„Znaleźliśmy się dzisiaj w piekle. Czeka nas ciężka noc” – napisał mi we wtorek wieczorem kolega z Bejrutu. Zaledwie kilka minut po tym, jak świat obiegła informacja, że Izrael zgodził się na opracowaną przez Amerykanów propozycję zawieszenia broni. Umowa, którą w imieniu Hez bollahu zaakceptował rząd Libanu, miała wejść w życie w środę o 4 nad ranem. Libańczycy spodziewali się, że Siły Obronne Izraela (IDF) wykorzystają ostatnie kilka godzin, by zadać ich państwu ostateczny cios. Kiedy izraelski rząd debatował, czy zgodzić się na przerwę w walkach, która mogłaby utorować drogę do ostatecznego zakończenia konfliktu, Bejrut doświadczył najbardziej intensywnego ostrzału od początku wojny. Pierwszy nalot, przeprowadzony bez ostrzeżenia, zniszczył czteropiętrowy budynek w sercu stolicy. Następnie doszło do ok. 20 uderzeń w południowe przedmieścia, poprzedzonych nakazami ewakuacji. Ludzie zaczęli panikować. Część próbowała się wydostać z miasta. Obawy nasiliły się pod wieczór, gdy Izrael – po raz pierwszy w ciągu trwającego od ponad roku konfliktu – kazał ewakuować się mieszkańcom centrum Bejrutu. Na celowniku znalazła się m.in. zamożna dzielnica u wybrzeża Morza Śródziemnego, w której mieści się kampus Amerykańskiego Uniwersytetu w Bejrucie. Zdezorientowani i wystraszeni Libańczycy szukali schronienia w szpitalu uniwersyteckim, inni spędzili wieczór na jednym z głównych placów miasta, okrywając się kocami i rozpalając ogniska.
Dla mieszkańców stolicy był to wyjątkowo trudny finał wojny, a może dopiero jej pierwszej fazy, bo trudno przewidzieć, czy zawieszenie broni się utrzyma. Ostrzały zrujnowały tętniące wcześniej życiem miasto. Według danych libańskiego ministerstwa zdrowia od października 2023 r. w kraju zginęło co najmniej 3,7 tys. osób, a ok. 15,7 tys. zostało rannych. „Każdego dnia zastanawialiśmy się, czyj dom zostanie zniszczony i kto z naszych bliskich umrze” – napisał mi kolega, który ostatni wieczór przed zawieszeniem broni pracował w kawiarni Sole Insight w chrześcijańskiej dzielnicy Mar Mikhael. Przed wojną niełatwo było tam upolować stolik nawet w środku tygodnia. W kawiarni mieszali się wieczorami lokalsi z turystami, pijąc piwo, śpiewając i tańcząc. Teraz właściciele lokalu cieszą się, jeśli uda im się obsłużyć dwóch klientów dziennie. Cudzoziemcy uciekli z Libanu po pierwszych nalotach, a miejscowi – znani z imprezowego stylu życia – stracili ochotę na zabawę. Ze względu nie tylko na trwające walki, lecz także ich wpływ na portfele. Bank Światowy szacuje, że konflikt spowoduje obniżenie dynamiki PKB Libanu o co najmniej 6,6 proc. w 2024 r. Przed wojną prognozował, że wzrost wyniesie w tym roku ok. 0,9 proc. To kolejny cios dla kraju, który od 2019 r. jest pogrążony w głębokim kryzysie gospodarczym, mającym korzenie w korupcji i złym zarządzaniu finansami przez kolejne rządy. Sytuację pogorszyły jeszcze wybuch w porcie w Bejrucie w 2020 r. i pandemia COVID-19. Funt libański stracił od tego czasu 98 proc. wartości. Inflacja przekroczyła w szczytowym 2021 r. 460 proc. „To jeden z najgorszych kryzysów gospodarczych na świecie od połowy XIX wieku” – oświadczył wówczas Bank Światowy.
