Wtorkowa strzelanina w fińskiej szkole, której sprawcą był 12-latek, po raz kolejny wywołuje pytania o sens posiadania broni palnej przez osoby cywilne.

To prawo obywatelskie, a poza tym ważny instrument zwiększania wspólnego bezpieczeństwa – twierdzą zwolennicy powszechnego dostępu do broni. Wręcz przeciwnie, to niepotrzebne prowokowanie tragedii – odpowiadają inni, w tym spore grono osób noszących broń palną z racji wykonywanego zawodu. Proporcje jednych i drugich, obyczaje i rozwiązania prawne panujące w różnych krajach to w dużej mierze pochodne specyfiki historycznej i kulturowej.

W Finlandii broń w domu przez wieki była rzeczą zupełnie normalną – służyła głównie do polowania i do obrony. Obyty z nią chłop lub rzemieślnik stawał się w razie potrzeby sprawnym żołnierzem bez konieczności żmudnego szkolenia. Przekonali się o tym choćby radzieccy agresorzy podczas wojny zimowej (1939–1940), a fińska doktryna wojskowa, z jej sztandarową koncepcją „obrony totalnej”, do dzisiaj wykorzystuje sprawdzone w przeszłości rozwiązania. Opiera się na utrzymywaniu relatywnie nielicznej stałej armii – z silną kadrą dowódczą i specjalistami, ogromnymi zapasami przemyślnie rozmieszczonego sprzętu – która w razie potrzeby może zostać błyskawicznie rozwinięta do bardzo wysokich stanów.

Naród żołnierzy

Normalna liczebność fińskich sił zbrojnych to ok. 25 tys. ludzi (w tym obecnie szkoleni poborowi), ale ponad dwumilionowa rezerwa (obejmująca także kobiety) pozwala niemal od ręki osiągnąć 11-krotnie wyższy poziom bez utraty jakości bojowej pododdziałów. Szkolenie podstawowe odbywa się podczas obowiązkowej służby zasadniczej, a uzupełniające – przez rozbudowany i elastyczny system dodatkowych kursów. Realizowane jest nie tylko w jednostkach wojskowych, lecz także przez instytucję o nazwie Maanpuolustuskoulutusyhdistys, czyli Fińskie Stowarzyszenie Szkolenia Obrony Narodowej. To federacja bardzo różnych organizacji wyspecjalizowanych w poszczególnych zakresach kompetencji – od wychowania patriotycznego i obywatelskiego, poprzez integrację środowisk proobronnych i działania kulturalne i socjalne, akcje reagowania kryzysowego i ratownictwo medyczne, aż po twarde umiejętności wojskowe. W tym oczywiście posługiwanie się bronią palną. Tutaj główną rolę odgrywają Suomen Ampumaurheiluliitto (Fińska Federacja Strzelectwa Sportowego) i Suomen Metsästäjäliitto (Fińskie Stowarzyszenie Myśliwych). Ich działalność opiera się w dużej mierze na prywatnym uzbrojeniu członków. Obejmuje też lobbing na rzecz ułatwiania chętnym dostępu nie tylko do samej broni i amunicji (preferencyjna polityka cenowa), lecz także do infrastruktury (strzelnice, serwis techniczny).

W 2017 r. na wniosek wymienionych organizacji przyjęto w Finlandii nowelizację (już i tak dość liberalnego) prawa regulującego dostęp do broni. Zmiana przepisów przyspieszyła i odbiurokratyzowała procedurę ubiegania się o pozwolenie. Wnioski można składać przez internet, nie trzeba przechodzić egzaminów (zrezygnowano z nich, gdyż… i tak wszyscy je zdawali) ani nawet pokazywać się na posterunku policji. Wystarczą: ukończone 18 lat (20 w przypadku broni krótkiej), brak kryminalnej przeszłości oraz odpowiedni stan zdrowia (np. nie można nadużywać środków odurzających). Trzeba także wskazać powód ubiegania się o pozwolenie – może to być np. łowiectwo, uprawianie sportu strzeleckiego, ale też kolekcjonerstwo, rekonstrukcje historyczne czy prowadzenie szkoleń. Tradycja plus celowa polityka obronna państwa sprawiają, że w kraju o populacji nieznacznie przekraczającej 5,5 mln ludzi w rękach 430 tys. osób prywatnych pozostaje ponad 1,5 mln sztuk broni. Mimo to Finlandia ma podobny do nas wskaźnik przestępstw z użyciem broni palnej: w ostatnich latach w obu krajach oscyluje on wokół 0,3 na każde 100 tys. mieszkańców. Wyjaśnienie kryje się nie tylko w hipotezach o mniejszej skłonności do przemocy w ogóle czy wyższym poziomie praworządności – lecz także w tym, że u nas duża część owych przestępstw jest popełniana przy użyciu broni posiadanej nielegalnie, a w Finlandii wręcz przeciwnie. Także tym razem, podczas feralnych wydarzeń w szkole w Viertola, 12-letni zamachowiec strzelał do swoich rówieśników z broni, którą najzupełniej legalnie posiadał jego krewny.

