Wybuch pagerów należących do bojowników Hezbollahu przejdzie do historii jako jedna z najefektywniejszych akcji sabotażowych. Zaraz po niej doszło do zabójstw wieloletniego przywódcy organiza-cji Hasana Nasrallaha i jego następcy. A wiele wskazuje, że to jedynie prolog do dramatu, którym stanie się wkroczenie izraelskiej armii do Libanu. Historia pierwszej inwazji na sąsiada, rozpoczęta w czerwcu 1982 r., pokazała, że wygrywać bitwy jest tam łatwo. Jednak zwyciężyć w tej wojnie nikomu się nie udało.

Kruchy ład

„Liban – Szwajcaria Lewantu, bankier Bliskiego Wschodu – te nazwy przez dziesiątki lat funkcjonowały w nomenklaturze międzynarodowej” – podkreśla Ibrahim El-Cheikh w opracowaniu „Przyczyny wojny domowej w Libanie w latach 1975–1990”. Jeszcze pod panowaniem tureckim w prowadzonych przez chrześcijan libańskich bankach oszczędności trzymali arabscy szejkowie, a do kraju ściągali na wakacje zamożni Europejczycy. Po ogłoszeniu w 1943 r. niepodległości tamtejszy rząd „zerwał z tradycją państw tego regionu i zniósł kontrolę dewizową, dopuszczając jednocześnie cudzoziemców do działań gos podarczych na libańskim rynku wewnętrznym” – pisze Ibrahim El-Cheikh. Dzięki temu nastąpił szybki rozwój banków i handlu zagranicznego, a także wzrost znaczenia Bejrutu jako centrum finansowego.

Młode państwo było jednak słabe, co w dużym stopniu wiązało się z jego strukturą religijną. Liczący ok. 3 mln mieszkańców kraj ukształtowała mozaika wyznań. Oficjalnie zarejestrowanych było 18, wśród nich: szyici, sunnici, druzowie, prawosławnymi, grekokatolicy, nestorianie. Dla utrzymania jedności państwa stworzono unikatowy system, nazwany konfesyjnym, w którym najważniejsze grupy religijne miały gwarancję udziału w rządzeniu. W 128-osobowym Zgromadzeniu Narodowym dzielono mandaty tak, aby po wyborach utrzymać kluczową zasadę: na sześciu wybranych chrześcijan musi przypadać pięciu muzuł manów. Prezydentem i dowódcą armii zawsze zostawał chrześcijanin, premierem – sunnita, a przewodniczącym parlamentu – szyita. Dzięki temu liderzy czołowych grup religijnych patrzyli sobie na ręce, a kraj pozostawał w stanie politycznej równowagi, często prowadzącej do paraliżu. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji przez władzę ustawodawczą i wykonawczą graniczyło z cudem. „Problem polegał przede wszystkim na tym, że praktycznie nie istniało zintegrowane społeczeństwo, jednostki również niewiele znaczyły, liczyły się tylko grupy, partie, wspólnoty religijne. Obywatel, który nie przynależał do żadnej z grup, znajdował się zupełnie poza teatrem politycznym” – zauważa Ibrahim El-Cheikh. Na to nakładały się coraz większe dysproporcje majątkowe między bogacącymi się chrześcijańskimi i muzułmańskimi elitami a resztą Libańczyków, wciąż żyjących w ubóstwie. Ten kruchy ład zaczął w końcu mocno trzeszczeć za sprawą nagłego napływu palestyńskich uchodźców.

Ofiara Palestyny i Izraela

„W wyniku wojny arabsko-izraelskiej w 1967 r., a następnie tragicznych wydarzeń w Jordanii w 1970 r. liczba palestyńskich uchodźców w Libanie znacznie się zwiększyła. Szacunkowe dane mówią o 400 tys. przy około 3,7 mln ludności całego kraju” – pisze Ibrahim El-Cheikh. Palestyńczycy szybko zaczęli tworzyć w Libanie struktury Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) i radykalnych bojówek, które chciały kontynuować walkę o wyzwolenie arabskich ziem spod władzy Izraela. Jednocześnie przybysze szukali sojuszników wśród libańskich radykałów. Sparaliżowane, rozbite państwo okazało się bezradne wobec agresywnej mniejszości. Zwłaszcza że świat arabski uznał bojowników z OWP i ich przywódcę Jasira Arafata za bohaterów. W październiku 1974 r. na szczycie Ligii Arabskiej w marokańskim Rabacie organizację ogłoszono „jedynym prawowitym przedstawicielem narodu palestyńskiego”, a kraje posiadające złoża ropy naftowej zobowiązały się ją wspierać finansowo.

