Jeśli przyjrzeć się bliżej zamachom w Dagestanie, to ich bezpośrednia przyczyna jest wybitnie lokalna. Bracia Omarowie – Osman oraz Adil, synowie Magomieda, szefa administracji powiatu siergokalińskiego – lobbowali za zbudowaniem meczetu, w którym modlono by się według purytańskiej wersji islamu, salafizmu. Obaj byli od dawna zradykalizowani. Jeden z braci miał przez ponad rok mieszkać w Turcji, w której mógł nawiązać kontakt z przedstawicielami Państwa Islamskiego. Na to jednak nie przedstawiono dowodów. Inny z zamachowców, Hadżimurat Kagyrow, był z kolei krewnym byłego mera Machaczkały Musy Musajewa, który odsiaduje wyrok za nielegalny handel ziemią. Kagyrow był miejscowym celebrytą z racji przynależności do popularnego klubu MMA – Eagles, sponsorowanego w przeszłości przez bliskiego Dmitrijowi Miedwiediewowi oligarchę – Zijawudina Magomiedowa. W przeszłości, bo Magomiedow utracił wpływy i dostęp do ucha Miedwiediewa, a przede wszystkim do państwowych przetargów, ok. 2018 r. i poszedł siedzieć.

Wszystkich zamachowców łączy pochodzenie – są z tej samej mieściny, liczącej nieco ponad 8 tys. dusz Siergokały. Położony w połowie drogi między Machaczkałą a Derbentem ośrodek administracyjny nie wyróżnia się niemal niczym. Jest wzorem z Sèvres nudy. Jednak to właśnie w takich miejscach od lat dojrzewa radykalizacja i nasila się odpływ od Federacji Rosyjskiej północnego Kaukazu.

Z jednej strony budujący się tam duchowo fundamentaliści są uwikłani w lokalne spory i porachunki, takie jak ten o meczet. Z drugiej – wpisują się oni w szerszy trend oddziaływania Państwa Islamskiego czy też radykalnego islamu na region. Przy czym od zawsze zamachy w Dagestanie miały w sobie komponent prowincjonalny. Tak było np. w serii dżihadystowskich ataków w 2010 r. i przy niepokojach z lat 2014–2015.

We wrześniu 2010 r. doszło do najbardziej spektakularnego zamachu – na obóz wojskowy Dalnij pod Bujnackiem. Wiosną tego samego roku dokonano podwójnego ataku bombowego w Kizlarze. W obu przypadkach celem byli wojskowi i pracownicy struktur bezpieczeństwa. Przez cały 2010 r. zginęło nawet do 100 przedstawicieli państwa rosyjskiego. Sprawcami byli islamscy fundamentaliści. Ale inspiracja była polityczna – lokalnym klanom chodziło o osłabienie rządzącego autonomicznym Dagestanem prezydenta Magomiedsałama Magomiedowa. Zamachy, porwania i morderstwa stawiały go w złym świetle. Jako tego, który nie panuje nad sytuacją.

Rok 2014 miał być z kolei rozprawą z fundamentalizmem. Zbliżała się olimpiada w Soczi i Władimir Putin nie chciał mieć w jej sąsiedztwie matecznika dżihadyzmu. Państwo sięgnęło po przemoc, zmuszając wielu z lokalnych liderów do wyjazdu na Bliski Wschód czy do Afganistanu, gdzie zradykalizowali się jeszcze bardziej. Przy okazji aktualizując wiedzę na temat prowadzenia wojny partyzanckiej.

Putin w 2014 r. zyskał chwilę oddechu. Mógł się skupić na olimpiadzie, a następnie aneksji Krymu i separatyzmie na Donbasie. Przegapił jednak to, że rośnie mu kolejne pokolenie obywateli Federacji, którzy nie identyfikują się z Rosją, tylko z religią w wydaniu salafickim. Gdy Putin rozprawiał się z coraz bardziej prozachodnią Ukrainą, na północnym Kaukazie przyspieszały derusyfikacja i islamizacja. Po 2021 r., po wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu i zamrożeniu wojny w Syrii oraz powołaniu do życia czegoś na wzór fundamentalistycznej republiki wokół miasta Idlib, proces znacznie przyspieszył.

Na to wszystko nakłada się wojna w Ukrainie, która od początku wysysa młodych mężczyzn z północnego Kaukazu, co powoduje jeszcze większą niechęć do państwa. Putin wie, że nie może sobie pozwolić na mobilizację w białych Moskwie czy Petersburgu. Dlatego za pomocą próśb (pieniądze) i gróźb (przymusowy zaciąg) tworzy bataliony „kawkaskich lic”, których nie szkoda do mięsnych szturmów na Donbasie czy pod Charkowem. Zysk jest podwójny – przesuwanie frontu oraz zmniejszanie zasobów demograficznych kłopotliwego regionu (północny Kaukaz). Czytaj: śmierć młodych mężczyzn, których światopogląd nie jest korzystny z punktu widzenia Kremla. Dokładnie na tej samej zasadzie w latach 2022 i 2023 wyczyszczono rosyjskie kolonie karne i więzienia, gdy Jewgienijowi Prigożynowi pozwolono przeprowadzić zaciąg wśród zeków do bitew o Sołedar i Bachmut.

Tym sposobem Putinowi może i uda się na moment spowolnić proces odpływania północnego Kaukazu od Rosji. Nie zmieni to jednak generalnego trendu, jakim jest duchowe przybliżanie się tego regionu do Bliskiego Wschodu i atrakcyjnego ideowo Afganistanu z próbującym się w nim zakorzenić Państwem Islamskim w Chorasan. Liderem tych zmian jest i będzie Dagestan. Swoisty Piemont tego procesu.

Miasta takie jak Machaczkała, graniczny Derbent, Siergokała czy Kizlar najpewniej częściej będą gościć na czołówkach światowych mediów. Bo Putin – przez swoją nieudolną politykę wobec trudnego regionu – hoduje sobie drugi, dżihadystowski front. Nie tylko uwikłał Rosję w niekończącą się wojnę z Ukrainą, lecz także będzie się borykał z konfliktem o rząd dusz wśród wyznawców islamu. Linią frontu są w nim teatry i centra handlowe, jak podmoskiewski Crocus City Hall – zamach terrorystyczny z marca, więzienia – bunt osadzonych oskarżonych o przynależność do ISIS w Rostowie nad Donem z połowy czerwca czy cerkwie, synagogi i posterunki policji – fala przemocy w Machaczkale i Derbencie. ©Ⓟ