Po tygodniu walk Ukraińcy kontrolują już ok. 1 tys. km kw. rosyjskiego obwodu kurskiego. Najpewniej udało im się wbić w głąb na ok. 30 km. Umocnili zdobyte pozycje, część oddziałów naciera dalej w kierunku Kurska. Niewykluczone, że celem operacji jest dotarcie w okolice Kurczatowa, gdzie znajduje się elektrownia atomowa. Jest ona wyposażona w sześć reaktorów – dwa są wyłączone, dwa w budowie, kolejne dwa działają. Wygaszenie tych stosów pozbawiłoby prądu znaczną część południowej Rosji.

Nie ma nic bardziej kompromitującego dla Władimira Putina niż złamanie niepisanej umowy z poddanymi, w której jedynowładca gwałci ich prawa, lecz zapewnia im względne bezpieczeństwo i syci ich poczucie siły poprzez rozszerzanie granic. Zamiast tego na Kurszczyźnie jest wojna. Po raz pierwszy od czasów niemieckiej operacji na łuku kurskim w 1943 r. działa tu obca armia. Skala walk jest, oczywiście, nieporównywalna. Między 5 lipca a 23 sierpnia 1943 r. Niemcy do operacji „Cytadela” zaangażowali 900 tys. żołnierzy, tracąc w walkach 57 tys. Związek Sowiecki wystawił 1,9 mln, zginęło 254 tys. Dziś w grze jest około kilku tysięcy żołnierzy po obydwu stronach.

Statystyka nie ma tu znaczenia

Wołodymyr Zełenski i gen. Ołeksandr Syrski dokonali czegoś znacznie ważniejszego. Wywracając stolik, złamali tabu, jakim wydawała się nienaruszalność terytorium Rosji. Z gotowymi wnioskami dla państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, gdyby w przyszłości miało dojść do konfrontacji między Sojuszem a Putinem. Po ofensywie w obwodzie kurskim stało się jasne, że w wypadku – mało prawdopodobnej – wojny NATO–Rosja do „zaorania” jest obwód królewiecki. Dokładnie na takiej samej zasadzie jak Kurszczyzna. Bo przenoszenie wojny na teren przeciwnika boli najbardziej.

Ukraińcy ponoszący ciężkie straty na Donbasie i liżący rany po majowym wtargnięciu Rosjan do obwodu charkowskiego pokazali, że można skutecznie wjechać na boisko wroga i zerwać z „narracją obaw i lęków”, w której Rosja jest przedstawiana zawsze jako strona dominująca, potężna, gotowa użyć broni atomowej. Tymczasem Rosja stroną dominującą być nie musi. Można jej powiedzieć „sprawdzam”. Nagrania ukraińskich żołnierzy upokarzają Putina. Pojmani młodzi 18- czy 20-letni rosyjscy żołnierze z poboru z zaklejonymi oczami trzęsą się ze strachu. Lokalna ludność albo się ewakuuje, albo przed ewakuacją grabi dobytek sąsiadów. Neostalinowska dyktatura nie projektuje tu siły. Jest kartonowa.

Sojusznicy nie wiedzieli o planach Zełenskiego

Po tygodniu walk Amerykanie i Niemcy – główni sojusznicy Kijowa – przyznali, że o planach Zełenskiego nie wiedzieli. Musieli odczekać tydzień, aby zobaczyć, w jakim kierunku pójdą sprawy, aby zdecydować się na zajęcie stanowiska. Sukces zachęcił ich do umiarkowanego poparcia działań Ukrainy. John Kirby, który odpowiada w USA za komunikację strategiczną, zaproponował, aby Putin, „jeśli mu się nie podoba, wyniósł się do diabła”. – Istnieją sprzeczne, a czasem także celowo sfałszowane informacje na temat operacji, która najwyraźniej została utajniona i była przygotowywana bez żadnych konsultacji – powiedział z kolei Wolfgang Büchner, zastępca rzecznika Olafa Scholza. A niemieckie ministerstwo obrony napisało, że „prawo międzynarodowe przewiduje, że państwo broniące się może również odpierać atak na terytorium agresora (…) nie ma żadnych dodatkowych warunków dotyczących użycia broni, przynajmniej jeśli chodzi o broń z zasobów Bundeswehry, które należałoby uwzględnić. Nie ma żadnych przeszkód, a Ukraina ma swobodę w wyborze opcji”.