Izrael nie zamierzał się temu biernie przyglądać. „Od 1973 do 1978 r. miało miejsce 1548 operacji militarnych z udziałem Izraela w południowym Libanie” – wylicza Krzysztof Mroczkowski w opracowaniu „Armia regularna przeciw armii terrorystów na przykładzie operacji izraelskich sił obrony w Libanie w 1982 i 2006”. Z miesiąca na miesiąc „bliskowschodnia Szwajcaria” coraz bardziej przypominała beczkę prochu. Libański rząd chciał, żeby za walkę z OWP odpowiadała armia, której dowództwo znajdowało się w rękach chrześcijan. Ugrupowania druzyjskie i muzułmańskie stanęły po stronie Palestyńczyków.

13 kwietnia 1975 r. bojówka Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (odłamu OWP) zakłóciła uroczystości religijne pod kościołem Notre Dame de la Delivrance we wschodnim Bejrucie. Zirytowani członkowie Partii Kataeb, zwanej Falangą, zrzeszającej prawicowych chrześcijan, w odpowiedzi zastrzelili kierowcę jednego z palestyńskich samochodów. Zaraz potem dwa auta Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny ostrzelały stojących przed świątynią wiernych. Zginęły cztery osoby. W odwecie falangiści tego samego dnia zorganizowali zasadzkę na autobus z Palestyńczykami. Wprawdzie wiózł on członków konkurencyjnego Arabskiego Frontu Wyzwolenia Palestyny (ALF), ale dla żądnych zemsty napastników nie miało to znaczenia. W poszatkowanym kulami pojeździe zginęło 27 ludzi, a 19 odniosło ciężkie rany.

Masakra okazała się iskrą, która rozpętała w Libanie wojnę domową. „Do tego doszły intrygi Syrii, która prowokowała konflikty muzułmanów i chrześcijan. Wykorzystując jako pretekst walki wyznaniowe, do jakich doszło w 1975 r., armia syryjska wkroczyła 2 listopada 1975 r. (do Libanu – red.)” – pisze w monografii „Terroryzm. Wybrane zagadnienia” Andrzej Małkiewicz. „Państwo przejściowo rozpadło się na fragmenty zarządzane przez lokalne siły tworzące własne milicje, na ogół o charakterze wyznaniowym. W ich obrębie niekiedy dokonywała się radykalizacja, podejmowano wzajemne walki, często sięgając do metod terrorystycznych” – dodaje.

Wojna domowa z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej brutalna. „Setki chrześcijańskich cywilów zginęły w masakrze podczas palestyńskiego szturmu na maronicką miejscowość Damour i setki palestyńskich cywilów zabito podczas maronickiego ataku na obóz Tel Zatat. Każda taka masakra wywoływała po stronie przeciwnej chęć odwetu, każdy odwet zapowiadał nowe, bestialskie mordy” – relacjonuje Konstanty Gebert w książce „Miejsce pod słońcem. Wojny Izraela”. OWP nie rezygnowała zaś z ataków na państwo żydowskie. „Bywało, że mieszkańcy miast izraelskiej północy przez kilka dni z rzędu, ze względu na ostrzał palestyńskich dział i katiuszy, szczodrze przekazanych przez Syrię z sowieckich dostaw broni, nie mogli wychodzić ze schronów” – dodaje Gebert.

