy w bankach deponują oszczędności i którzy – bezpośrednio albo za pośrednictwem funduszy emerytalnych i inwestycyjnych – posiadają akcje instytucji finansowych. Jeśli ktoś zapowiada kolejny podatek, to znaczy, że chce opodatkować oszczędzających.
Z makroekonomicznego punktu widzenia chęć pozbawienia banku centralnego możliwości transmisji sygnałów polityki pieniężnej stanowi niebezpieczną próbę wyłączenia jego kompetencji w zakresie dbania o wartość pieniądza. Trwająca kampania prezydencka w żaden sposób nie usprawiedliwia populizmu i podkopywania fundamentów polskiej gospodarki. ©Ⓟ
Autor jest prezesem zarządu i głównym ekonomistą Forum Obywatelskiego Rozwoju
Banki powinny się z nami podzielić
Podatek od nadzwyczajnych zysków jest nieskomplikowany, a jednocześnie trudny do uniknięcia. Stwarza to szansę na spore wzmocnienie dochodów budżetu państwa. Dodatkowe wpływy można by przekierować m.in. na edukację, mieszkalnictwo, profilaktykę zdrowotną czy transformację energetyczną. W ten sposób nadzwyczajne zyski banków rzeczywiście służyłyby społeczeństwu – a nie tylko jego wąskiemu wycinkowi.