Ostatnie deklaracje specjalnego wysłannika USA ds. Rosji i Ukrainy pozwalają określić zarys tego, co dla Ukrainy szykuje Waszyngton. Jeśli słowa gen. Keitha Kellogga staną się rzeczywistością, można zakładać, że w życie wejdzie wariant turbo-Donbasu.

Czyli wersji porozumień mińskich, ale na większą skalę. Z ryzykiem dalszego ograniczenia suwerenności Ukrainy i z pośrednim przyznaniem, że doszło do drugiego rozbioru tego państwa.

Kellogg szczegóły planu ma przedstawić podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, która jest planowana na 14–16 lutego. Dziś wiemy, że zaproponuje z jednej strony atrakcyjne dla Wołodymyra Zełenskiego hasło „Pokój poprzez siłę”, czyli potwierdzi gotowość USA do dalszych dostaw broni. Z drugiej strony będzie chciał zamrożenia konfliktu i czegoś, co określa się mianem specjalnego statusu dla okupowanego przez Rosjan Donbasu. Marchewką dla Ukrainy będą gwarancje bezpieczeństwa, jednak nie w postaci członkostwa w NATO. Rozmówcy DGP w polskiej i ukraińskiej dyplomacji nie byli w stanie odpowiedzieć, o jaki status Donbasu może chodzić. Ich zdaniem będzie on nieokreślony i – jeśli będą podpisywane przez Ukrainę i Rosję jakieś dokumenty – każda ze stron wpisze do nich własny wariant. Zełenski określi, że te tereny są tymczasowo okupowane, Rosjanie – że stanowią one część Federacji.

Źródła DGP mówią również, że coraz mniej realistyczny jest pomysł wysłania zachodnich wojsk na linię rozgraniczenia. Będzie to działać na takiej samej zasadzie jak po 2014 r., czyli ciężki sprzęt zostanie wycofany na pewną odległość od obecnej linii frontu (minimum 15 km, czyli do granicy zasięgu dronów FPV), ale bez wprowadzania do strefy buforowej zagranicznych wojsk. Zdaniem ukraińskiego politologa Jewhena Mahdy niechęć do takiego rozwiązania była zarówno po stronie zachodniej, jak i rosyjskiej. – Dlaczego Rosjanie, którzy nie chcą się zgodzić na wejście Ukrainy do NATO, mieliby się godzić na bazy Sojuszu na linii rozgraniczenia? – mówi w rozmowie z DGP Mahda.

O tym, że doszło do przyspieszenia w rozmowach o mrożeniu konfliktu, mogą też świadczyć komunikaty ze strony Kremla. Rosjanie w przeciekach dla zachodnich mediów sugerują, że są gotowi do rozmów. Takie same deklaracje w jednym z wywiadów kilka dni temu złożył Zełenski. Obwarował je jednak koniecznością wprowadzenia do formatu negocjacyjnego większej liczby sojuszników zachodnich.

Pewne jest to, że Kellogg zakwestionuje członkostwo Ukrainy w NATO. Pytanie jednak, czy określi to w sposób definitywny, czy w Monachium powie o zawieszeniu na pewien czas. O ten ostatni, kluczowy szczegół wciąż zabiega ukraińska dyplomacja. Kijów nie chce, aby ofiarą rozejmu – który nie będzie trwałym rozwiązaniem pokojowym – padły długofalowe ambicje w polityce zagranicznej.

Dla administracji Trumpa wejście Ukrainy do NATO jest sprawą całkowicie nierealistyczną. Panuje zasada wycofywania się z wojen, które są uznawane za niekończące się i zbędne dla USA. Ten trend wobec Kijowa zostanie zaakcentowany jeszcze bardziej, jeśli Izrael zdecyduje się na zaatakowanie irańskich instalacji nuklearnych. Wówczas wojna w Ukrainie będzie postrzegana jeszcze silniej jako problem prowincjonalny. Powierzony do zarządzania Europie i Rosji. Na razie trwają jednak przygotowania do rozmów.

Stany Zjednoczone myślą o tym, jak wywrzeć presję zarówno na Rosjan, jak i na Ukraińców – powiedział tydzień temu Kellogg. – To są te rzeczy, na które patrzymy, o których mówimy: jak wywierać presję nie tylko na Rosjan, lecz także na Ukraińców, i jakie stosować zachęty. Damy im zachęty, ale też punkty nacisku, by prezydent (USA – red.) miał karty przetargowe, by to sfinalizować – dodał.