W imię bezpieczeństwa

Izrael odpowiedział wysłaniem wojsk w głąb Libanu. To tylko zaogniło konflikt w regionie. Syryjczycy podporządkowali sobie północną część kraju w sojuszu z siłami chrześcijan, na którego czele stał jednoczący różne odłamy prawosławia Front Libański. Południe pozostało w rękach koalicji ugrupowań muzułmańskich, OWP i szyickich milicji Amal (czyli Libańskich Oddziałów Oporu). Bejrut rozpadł się na części wschodnią, chrześcijańską, oraz zachodnią, muzułmańską.

Krajom arabskim pod wodzą Egiptu i Arabii Saudyjskiej co jakiś czas udawało się wynegocjować zawieszenie broni. Gdy w marcu 1978 r. Izrael przeprowadził operację „Litani”, dążąc do zniszczenia bazy OWP na południu Libanu, konfliktem zajęła się Organizacja Narodów Zjednoczonych. Na mocy rezolucji nr 425 na granicy izraelsko-libańskiej rozmieszczono liczący ok. 6 tys. żołnierzy kontyngent UNIFIL (Tymczasowe Siły Zbrojne ONZ w Libanie), który miał pilnować pokoju.

Izrael nie miał zaufania do misji, dlatego postanowił utworzyć na granicy strefę bezpieczeństwa przy wsparciu chrześcijańskiej Armii Południowego Libanu (APL) opartej na aktywistach Falangi, która „wywodziła się z jawnie profaszystowskich ruchów lat 30., zafascynowanych Mussolinim i Hitlerem. Izrael i falangistów łączyła wspólna wrogość wobec Palestyńczyków, a także przeświadczenie, że na muzułmańskim Bliskim Wschodzie Liban powinien być krajem dla chrześcijan, tak jak Izrael jest krajem dla Żydów” – pisze Gebert. Minister obrony Ariel Szaron i premier Menachem Begin chcieli, aby to chrześcijanie przejęli kontrolę nad Libanem, a potem – wzorem Egiptu – podpisali układ pokojowy z Izraelem. Nie żałowali więc APL broni ani innej pomocy. „O swych dalekosiężnych planach Szaron nie informował ani izraelskiej opinii publicznej, ani nawet całego rządu” – twierdzi Gebert.

Wysiłki Begina doprowadziły do zerwania sojuszu syryjsko-chrześcijańskiego. Damaszek z przeciwnika OWP nagle stał się patronem Palestyńczyków. Taka linia podziału ułatwiała zadanie Izraelowi, a jednocześnie na nowo rozpaliła wojnę domową. W kwietniu 1981 r. lepiej uzbrojona APL podjęła próbę przejęcia Doliny Bekaa z rąk syryjskich. Te broniły się jednak zaciekle. Nie pomogło nawet wsparcie izraelskiego lotnictwa. Syryjczycy, używając zestawów rakietowych ziemia-powietrze dostarczonych przez Związek Radziecki, zestrzelili 27 samolotów wroga. W tym czasie OWP ostrzeliwała z sowieckich haubic izraelskie miasta i osiedla. Państwo żydowskie odpowiedziało nalotami na Bejrut. Otwarta wojna wisiała na włosku, ale powstrzymała ją interwencja Stanów Zjednoczonych, które w połowie lipca 1981 r. wymusiły zawieszenie broni.

Mimo licznych incydentów potrwało ono prawie rok. Aż wieczorem 3 czerwca 1982 r. trzech Palestyńczyków z organizacji terrorysty Abu Nidala postrzeliło pod londyńskim hotelem Dorchester izraelskiego ambasadora Shlomo Argova. Po trzech miesiącach śpiączki Argov odzyskał przytomność, ale nigdy nie odzyskał wzroku. W odwecie Izrael postanowił zaprowadzić w Libanie swój porządek wedle planów Szarona.

Wojna w imię pokoju

Choć Abu Nidal był wrogiem Arafata, niewiele obchodziło to Izraelczyków. Terrorysta wyświadczył im wręcz przysługę. Oburzeni zamachem członkowie rządu w Tel Awiwie zaakceptowali plan operacji „Pokój dla Galilei”, która zakładała zniszczenie sił OWP na pograniczu i zajęcie terytorium Libanu po rzekę Awali. „Po osiągnięciu celów militarnych, eliminacji groźby terroryzmu i uzyskaniu gwarancji bezpieczeństwa dla Izraela ze strony rządu Libanu, armia miała się wycofać” – pisze Gebert.