Podobne przypadki strzelanin w miejscach publicznych zdarzają się tam jednak bardzo rzadko. W szkołach – po raz pierwszy w 1989 r., gdy w Raumanmeri 14-latek śmiertelnie postrzelił swoich dwóch kolegów z klasy. Potem była długa przerwa, aż do 2007 r., gdy w Jokela nastoletni sprawca, zanim popełnił samobójstwo, pozbawił życia sześciu uczniów, pielęgniarkę szkolną i dyrektora. Rok później uczeń szkoły zawodowej w Kauhajoki zastrzelił dziewięciu kolegów i pracownika placówki, a potem siebie. Te dwa ostatnie incydenty zaszokowały opinię publiczną, co przyniosło czasowe zaostrzenie przepisów. Niewiele wskazuje, by podobnie miało się stać teraz – pierwsze reakcje ekspertów i polityków wskazują raczej na chęć zwiększenia opieki psychologicznej i pedagogicznej w celu wczesnego identyfikowania potencjalnych agresorów, a także liczby szkoleń dla posiadaczy broni pod kątem bezpieczeństwa jej przechowywania.

Sprawa polityczna

Ze strzelaninami w placówkach edukacyjnych od dawna mierzą się Amerykanie. Rok 2023 był pod tym względem trzecim rekordowym z rzędu (statystyki prowadzi się od 1966 r.). Przez 12 miesięcy odnotowano aż 346 przypadków. Na początku 2024 r. pojawiły się już kolejne, m.in. w Perry High School w stanie Iowa, gdzie zginęły dwie osoby, a pięć zostało rannych, gdy 17-letni uczeń otworzył ogień z pistoletu i ze strzelby. Takie incydenty dotyczą zresztą nie tylko szkół. Opinię publiczną za oceanem nadal zajmują śledztwa oraz procesy karne związane z masowymi strzelaninami w Kansas City (z lutego br.) na tle emocji sportowych – podczas świętowania zwycięstwa miejscowej drużyny w NFL Super Bowl – oraz w Tops Friendly Markets (na tle rasowym) z maja 2022 r.

W tym drugim przypadku sąd stanu Nowy Jork zapowiedział niedawno pociągnięcie do odpowiedzialności także platform społecznościowych, uznając, że pomogły w radykalizacji sprawcy. Z kolei ława przysięgłych w stanie Michigan uznała w marcu współwinę rodziców nastoletniego sprawcy strzelaniny z w 2021 r. w Oxford High School nieopodal Detroit (ofiarami byli jego czterej koledzy z klasy), gdyż „dali synowi dostęp do broni i zignorowali znaki ostrzegawcze o jego skłonności do przemocy”. Niespełna 18-letni dziś Ethan Crumbley został w grudniu 2023 r. skazany na dożywocie bez możliwości przedterminowego zwolnienia. Wymiar kary dla jego ojca Jamesa i matki Jennifer poznamy w najbliższy wtorek (obojgu grozi do 15 lat więzienia).

Nie ma prostej i uniwersalnej zależności pomiędzy liczbą sztuk broni palnej posiadaną przez obywateli a wskaźnikami jej przestępczego użycia czy szerzej – poziomu przemocy w danym społeczeństwie

Te procesy mają swój znaczący aspekt polityczny, a nawet ideologiczny. Dla wielu Amerykanów prawo do posiadania broni i możliwie swobodnego posługiwania się nią wciąż stanowi jeden z fundamentów ich obywatelskiej wolności. W tym kontekście nie dziwi głośna decyzja sądu – w San Diego w Kalifornii sędzia federalny Roger Benitez ogłosił, że stan nie może egzekwować prawa wymagającego sprawdzania przeszłości osób kupujących amunicję. Wskazał, że taka weryfikacja nie ma „historycznego rodowodu” i narusza drugą poprawkę do konstytucji, bo „traktuje się wszystkich obywateli jako niemających prawa do zakupu amunicji”. Powodami w sprawie byli Kimberly Rhode, trzykrotna złota medalistka olimpijska w strzelectwie, oraz Kalifornijskie Stowarzyszenie Strzelców. „Szczególny wymóg sprawdzania przeszłości narzucany za każdym razem, gdy obywatel musi kupić amunicję, to sytuacja odbiegająca od normy, której nasi przodkowie nigdy by nie zaakceptowali” – napisał (mianowany przez republikańskiego prezydenta George’a W. Busha) Benitez. Przy okazji skrytykował całokształt polityki stanu wobec broni.