Wracajcie do domów
Michael Young z Carnegie Endowment for International Peace w Bejrucie tłumaczy, że bojownicy musieli się zgodzić na zawieszenie broni, bo „ponosili coraz większe szkody”. – Izrael posuwał się w głąb Libanu, Hezbollah tracił kontrolę nad kolejnymi terytoriami. Iran wolał uniknąć całkowitego rozpadu bojówki – mówi Young. Dodaje, że na razie nie widzi szans na odbudowę organizacji. – Bądźmy poważni. Jak mieliby się odbudować? Mają broń, ale co mogą z nią zrobić? Zgodnie z zawartym porozumieniem muszą się ewakuować z południa kraju. Ich miejsce zajmie armia libańska. Jeśli się nie ewakuują, Izrael ich zaatakuje. On ma dzisiaj przewagę militarną – tłumaczy ekspert.
Południe kraju, gdzie na początku października izraelska armia rozpoczęła inwazję lądową, to obszar bogaty w gaje oliwne, plantacje bananów i drzewa cytrusowe. W ostatnich miesiącach tamtejsze wioski opustoszały. Bank Światowy szacuje straty w libańskim sektorze rolnym na 1,1 mld dol. Tuż po ogłoszeniu zawieszenia broni przewodniczący parlamentu i szef sprzymierzonej z Hezbollahem partii Amal Nabih Berri wezwał przesiedlonych w wyniku wojny Libańczyków do szybkiego powrotu do domu. – Wasza ziemia będzie silniejsza dzięki waszej obecności (...). Powinniście chronić ziemię, która widziała krew męczenników. Wróćcie do domów i przywróćcie życie wszystkim miejscom, które izraelska okupacja i agresja próbowały zniszczyć – apelował w przemówieniu telewizyjnym. Pomimo ostrzeżeń IDF, że na południu Libanu nie jest jeszcze bezpiecznie (Izraelczycy mają 60 dni na wycofanie wojsk z kraju), tysiące uciekinierów ruszyło w środę rano w stronę opuszczonych domów, a autostrady zapełniły się samochodami wyładowanymi po brzegi walizkami. Hezbollah ogłosił zwycięstwo, ale pozostali libańscy przywódcy publicznie powstrzymali się od nadmiernego optymizmu. Premier rządu tymczasowego Nadżib Mikati określił ostatnie dwa miesiące „najbardziej okrutnym etapem w historii państwa”.
Strefa totalnego zniszczenia
Wojska Izraela wkroczyły na terytorium sąsiada po roku regularnej wymiany ognia na granicy z Libanem zainicjowanej przez Hezbollah dzień po brutalnym ataku Hamasu z 7 października 2023 r. Przedstawiciele organizacji tłumaczyli, że to wyraz solidarności z Palestyńczykami ze Strefy Gazy. Władze w Tel Awiwie zapewniały, że przeprowadzą jedynie „ograniczoną” i „ukierunkowaną” operację przeciwko bojownikom. Powoływały się na naruszenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1701, która zakończyła konflikt między Izraelem a Hezbollahem w 2006 r. Dokument zakładał, że jedynymi siłami obecnymi w południowym Libanie mogą być libańska armia i Tymczasowe Siły Zbrojne ONZ (UNIFIL). Izraelczycy przekonywali też, że chcą umożliwić powrót do domów ok. 60 tys. mieszkańców atakowanej przez Hezbollah północnej części kraju. Plan był taki: wypchnąć bojowników na północ od rzeki Litani, płynącej ok. 30 km od granicy libańsko-izraelskiej. Zapowiedzi te pozostały niezrealizowane, co wykazało m.in. dochodzenie dziennikarskie amerykańskiej stacji NBC News. Reporterzy zweryfikowali posty publikowane przez izraelskich żołnierzy w mediach społecznościowych, przeanalizowali zdjęcia satelitarne i dane z radaru satelitarnego Sentinel-1 dostarczone przez CUNY Graduate Center i Uniwersytet Stanu Oregon. Wniosek? „IDF stworzyły strefę totalnego zniszczenia wzdłuż granicy Libanu z Izraelem” – czytamy w podsumowaniu śledztwa. Jak podkreśla NBC News, w strefach okupowanych przez siły izraelskie