Ofensywa ruszyła o świcie 6 czerwca 1982 r. Na liczący ok. 22 tys. żołnierzy kontyngent syryjski, wspierany przez 15 tys. bojowników muzułmańsko -palestyńskich, uderzyła ponad 70-tysięczna armia izraelska wraz z 30 tys. chrześcijan z Armii Południowego Libanu. W pierwszych dniach operacja przebiegała gładko. Służby specjalne i zwiad powietrzny bezbłędnie rozpracowały syryjski system obrony przeciwlotniczej w Dolinie Bekaa. Było to o tyle ważne, że bez wsparcia z powietrza szturmowanie terenu przyniosłoby olbrzymie straty armii izraelskiej. Po południu 9 czerwca doszło do zniszczenia syryjskich stacji radiolokacyjnych, po czym kolejne fale myśliwców F-15 i F-16 przeszły do ataku na baterie pocisków ziemia-powietrze SAM. W odpowiedzi Syryjczycy poderwali wszystkie samoloty myśliwskie, którymi dysponowali. Nad Doliną Bekaa rozegrała się gigantyczna bitwa powietrzna, która zamieniła się w rzeź sowieckich migów 21 i 23. Izraelczycy całkowicie sparaliżowali naziemne systemy naprowadzania i śledzenia celów wroga.

Doliczono się ponad 80 zestrzelonych syryjskich myśliwców. Izrael twierdził, że nie stracił ani jednej maszyny. Dominacja w powietrzu utorowała drogę do blitzkriegu w Dolinie Bekaa. Po Syryjczykach pozostały tam jedynie wraki spalonych czołgów. Najbardziej zaciekły opór postawiło tysiąc Strażników Rewolucji przerzuconych na polecenie ajatollaha Chomeiniego z Iranu. Pod ich przywództwem libańscy szyici zaczęli się zrzeszać w Partii Boga – po arabsku: Hezbollah.

Tymczasem armia izraelska znalazła się na przedpolach Bejrutu i wbrew obietnicom Szarona nie zamierzała kończyć operacji po kilku dniach. „Roz poczęło się oblężenie miasta, a ściślej mówiąc jego zachodniej, muzułmańskiej części, znajdującej się pod palestyńską kontrolą. Dla falangistów oznaczało to perspektywę zwycięstwa, po siedmiu latach wojny domowej, nad ich muzułmańskim wrogiem” – podkreśla Konstanty Gebert. Zachodni Bejrut bronił się jednak zaciekle. Wraz z przedłużającym się oblężeniem, które kosztowało życie kilkudziesięciu tysięcy cywili, sympatia do Izraela w Libanie i na świecie gwałtownie słabła. Do gry znowu wszedł wówczas Waszyngton. Prezydent Ronald Reagan wydelegował na Bliski Wschód swojego specjalnego wysłannika Philipa Habiba, aby wynegocjował pokój. Mediacje przyniosły 21 sierpnia 1982 r. porozumienie o zawieszeniu broni i ewakuacji sił OWP z Libanu pod nadzorem zbrojnego kontyngentu USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch. Prawie 14 tys. członków organizacji przewieziono m.in. do Libii, Tunezji, Iraku. Zniknięcie wroga nie oznaczało jednak końca wojny.

Wieczny pat

Rozejm wynegocjowany przez Habiba miał otworzyć drogę do procesu pokojowego, a pierwszym etapem miało być wybranie nowych władz Libanu, uznawanych przez wszystkie strony. Problem w tym, że w Bejrucie nadal było zakonspirowanych ok. 2 tys. członków OWP, a izraelska inwazja spowodowała radykalizację nastrojów wśród sunnitów i szyitów. Hezbollah rósł w siłę. „Trwały przygotowania do wyboru Baszira Dżemajela, syna wodza zwycięskiej Falangi, na zarezerwowane dla chrześcijan stanowisko prezydenta kraju. Wątpiących przekonały izraelskie naciski i Dżemajel został wybrany” – relacjonuje Gebert. „Nie zdążył jednak objąć stanowiska; we wtorek 14 września zginął, wraz z 25 innymi osobami, w zamachu terrorystycznym” – dodaje. Na zlecenie Damaszku atak przeprowadzili członkowie Syryjskiej Narodowej Partii Libańskiej. W ten sposób rządzący Syrią dożywotni prezydent Hafiz al-Asad wysadził w powietrze proces pokojowy.