Kalifornia natychmiast odwołała się od tej decyzji do sądu apelacyjnego, wnioskując jednocześnie o zawieszenie jej obowiązywania do czasu rozpatrzenia sprawy przez wyższą instancję. Benitez odrzucił prośbę, a stanowy prokurator generalny Rob Bonta (demokrata) nazwał jego działanie „zbrodniczym”, stwierdzając, że zakwestionowane przepisy „ratują życie mieszkańców Kalifornii”. Również demokratyczny gubernator Gavin Newsom skrytykował sędziego Beniteza za wydanie wielu decyzji jego zdaniem faworyzujących właścicieli broni palnej kosztem pozostałych obywateli, w tym za orzeczenie z września 2023 r., które unieważniło kalifornijski zakaz sprzedaży magazynków o dużej pojemności do broni automatycznej. „Jak w zegarku sędzia Benitez po raz kolejny przedłożył swoją osobistą politykę i wierność lobby zbrojeniowemu ponad konstytucję i zdrowy rozsądek” – powiedział Newsom.

Donald Trump u progu kampanii wyborczej przypomniał, że będąc w Białym Domu, zdecydowanie chronił prawo do posiadania broni, i przyrzekł, że w przypadku reelekcji „cofnie wszystkie ograniczenia wprowadzone przez prezydenta Bidena”. To zapewnia mu poparcie niezwykle wpływowego Krajowego Stowarzyszenia Strzeleckiego (NRA) oraz bogatych producentów broni i osprzętu. W odpowiedzi Narodowy Komitet Demokratów rozmieścił billboardy odwołujące się do komentarza, który eksprezydent wygłosił po wspomnianej strzelaninie w szkole w Iowa: „Donald Trump do ofiar przemocy z użyciem broni: pogódźcie się z tym”. „Mamy republikańskich polityków, którzy aż nazbyt chętnie stoją z boku i patrzą, jak dzieci bezsensownie umierają, ponieważ zostali kupieni przez NRA” – mówił parę dni temu w jednym z telewizyjnych wywiadów Maxwell Frost, młody kongresmen demokratyczny z Florydy.

W poszukiwaniu złotego środka

Ale problem miewają nie tylko państwa, w których – jak w USA – prawo do posiadania i noszenia broni jest skrajnie zideologizowane i głęboko zakorzenione w tradycji. Przykładem są Czechy, jeden z najbardziej liberalnych w tym zakresie krajów Starego Kontynentu i zarazem najbardziej „prywatnie uzbrojonych”. Na 100 mieszkańców przypada tam ponad 16 sztuk broni. W Europie Czechów wyprzedzają m.in. Finowie, Szwajcarzy, Niemcy i Norwegowie. W Polsce ów wskaźnik wynosi zaledwie 1,3.

Nasi południowi sąsiedzi przeżyli niedawno najtragiczniejszą w swojej historii strzelaninę w czasach pokoju, gdy tuż przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia 24-letni student pozbawił życia swojego ojca, a następnie w centrum Pragi, w pobliżu jednego z gmachów Uniwersytetu Karola zabił 14 osób i ranił 25 (jedna z nich zmarła w szpitalu), po czym popełnił samobójstwo. Strzelec był legalnym posiadaczem kilku sztuk broni palnej. Nie był wcześniej karany, miał dobre wyniki w nauce.

Wkrótce potem w Czechach ruszyła ożywiona debata ekspercka. Z bardzo powściągliwym udziałem polityków – co samo w sobie zasługuje na docenienie jako dobry wzorzec. Co ciekawe, bardzo rzadko padają w niej argumenty emocjonalne, odnoszące się do tradycji czy symbolicznego potwierdzania indywidualnej wolności (a tym bardziej „męskości”) przez posiadanie w domu broni – co jest częste nie tylko w USA, lecz także u nas. Dominuje poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czy względnie powszechny dostęp osób cywilnych do broni palnej poprawia bezpieczeństwo społeczeństwa, czy wręcz przeciwnie. Z pełną świadomością, że ten kij ma dwa końce – i że właściwa odpowiedź na pewno nie leży blisko żadnego z nich.

Do ostatecznych wniosków oczywiście daleko, ale już można się pokusić o kilka spostrzeżeń, być może istotnych także z naszego punktu widzenia.

