Unia Europejska, po rozpoczęciu przez Rosję w lutym 2022 r. inwazji na Ukrainę, drastycznie ograniczyła import gazu ziemnego ze wschodu, co gwałtownie podniosło jego ceny. Wzrost rachunków uderzył w całe społeczeństwa. Chcąc pomóc dotkniętym kryzysem energetycznym, rządy państw europejskich wprowadziły dopłaty do energii, np. Austria, Niemcy i Dania uchwaliły jednorazowe ulgi oraz zasiłki, zaś Wielka Brytania, Czechy i Polska ograniczyły z góry jej ceny, de facto dopłacając do każdej kilowatogodziny.
Wobec różnorodności polityk należy zapytać, jak powinna wyglądać interwencja, która wydajnie wspierałaby najbardziej potrzebujących. Tym pytaniem zająłem się wraz z ekonomistami Scottem Kominersem (Uniwersytet Harvarda), Mohammadem Akbarpourem (Uniwersytet Stanforda) oraz Piotrem Dworczakiem (Uniwersytet Northwestern). Porównując możliwe programy pomocy, musimy pamiętać, że będą one bardzo kosztowne – w niektórych krajach ich wartość sięga aż 5 proc. PKB. Skoro wydajemy tak dużo, musimy się upewnić, że pieniądze trafiają do potrzebujących, a nie do zamożnych, którzy bez problemu poradzą sobie z opłacaniem rachunków. Te programy muszą też zachęcać do oszczędzania energii, bo jej podaż jest ograniczona.
Dopłacanie do każdej zużytej jednostki prądu nie spełnia żadnego z tych celów. Po pierwsze, pomaga głównie rodzinom zamożnym, gdyż to one zużywają najwięcej energii. Po drugie, sztuczne zaniżanie cen zachęca do nadmiernego jej zużycia, co pogłębia problem niedoboru. Standardowa teoria ekonomiczna sugeruje wprowadzenie niezależnych od zużycia dopłat do rachunków. Na przykład taki program mógłby co miesiąc pokrywać X zł rachunku każdej rodziny o dostatecznie niskich zarobkach. Byłby on bardziej egalitarny (nie dawałby większych dopłat bogatszym), a wysokie ceny nadal zachęcałyby do oszczędności. Innymi słowy, lepiej pozwolić cenom wzrosnąć, niż je zaniżać, jednocześnie dając najbiedniejszym pieniądze, z których będą w stanie zapłacić wyższe rachunki.
Nasza praca pokazuje, że jest możliwe lepsze rozwiązanie. Rząd mógłby dofinansowywać rachunki tylko wtedy, gdy zużycie nie przekracza pewnego limitu, zaś ceny kilowatogodzin powyżej tego progu byłyby wyższe niż rynkowe. W ramach takiej polityki bogatsi, gotowi płacić za wyższe zużycie energii, de facto dokładaliby się do dofinansowania oferowanego tym, którzy ograniczają konsumpcję prądu i gazu do ustalonego progu. Spryt takiego rozwiązania polega na tym, że kieruje ono pomoc do potrzebujących niejako automatycznie – samo to, że obniżka zależy od oszczędności, sprawia, że dostają ją przeważnie rodziny mniej zamożne.
Należy jednak pamiętać o wyjątkach – niektóre rodziny wielodzietne lub mieszkające w domach o słabej izolacji termicznej nie będą w stanie znacznie obniżyć zużycia energii. Takie programy pomocowe będą zatem działać jedynie wtedy, gdy zaoferujemy tym rodzinom dodatkowe wsparcie. Moglibyśmy to zrobić, np. uzależniając wysokość progów zużycia od liczby dzieci albo tego, czy dana rodzina mieszka w bloku, czy w domu na wsi. Jeśli uwzględni się takie czynniki, powyżej progu znajdą się przeważnie ludzie zamożni, którzy pomocy w opłacaniu rachunków nie potrzebują.
Kryzys energetyczny wymaga nowych rozwiązań, które pozwolą na wydajne wsparcie najbardziej potrzebujących. Jeśli nasza propozycja zostanie odpowiednio dostosowana do potrzeb gospodarstw domowych, może stanowić właśnie takie rozwiązanie. ©Ⓟ