uszkodzonych lub zniszczonych zostało 5,6 tys. budynków, czyli 42 proc. wszystkich obiektów. Mało prawdopodobne, by każdy z nich był wykorzystywany przez Hezbollah. Na przykład w miejscowości Jarun, którą zamieszkują zarówno szyici, jak i chrześcijanie, zburzono ponad 60 proc. zabudowy. Z kolei w położonej na wzgórzu wiosce Mhaibib zniszczenia dotyczą prawie 90 proc. IDF twierdzi, że tego typu działania były uzasadnione, bo w przygranicznych miejscowościach znajdowały się liczne składy broni. Ich wyburzenie żołnierze opisują jako „niszczenie infrastruktury terrorystycznej”. Niewielu Izraelczyków podważa zasadność ofensywy. W przestrzeni publicznej przebijają się głównie głosy tych, którzy skrytykowali decyzję o zawieszeniu broni. Skrajnie prawicowy minister ds. bezpieczeństwa wewnętrznego Itamar Ben-Gewir oznajmił, że przerwa w walkach to „historyczny błąd”. Sprzeciw wyrazili także przedstawiciele umiarkowanej opozycji, w tym szef partii Jedność Narodowa Beni Ganc. – Wycofanie naszych sił z Libanu ułatwi Hezbollahowi reorganizację (...). Nie możemy zadowolić się połową wykonanej pracy – komentował.
Avi Melamed, były oficer izraelskiego wywiadu i autor książki „Inside the Middle East: Making Sense of the Most Dangerous and Complicated Region on Earth”, podkreśla w rozmowie z DGP, że decyzja o rozpoczęciu inwazji była słuszna. – Dowodem jest świetnie rozwinięta infrastruktura wojskowa Hezbollahu, którą IDF wykrył i zniszczył – przekonuje. Kiedy pytam, czy przebieg ofensywy uważa za sukces Tel Awiwu, tłumaczy, że „jest jeszcze za wcześnie, by to oceniać”. Jego zdaniem swoich celów nie osiągnął za to Hezbollah. – Były przywódca organizacji Hassan Nasrallah mówił w październiku, że nie przestaną atakować Izraela, dopóki nie zgodzimy się na zawieszenie broni w Strefie Gazy. Cóż, oni zgodzili się zaprzestać ataków na północny Izrael, a walki w Gazie wciąż trwają – dowodzi Melamed. I dodaje, że sukcesem będzie powrót do domów i bezpieczeństwo mieszkańców północy. – To się jeszcze nie wydarzyło. Izrael musi mieć pewność, że Hezbollah nie odbuduje na południu Libanu infrastruktury wojskowej – mówi Melamed.
Pianistka
Wojna z Hezbollahem od początku szła IDF lepiej niż inwazja w Gazie. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę, że Izrael przygotowywał się do niej od zakończenia poprzedniego konfliktu w 2006 r. Potwierdza to kilka spektakularnych operacji – jak ta z połowy września, kiedy doszło do zsynchronizowanej eksplozji setek pagerów w całym Libanie. Celem ataku byli członkowie Hezbollahu, którzy na początku roku ograniczyli korzystanie ze smartfonów, do których łatwo włamywały się izraelskie służby. W wyniku operacji zginęło kilkanaście osób – w tym m.in. 10-letnia dziewczynka – a ok. 2,8 tys. zostało rannych. Według informacji Libańczyków wszystkie wybuchy nastąpiły w ciągu pół godziny. Poprzedził je sygnał dźwiękowy, który miał skłonić właściciela pagera do sięgnięcia po urządzenie. Na taśmach z monitoringu widać, że niektórzy stracili w eksplozji palce, inni mieli obrażenia twarzy lub krwawili w okolicach kieszeni spodni. Izraelczykom udało się w zaledwie kilka miesięcy zabić większość elit Hezbollahu na czele z sekretarzem generalnym Hassanem Nasrallahem, dowódcą operacyjnym Ibrahimem Akilem, szefem programu rakietowego Ibrahimem Muhammadem Qabisim i dowódcą południowego frontu Alim Karakim. Według Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym Uniwersytetu w Tel Awiwie organizacja straciła 2,5 tys. członków.