I Amerykanie, i Niemcy powoli dają Ukrainie zielone światło do dokończenia tego, co zaczęła w obwodzie kurskim. Jednak bez zgody na użycie brytyjskich pocisków manewrujących Storm Shadow i amerykańskich, balistycznych ATACMS. Putin z kolei zapowiada zemstę i „godną odpowiedź”. Według brytyjskiego „Timesa” może to być próba zbombardowania ukraińskiej Rady Najwyższej lub siedziby prezydenta na ulicy Bankowej w Kijowie. Aby jednak przykryć klęskę, musiałby dokonać anihilacji 82 i 80 brygady desantowo-szturmowej i 22 zmechanizowanej, które weszły do Rosji. Albo ponownie ruszyć na Kijów i umocnić się pod ukraińską stolicą.

Czego po ofensywie spodziewają się sami Ukraińcy?

W zasadzie w Kijowie nikt już nie kryje, że zajmowane terytorium ma posłużyć jako waluta do wymiany podczas ewentualnych rozmów o zawieszeniu broni. To jednak odległa perspektywa. Do tego nie wiadomo, czy ostatecznie Ukraińcom uda się te tereny utrzymać pod kontrolą. Celem na teraz było zmuszenie Rosjan do wycofania części oddziałów napierających na Torećk, Pokrowsk i Czasiw Jar, trzy miejscowości, których zdobycie mogłoby doprowadzić do załamania frontu na Donbasie.

Z rozmów po stronie ukraińskiej wynika jednak, że na razie rosyjskie oddziały szturmowe – najbardziej doświadczone brygady – pozostają na pozycjach. Do obwodu kurskiego są sprowadzane za to jednostki złożone z mieszkańców Donbasu, którzy po 2014 r. poparli separatyzm. Czyli bataliony „Opłot”, „Sparta”, „Somali” czy „Śmierć”, które formalnie zostały włączone do rosyjskich sił zbrojnych. Dla Putina w bitwie o Donbas nie mają one strategicznego znaczenia. Ale wciąż jawią się jako bardziej zaprawione w bojach niż poborowi, których Ukraińcy masowo biorą do niewoli w obwodzie kurskim. Zanim nowe siły dotrą na miejsce, minie jednak sporo czasu, który na razie działa na korzyść Kijowa.

Ukraińcy, którzy nie są w stanie zatrzymać wału rosyjskiego przetaczającego się przez Donbas i po traumie Krynek utrzymywanych do niedawna wbrew logice po lewej stronie Dniepru, na dwóch innych odcinkach – w obwodzie kurskim i na Morzu Czarnym dokonali rzeczy niemal niemożliwych. Poza ofensywą lądową zmusili Flotę Czarnomorską do migracji na wschodnie wybrzeże, a samą Rosję do rozpoczęcia budowy portu wojennego w separatystycznej Abchazji. W międzyczasie całkowicie zniszczyli przeprawę promową między Portem Kawkaz a okupowanym Krymem. Był to podstawowy szlak zaopatrywania zgrupowania rosyjskich wojsk na półwyspie.

Działając praktycznie bez dużych okrętów wojennych, Ukraińcy sprawili, że Flota Czarnomorska stała się bezużyteczna; i zdaje się, że nie powiedzieli ostatniego słowa, szykując się do zniszczenia mostu Kerczeńskiego. Jeśli doliczyć do tego ich wojnę przeciw postwagnerowcom w Mali, Nigrze i Sudanie, uderzenia w rosyjskie rafinerie czy program celowanych zabójstw wymierzony w putinowskich funkcjonariuszy, nie można powiedzieć, że gra o Ukrainę jest zakończona. Rosja jest większa i zasobniejsza. Ale Ukraińcy są szybsi. ©Ⓟ