Kellogg w swoim planie mrożenia konfliktu najpewniej pominie kwestię zachodniego kontyngentu wojskowego na linii rozgraniczenia. Ale podkreśli też rolę europejskich sojuszników z NATO w dozbrajaniu Kijowa na wypadek wybuchu nowej wojny. Rolę państwa ramowego w tej kwestii ma wziąć na siebie Wielka Brytania, która już teraz przejęła od USA przewodzenie w grupie Ramstein. Brytyjczycy podpisali również niedawno tzw. 100-letnią umowę o bezpieczeństwie z Ukrainą. Jak wynika z informacji DGP, jest w niej tajny załącznik, który określa techniczne zasady współpracy wojskowej między Londynem a Kijowem, w tym szczegółowy zakres współpracy wywiadowczej, m.in. w kwestii rozpoznania w przestrzeni nad Morzem Czarnym i nad terenami okupowanymi oraz w obwodach, z którymi Rosja graniczy z Ukrainą.

Ale czy mówienie o planie pokojowym dla Ukrainy, w sytuacji gdy dowódca połączonych sił ukraińskich szuka dodatkowych 50 tys. żołnierzy, którzy mogliby zapobiec katastrofie na Donbasie, nie brzmi jak koncepcja na wyrost? Generał Ołeksandr Syrski wyciąga ludzi z poszczególnych rodzajów sił zbrojnych – marynarki, sił obrony powietrznej, wojsk rakietowych – aby wcielić ich do wojsk lądowych. Mają trafić na wschód kraju, by pozwolić na wymianę najbardziej wymęczonych walką oddziałów. Kijów spodziewa się, że do czasu rozmów o mrożeniu konfliktu Rosja spróbuje zawojować jak największą część obwodu donieckiego. Stąd konieczność wzmocnienia frontu.

W tej chwili oddziały rosyjskie są w miejscowości Wełyka Nowosiłka, czyli ok. 3 km od granic obwodów dniepropietrowskiego i zaporoskiego. Pod Pokrowskiem próbują dotrzeć do drogi łączącej to miasto od zachodu z obwodem dniepropietrowskim. Ukraińcy wycofują się spod Kurachowego, gdzie znaleźli się w pułapce podobnej do tej pod Debalcewem w 2015 r. W tej chwili ewakuacja jest jedynym sposobem na to, by znaczne oddziały ukraińskie nie dostały się w okrążenie. Od północy Rosjanie próbują iść w kierunku drogi łączącej Charków z Iziumem i miastami garnizonowymi – Słowiańskiem i Kramatorskiem. Mają sukcesy w okrążaniu Czasiw Jaru, znajdującego się na wzniesieniu miasta, z którego można skutecznie terroryzować Konstantynówkę. Są również doniesienia na temat tego, że na już zdobytych terenach na Donbasie rosyjskie strojbaty – wojska inżynieryjne – remontują drogi. Co może świadczyć o tym, że chcą znacznie poprawić jakość logistyki dla walczących oddziałów. A to z kolei prowadzi do wniosku, że myślą o dalszym marszu na zachód. I przekroczeniu granic obwodu dniepropietrowskiego.

Ukraińcy odpowiadają atakami na rosyjskie rafinerie i próbują się umocnić w obwodzie kurskim, który postrzegają jako ważną kartę przetargową do rozmów. Wspominał o tym ostatnio Wołodymyr Zełenski. – Zobaczycie jeszcze, gdy dojdziemy do rozmów o dyplomatycznym uregulowaniu zakończenia wojny, (…) jakie warunki wysuną ruscy wobec Ukrainy i wobec kierunku kurskiego – mówił w środę. – Rozmowy o dyplomatycznym uregulowaniu rosyjskiej agresji wobec Ukrainy staną się bardziej klarowne podczas negocjacji o rosyjskim obwodzie kurskim, częściowo zajętym przez ukraińskie wojska – dodawał.

Z jednej strony Amerykanie ambitnie mówią o rozmowach. Z drugiej front zmienia się na niekorzyść Ukraińców. Niezależnie od tego Monachium będzie miejscem, które należy uważnie obserwować. To tam padną pierwsze konkrety na temat polityki Donalda Trumpa wobec Ukrainy. ©Ⓟ