Ofensywa w Libanie pozwoliła premierowi Binjaminowi Netanjahu odbudować pozycję w kraju. Po masakrze Hamasu z 7 października Izraelczycy oskarżyli „Bibiego” o dopuszczenie do tragedii. Przez wiele tygodni wychodzili na ulice, żądając jego dymisji. Dziś Likud ponownie pod wodzą Netanjahu cieszy się największym poparciem obywateli. Gorzej prezentuje się sytuacja Netanjahu na arenie międzynarodowej. Premier ściągnął na siebie oburzenie świata za zbrodnie popełnione w Gazie, a od ubiegłego tygodnia jest już oficjalnie ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK), który wydał nakaz jego aresztowania.
„Bibi” jest też krytykowany za brak kontroli nad działaniami żołnierzy. Liczne ataki na przedstawicieli UNIFIL, których w ostatnich miesiącach dopuścili się izraelscy żołnierze, spotkały się z ostrymi słowami nawet ze strony zachodnich przywódców. – Netanjahu nie powinien zapominać, że jego kraj powstał na mocy decyzji ONZ – stwierdził prezydent Francji Emmanuel Macron. Było to nawiązanie do głosowania Zgromadzenia Ogólnego z listopada 1947 r., które doprowadziło do wygaszenia brytyjskiego mandatu w Palestynie i podzielenia terytorium między Morzem Śródziemnym a rzeką Jordan na dwa państwa: żydowskie i arabskie. Powtarzane przez władze w Tel Awiwie hasło o „najbardziej humanitarnej armii świata” kontrastowało z obrazami z mediów społecznościowych. Żołnierze IDF regularnie publikowali na TikToku czy Instagramie nagrania, na których widać, jak plądrują domy i świętują wysadzanie budynków mieszkalnych. Na jednym z filmików młodzi Izraelczycy biegają po zgliszczach luksusowej willi, w której ostał się tylko fortepian. Kładą się na nim, grają, śmieją się i żartują. Nagranie szybko stało się viralem, dzięki czemu zidentyfikowano właścicieli domu. Ich córka, Julia Ali, zamieściła post na Instagramie, w którym pokazała, jak budynek wyglądał przed wojną. „Patrząc na to, jak miejsce, które nazywałam domem, zamienia się w gruz, czuję ból zbyt głęboki, by opisać go słowami (...). Widząc przechadzających się tam najeźdźców, którzy szydzą, dotykają pianina, czuję, jakby deptali kawałki mojej duszy” – napisała kobieta. Do wpisu dodała nagranie sprzed roku, na którym gra jeden z utworów z filmu „Pianista” Romana Polańskiego. ©Ⓟ
Ukrainizacja konfliktu
Netanjahu nie jest zainteresowany prawdziwym rozwiązaniem konfliktu. Woli nadęte slogany. Mówi, że będziemy walczyć aż do zwycięstwa. To bzdura. Nie sądzę, żeby można było wygrać taką wojnę. Hezbollah nigdy się nie podda. Ale Izraelska doktryna opiera się obecnie na biblijnej przypowieści o 10 plagach egipskich, które następują jedna po drugiej, a każda kolejna jest trudniejsza do opanowania. W końcu faraon się poddaje, uwalniając Izraelitów z niewoli i pozwalając im wrócić do ziemi obiecanej, Kanaan. Z Hezbollahem tak się jednak nie stanie.