Białoruś kończy redagowanie nowej doktryny wojennej, w której znajdzie się coś na wzór programu Nuclear Sharing.

Zakończona pod koniec marca seria ćwiczeń wojskowych na Białorusi pojawiła się w nagłówkach zachodnich gazet jako coś, co może przypominać szykowanie się do ataku na przesmyk suwalski. Alaksandr Łukaszenka nie szczędził zresztą słów, które rozpalały wyobraźnię komentatorów. Ubrany w kuriozalny mundur, siedząc w towarzystwie ulubionego szpica Umki – w entourage'u, którego nie powstydziłby się Władziu Valentino Liberace – wprost pytał ministra obrony: „Zawsze gadają o przesmyku suwalskim. Ile mamy kilometrów do terytorium Federacji Rosyjskiej?”.

Ale to wszystko poza. Forma presji. Ćwiczenia z wojskowego punktu widzenia miały marginalne znaczenie. Zaangażowano w nie ok. 5 tys. rezerwistów, którzy zasilili kadrowo 19 Brygadę Zmechanizowaną. Same manewry odbyły się na poligonie Lepelskim, niedaleko Zasłonowa, gdzie znajdują się dowództwo brygady oraz ważny węzeł kolejowy. Najbliżej granic NATO podszedł 4 Batalion Pancerny, wyposażony w czołgi T-72, który – jak podaje opozycyjny Biełaruski Hajun – utworzył punkt kontrolny na trasie M7 ok. 10 km od granicy z Litwą. Wcześniej w tym samym rejonie trenowała 111 Brygada Artylerii, wyposażona m.in. w zestawy Grad, zaś w rejonie Brześcia 103 Brygada Powietrznodesantowa.

Rozmówcy po stronie białoruskiej przekonują, że jakkolwiek ćwiczenia stanowiły prowokację wobec Litwy, to żołnierze 19 Brygady – jeśli już trafią na wojnę – najpierw zostaną przerzuceni na rosyjski poligon koło Rostowa nad Donem, zaś później niewykluczone, że na Donbas. Tylko że pod flagą rosyjską. W tym sensie manewry dla wschodniej flanki NATO miały znaczenie drugorzędne. Było sporo zamieszania i post sowieckiego złomu. Nic więcej.

O wiele bardziej niepokojące są doniesienia dotyczące rosyjskiej broni atomowej rozmieszczanej na Białorusi. Od początku jest ona elementem gry psychologicznej z Zachodem. Teraz jednak Kreml podbija stawkę. Jak przekonują rozmówcy DGP, pod pozorem ćwiczeń z udziałem wojsk konwencjonalnych sprawdzano również procedury użycia broni nuklearnej przeciwko Ukrainie i NATO.

O takim zagrożeniu mówił DGP jeden z liderów opozycji białoruskiej Pawieł Usau („Zagrożenie z północy”, DGP Magazyn na Weekend nr 44 z 3 marca 2023 r.). – Lotnictwo białoruskie może zostać wykorzystane do uderzeń taktyczną bronią nuklearną. Największym zagrożeniem jest modernizacja biało ruskich Su-25. Dokonali jej niedawno Rosjanie. I ta modernizacja musi do czegoś służyć – podkreślał. Przekonywał, że jeśli Putin zdecyduje się na eskalację z użyciem taktycznej głowicy nuklearnej, wykorzysta do tego Łukaszenkę. Po to, by zrzucić na niego winę, a samemu odegrać rolę kogoś, kto oferuje światu pokój. Białoruś w takim scenariuszu odegrałaby rolę Hezbollahu w rękach irańskich Strażników Rewolucji. Przy czym parapaństwo zarządzane przez szejka Hasana Nasr Allaha cieszy się znacznie większą suwerennością.

Przy okazji rocznicy katastrofy w elektrowni atomowej w Czarnobylu ma zostać zmodyfikowana także doktryna wojenna Białorusi. Wprowadzono do niej coś na wzór natowskiego Nuclear Sharing: opisano zasady stacjonowania i ewentualnego użycia rosyjskiej broni atomowej z terenu Białorusi. Reżimowy analityk Alaksandr Cichanski woduje oficjalną wykładnię, że zmiana doktryny wynika przede wszystkim z „nazyfikacji” Ukrainy. W najnowszych wariantach dokumentów redagowanych przez białoruskie ministerstwo obrony są zapisy o możliwości użycia taktycznej broni atomowej prewencyjnie, „w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa Republiki Białorusi”.

O pracach nad modyfikacją białoruskich samolotów Su-25, o których wspominał Usau, mówiło się od kilku lat. Modernizację Su-24 – aby były zdolne przenosić taktyczne głowice nuklearne – komentował w sierpniu 2022 r. sam Łukaszenka. – Jakiś czas temu ja i Putin mówiliśmy w Petersburgu o modyfikacji białoruskich Su-24, aby mogły przenosić broń atomową. Myślicie, że strzępiliśmy języki? To już się stało – zapewniał, cytowany przez pracującą na rzecz rosyjskiego MSZ i służb wywiadowczych agencję RIA Novosti.

