Oto nadciąga największa rewolucja technologiczna od dekad. Ten, kto ją odpowiednio wykorzysta, będzie bogaty, ten, kto ją przegapi, będzie jeździł do zwycięzców zbierać szparagi. Politycy III RP mają jednak zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie. Najwyraźniej ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego Dariuszowi Wieczorkowi oraz jego zastępcy prof. Maciejowi Gduli zabrakło czasu na przeczytanie raportu Draghiego. To zrozumiałe, bo liczy on sobie aż 327 stron wypocin sporządzonych na podstawie informacji z prawie 230 źródeł, w tym: OECD i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, BASF, Amazona, Google'a oraz badań i analiz sporządzonych przez wielu wybitnych ekonomistów. Pech Lewicy polega na tym, że wedle umowy koalicyjnej oddano jej pieczę nad instytucjami z obszaru: nauki, badań naukowych oraz prac innowacyjnych. W takim np. Totalizatorze Sportowym można obsadzić od góry do dołu wszystkie dobrze płatne stanowiska partyjnym aktywem wraz z krewnymi i przyjaciółmi i nic się nie stanie – firma będzie nadal działać i przynosić zyski. A Lewica, żeby móc gdzieś kogoś obsadzić, musi najpierw wywalić na bruk ludzi nie do zastąpienia, cieszących się szacunkiem, międzynarodową renomą, rozpoznawalnością na zachodnich uczelniach i w technologicznych korporacjach. A najgorsze, że często emocjonalnie zaangażowanych w swoją pracę, pragnących dobra ojczyzny i patologicznie uczciwych.
Nie ma sensu wyliczać wciąż wydłużającej się listy naukowców z Sieci Badawczej Łukasiewicz, Centrum GovTech, którym podwładni ministra nauki i jego zastępcy przekazali jasny komunikat, że miejsca dla nich nie ma. Każdy może sobie wpisać w wyszukiwarkę pytanie o nazwiska i dorobek naukowy wspomnianych osób. Na bieżąco eksterminację jednostek badawczych opisuje na łamach DGP Anna Wittenberg. Przejdźmy od razu do prawdziwej wisienki na torcie, czyli IDEAS NCBR, spółki zajmującej się badaniami nad sztuczną inteligencją. Dokładnie tym, co wedle najlepszych ekspertów w Europie i USA będzie stymulować rozwój ekonomiczny świata w najbliższych dekadach. Twórca IDEAS, cieszący się renomą wybitnego specjalisty od AI prof. Piotr Sankowski, zdaniem ministra Wieczorka (cieszącego się renomą wybitnego działacza partyjnego) się nie sprawdził. Zastąpiono go zatem specjalistą od nauk inżynieryjno-technicznych dr. hab. Grzegorzem Borowikiem. Sławnym naukowcom od AI, ściągniętym do IDEAS z całego świata przez prof. Sankowskiego, dano w ten sposób do zrozumienia, że… nie ma dla nich miejsca.
Sytuacja ma tę zaletę, iż umożliwia powtórzenie manewru z wrocławskiego ośrodka PORT Sieci Badawczej Łukasiewicz. Wiosną wywalono z niego 30 osób, żeby wykroić odpowiednio sutą pensję dla działacza Lewicy Bartłomieja Ciążyńskiego (wedle deklaracji majątkowych najbogatszego polityka na Dolnym Śląsku). Wprawdzie oznacza to, iż badania nad sztuczną inteligencją zostały w Polsce ukatrupione, ale – powiedzmy sobie wprost – ktoś te szparagi zbierać musi. A Polacy, w przytłaczającej większości potomkowie chłopstwa pańszczyźnianego, na tym polu są po prostu znakomici.
Trudno oczekiwać, by proces nieintencjonalnego ukatrupiania zaawansowanych technologicznie badań naukowych w Polsce został zatrzymany. Nieintencjonalnego, bo przecież Lewica nie robi tego, bo nienawidzi naukowców. Ot, tak się koalicyjnie złożyło, iż może się wyżywić tylko ich kosztem. Poza tym, jak to ładnie ujął Włodzimierz Czarzasty zaraz po wyborach, „Po 18 latach Lewica wraca do współrządzenia. Chcę wam powiedzieć, że nikt nam tego nie zabierze”.
Na 18 lat wygłodzenia i idącą za tym pazerność nałożył się więc wybuch szalonego szczęścia. Porównywalnego z tym, jakiego doświadczały wiejskie psy w czasach trzymania ich na łańcuchach. Zwierzak, zerwawszy się z niego, tracił rozum i instynkt samozachowawczy. Ze wściekłym ujadaniem pędził przez wieś, tarzał się we wszystkim, co napotkał na drodze, i uśmiechał całym pyskiem – zupełnie ślepy na otaczający świat, przez co często kończył pod kołami samochodu lub na drucie kolczastym. Lewica jest właśnie w takim stanie ducha. A że de facto jest federacją środowisk i towarzystw wzajemnej adoracji, nie istnieje w jej łonie osoba zdolna nad psim galopem zapanować. Mógłby to ewentualnie zrobić premier Tusk, tylko po co? Przecież w im wonniejszej materii psina się wytarza, tym smród wokół niej będzie większy.
W końcu przystawka sama poprosi: „zjedz mnie”. ©Ⓟ