Po pierwsze, broń palna – nawet jeśli ktoś czasami użyje jej w niecnych celach – wciąż pozostaje po prostu narzędziem, ze swej natury ani dobrym, ani złym. Na pewno natomiast jest niezwykle użyteczna w powstrzymywaniu złych ludzi, wrogów zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych, indywidualnych i zbiorowych. Nie ma więc sensu wyklinać jej z naszego życia społecznego ani demonizować, bo to oznacza zdanie się na łaskę i niełaskę tych, którzy takich skrupułów nie mają. Zamiast egzaltowanych i pięknoduchowskich kampanii potrzebujemy raczej ciągłego doskonalenia procedur oraz edukacji w zakresie zasad obchodzenia się z bronią.

Po drugie, owszem, można próbować ograniczyć jej dostępność tylko do żołnierzy i funkcjonariuszy uprawnionych struktur państwowych, ale to w gruncie rzeczy tylko uspokajacz sumienia, który wcale nie rozwiązuje problemu. Bo także w tej grupie mogą się trafić (i niestety się trafiają) ludzie ze złymi intencjami lub z zaburzeniami, mimo systemów selekcji i nadzoru. Pozostaje też niebagatelna kwestia broni posiadanej nielegalnie, i to nie tylko przez bandytów, lecz także przez niektórych szacownych obywateli. A czarny rynek istniał, istnieje i będzie dalej istnieć, nawet jeśli starannie zamkniemy na to oczy. Wniosek: nawet najbardziej restrykcyjna polityka nie zlikwiduje zagrożenia incydentem w szkole czy na ulicy. Może natomiast spowolnić reakcję na jego zaistnienie, a historia zna przypadki, gdy to uzbrojony (i przeszkolony!) cywil powstrzymał (wyeliminował albo przynajmniej związał ogniem) agresora, zanim na miejsce dotarły państwowe służby. Uwaga: w przestrzeni publicznej nie działa to w krajach, w których nie ma obyczaju (lub nawet prawnej możliwości) wyjmowania broni z sejfów i zabierania ze sobą na cywilne okazje (vide: masakra urządzona przez Andersa Breivika w Norwegii).

Po trzecie, elementarna wiedza o budowie, zasadach działania, konserwacji broni i procedurach bezpieczeństwa skraca czas wymagany do przerobienia cywila na żołnierza lub funkcjonariusza. Oczywiście bojowe użycie karabinu maszynowego na froncie (albo nawet pistoletu w starciu z terrorystą lub bandytą) ma się nijak do hobbystycznego „pykania do tarczy”, ale już sportowe lub myśliwskie strzelanie z broni długiej, z zaawansowanymi przyrządami celowniczymi i na duże odległości, ewentualnie strzelanie dynamiczne z broni krótkiej do ruchomych i nierzadko bardzo realistycznych popperów to co innego. Nawet ze świadomością, że zupełnie czym innym jest strzelanie do zwierzęcia lub martwego celu, a czym innym realna walka i sytuacja, w której na muszce znajdzie się inny człowiek.

Po czwarte, nie ma prostej i uniwersalnej zależności pomiędzy liczbą sztuk broni palnej posiadaną przez obywateli a wskaźnikami jej przestępczego użycia czy szerzej – poziomu przemocy w danym społeczeństwie (zdeterminowany napastnik, nawet jeśli nie jest w stanie pozyskać broni palnej, może znaleźć całkiem skuteczne instrumenty innego rodzaju). To zresztą wniosek, który od dawna się pojawia w profesjonalnych studiach nad problemem także u nas – zainteresowanych można odesłać np. do bardzo dobrej analizy Rafała Rejmaniaka, zatytułowanej „Posiadanie broni palnej a poziom przestępczości z jej użyciem w Polsce”, opublikowanej w 2021 r. na łamach fachowego periodyku „Prawo w Działaniu. Sprawy Karne” (dostępnej w internecie).

I po piąte: wysoce profesjonalna opieka psychologiczna nad młodzieżą i grupami szczególnie zagrożonymi frustracją (gdzież nam pod tym względem do obecnych standardów czeskich czy, zwłaszcza, fińskich!) może zmniejszyć ryzyko ataku aktywnego strzelca, ale nigdy do zera. Nie rozwiąże za to na pewno problemu potencjalnego ataku ze strony przestępców, terrorystów czy dywersantów obcego, wrogiego państwa. Zamiast rozbrajać obywateli, warto się skoncentrować raczej na doskonaleniu służb policyjnych i kontrwywiadowczych, a także ratowniczych – by ograniczyć częstotliwość i skutki potencjalnych zamachów. Bo powszechna umiejętność obchodzenia się z bronią może się nam w pewnym momencie bardzo przydać. A na pewno nie zaszkodzi. ©Ⓟ