Z tą informacją jest problem. Białoruś po upadku ZSRR przejęła 35 maszyn tego typu. Były one zdolne do przenoszenia sowieckich głowic RN-28. Ale ostatnie samoloty tego typu zostały wycofane ze służby w 2012. Również poza służbą są głowice RN-28. Na zdjęciach satelitarnych z 2020 r. widać jednak, jak Su-24 stoją obok pasa startowego lotniska wojskowego w Baranowiczach. W marcu 2022 r., miesiąc po inwazji na Ukrainę, maszyny zniknęły. Pojawiły się ponownie w lipcu tego samego roku. Nie widziano ich jednak w powietrzu. Albo zatem Łukaszenka blefuje, zaś suchoje są tym, czym na Ukrainie pompowane atrapy HIMARS-ów. Albo, jak przekonuje jeden z rozmówców DGP, chodzi o zupełnie inne maszyny. Nie zmodernizowane, tylko dostarczone z Rosji i przemalowane w białoruskie barwy. To samo źródło ma wątpliwości, czy samoloty te są pilotowane przez Białorusinów. – Możliwe, że mają mundury białoruskie, ale nie mam pewności, czy są to piloci służący w siłach powietrznych tego kraju – przekonuje rozmówca DGP.

Słowa Łukaszenki o głowicach atomowych przenoszonych przez białoruskie samoloty były skoordynowane z wypowiedziami Władimira Putina. W czerwcu 2022 r. miał on zapewnić białoruskiego dyktatora o gotowości przekazania takiego typu uzbrojenia w związku z „agresywną polityką Polski i Litwy”. Putin mówił jednak o przenoszeniu ich przez maszyny Su-25 (Białoruś ma ich 60) oraz przez pociski Iskander. Nasze źródło przekonuje, że Białoruś dysponuje również nielicznymi maszynami Su-30. Te nie były przewidziane do przenoszenia głowic nuklearnych, ale dostosowanie ich do tego celu nie jest niemożliwe.

Rosyjska broń atomowa najprawdopodobniej znajduje się w Osipowiczach, pod Baranowiczami i niedaleko Homla, w miejscowości Prudok. Pytanie, kto jej pilnuje i jaki jest protokół jej ewentualnego wykorzystania.

Według Stefana Schellera z German Council on Foreign Relations, cytowanego przez Deutsche Welle, udział Łukaszenki w propagandowych grach z udziałem głowic świadczy o pogłębiającej się zależności Białorusi od Rosji lub wręcz pełnej zależności od Kremla. – To znak znikającej suwerenności – komentował.

Broń atomowa na Białorusi to możliwość szybszego jej użycia wobec państw NATO. Odpowiedzią – w ramach aktywnej obrony i symetrycznej odpowiedzi – mogłoby być zatem rozmieszczenie głowic USA w krajach wschodniej flanki Sojuszu. Zapytałem MSZ, czy podczas ostatniej podróży prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska do USA ten temat był poruszany z Joem Bidenem. „Polska popiera politykę nuklearną NATO, w tym założenia programu Nuclear Sharing. Są one w pełni kompatybilne z polityką obrony i odstraszania Sojuszu z jednej strony oraz nieproliferacji broni jądrowej z drugiej. Jej rozważne i elastyczne kształtowanie będzie potrzebne tak długo, jak broń jądrowa jest w posiadaniu państw, które grożą jej użyciem wobec innych” – odpowiedziano mi. „Istnieją różne możliwości praktycznego włączenia się sojuszników w realizację natowskiej misji odstraszania nuklearnego, np. przez jej wspieranie przy pomocy sił konwencjonalnych oraz udział w działaniach uzupełniających. Jeśli ocena sytuacji doprowadzi NATO do nowych decyzji w tym zakresie, to będą one podejmowane oraz komunikowane wspólnie. Jedność Sojuszu w realizacji programu Nuclear Sharing jest kluczowa dla jego wiarygodności i skuteczności”.

Jeśli Łukaszenka pod koniec kwietnia zmieni doktrynę wojenną w kierunku, o którym mówią moi rozmówcy, jedynym sensownym krokiem będzie jak najszybsze objęcie wschodniej flanki programem Nuclear Sharing. Mówił o tym litewski minister obrony Arvydas Anušauskas. – Chcielibyśmy twardszej odpowiedzi na ten krok (rozmieszczenie rosyjskiej broni i zmiana doktryny Białorusi – red.) – komentował pod koniec marca. – Jeśli Rosja przesuwa swoją broń bliżej nas, my też musimy wykonać ruch – podsumował.

W podobnym duchu wypowiadał się były dowódca sił USA w Europie, gen. Philip Breedlove. W gruncie rzeczy takie stanowisko zajął również szef polskiego MSZ Radosław Sikorski pod koniec lutego tego roku, podczas konferencji na temat rosyjskiego atomu w Atlantic Council. – Putin ma pewne ograniczenie. Atakuje tylko wtedy, gdy czuje słabość. Gdy napotyka siłę i wiarygodne odstraszanie, cofa się – komentował.

Anušauskas, Breedlove i Sikorski mają rację. Jeśli rozmieszczenie atomu i zmiana doktryny Białorusi pozostaną bez odpowiedzi i wiarygodnego odstraszania, Putin pójdzie dalej. ©Ⓟ