Odwet falangistów za śmierć syna ich wodza był krwawy. Nocą z 16 na 17 września 1982 r. wdarli się do obozów dla palestyńskich uchodźców pod Bejrutem i zamordowali ponad 800 niewinnych ludzi, głównie kobiety, dzieci i starców. Wiedząc, co się szykuje, szef sztabu Sił Obronnych Izraela gen. Rafael Eitan wydał rozkaz żołnierzom o treści: „Nie wchodzić do obozów uchodźców. Przeszukiwanie i czyszczenie obozów ma być dokonane przez falangistów lub Armię Libańską”. Gdy amerykański dyplomata Morris Draper próbował namówić generała do powstrzymania mordów, ten odparł: „Pozwól, że ci wyjaśnię. Liban jest w punkcie wybuchu szału zemsty. Nikt nie może ich powstrzymać. Wczoraj rozmawialiśmy z Falangą o ich planach. Nie mają silnego dowództwa... Są opętani ideą zemsty”.

Masakra Palestyńczyków wywołała protesty na całym świecie. Nawet w Izraelu – na demonstracji antywojennej w Tel Awiwie stawiło się 24 września ponad 400 tys. ludzi. „Pod presją opinii publicznej 28 września rząd powołał dochodzeniową komisję śledczą pod przewodnictwem przewodniczącego Sądu Najwyższego Itzhaka Kahana, której celem było zbadanie, co dokładnie zaszło w obozach i jaką odpowiedzialność za to ponoszą Izraelczycy” – relacjonuje Gebert. Wprawdzie część opublikowanego w lutym 1983 r. raportu utajniono, ale nawet ta jawna była wstrząsająca. Premierowi Beginowi zarzucono, że choć dostawał na bieżąco informacje o przebiegu masakry, nie wykazał nią żadnego zainteresowania. Ministra Ariela Szarona i szefa sztabu gen. Eitana uznano za winnych niedopełnienia licznych obowiązków, a także zarzucono im udzielenie Falandze nieformalnej zgody na rzeź. Pod naciskiem mediów i opinii publicznej premier Begin odwołał Szarona, a następnie sam podał się do dymisji.

Tymczasem wojna domowa w Libanie wybuchła z nową siłą, mimo że powrócił tam kontyngent amerykański, wspierany przez żołnierzy francuskich i włoskich. Podobnie jak Izraelczycy, przekonali się, że mały kraj nad Morzem Śródziemnym to śmiertelna pułapka. Międzynarodowe wojska okazały się niezdolne do rozbicia muzułmańskich organizacji terrorystycznych, z Hezbollahem na czele, które przeprowadzały coraz krwawsze zamachy. 23 października 1983 r. dwie wyładowane materiałami wybuchowymi ciężarówki, kierowane przez zamachowców samobójców, wjechały na teren koszar w Bejrucie, gdzie stacjonowali amerykańscy marines i francuscy spadochroniarze. Potężne eksplozje zabiły 241 żołnierzy USA i 58 Francji. Incydenty przyśpieszyły decyzję o wycofaniu zachodnich sił z Libanu w lutym 1984 r. Wojska izraelskie ewakuowały się na linię rzeki Awali we wrześniu 1984 r., jak obiecał niegdyś Szaron. Przy granicy powstała tzw. strefa bezpieczeństwa o szerokości ok. 10 km. Pozostawieni sami sobie chrześcijanie i muzułmanie mogli kontynuować wojnę domową, która wygasła dopiero w 1992 r. A wkrótce miejsce OWP zajął w Libanie Hezbollah. ©Ⓟ