Początek wtorkowych obrad Rady Gabinetowej, narady rządu pod przewodnictwem prezydenta, zamienił się w rozegrany przed telewizyjnymi kamerami pojedynek Andrzeja Dudy z Donaldem Tuskiem. Prezydent przekonywał do kontynuacji wielkich inwestycji zapoczątkowanych przez PiS – przede wszystkim budowy CPK – ale używał do tego ogólnikowych haseł rozwoju Polski. Z kolei premier, zgodnie z regułami rytualnej grzeczności, musiał jakoś jego zapał utemperować, wychodząc jednak poza konwencję złośliwości rodem z internetu, bo tu one nie pasowały. Użył do tego metody mówienia o wszystkim.

Tusk wrzucił więc do rozmowy tematy w jego mniemaniu kłopotliwe dla PiS: ustalenia dotyczące kupna systemu Pegasus przez służby specjalne (fakt od dawna bezsporny) czy wypowiedź Donalda Trumpa na temat niewspomagania przez Amerykę niektórych państw NATO w przypadku agresji na nie. Użył też tematu inwestycji w małe reaktory jądrowe, projektu kojarzonego z Orlenem Daniela Obajtka – tu przestrogi CBA z czasów rządów PiS posłużyły zasugerowaniu, że za inwestycyjnym wzmożeniem poprzedniej ekipy kryły się niecne, aferalne zamiary.

Rozwój i straszak

Kiedy jednak musiał przejść w końcu do tematu Centralnego Portu Komunikacyjnego, premier ograniczył się do sypania mającymi budzić grozę sumami. CPK ma kosztować 155 mld zł; już wydano prawie 3 mld, a „nic nie zostało zrobione”. Tusk nie wykluczył kontynuacji przedsięwzięcia, ale „bez propagandy i zadęcia”. Odpowiedział mu Duda: „(...) Ale przy ogromnych inwestycjach, gdy w grę wchodzą miliardy, sam proces przygotowania. np. skup gruntów, to już są ogromne koszty”. I dalej: „Nie popadajmy w populizm, że wydano pieniądze, bo inaczej się nie dało”.

To kolejny rozdział swoistej licytacji: wcześniej była debata sejmowa na temat CPK, a wymiana zdań, choćby na platformie X, trwa nieustannie. Z jednej strony kategoryczność stanowiska Tuska, że ta inwestycja jest nie do przeprowadzenia, jakby się zmniejszyła – w stosunku do tego, co mówił w kampanii. Wraca tylko refren o audycie i o konieczności zapytania ekspertów. Z drugiej strony premier nadal to przedsięwzięcie na różne sposoby ośmiesza. Obwieszcza np., że każda „polska rodzina będzie musiała wydać na tę inwestycję 50 tys. zł”. Na co były pełnomocnik ds. budowy CPK Marcin Horała odpowiada, że takie obciążenia będą przecież rozłożone na wiele lat.

Takich przykładów wymiany zdań jest więcej. Także teza Tuska, że do tej pory nic nie zrobiono, spotkała się z replikami. Sześcioletni okres przygotowania tak wielkiej, skomplikowanej inwestycji jest przedstawiany przez poprzednią ekipę jako wyjątkowo krótki. Zarazem PiS udało się pokazać, ostatecznie już po przegranych wyborach, klarowny cel tego przedsięwzięcia. Nieoczekiwanie nowa opozycja otrzymała wsparcie kompletnie niezwiązanych z prawicą ludzi, jak Maciej Wilk, członek zarządu Flair Airlines, były członek zarządu LOT. Według wspólnej narracji opozycji i ekspertów Polska musi nadrobić wieloletnie zaległości. Jesteśmy 21. gospodarką świata pod względem PKB (Bank Światowy), ale zajmujemy dopiero czwarte od końca miejsce w UE w dziedzinie zaawansowania cyfrowego (DESI 2021). Nie zarabiamy także na transporcie ładunków – mamy zaledwie 1 proc. udziału w europejskim cargo lotniczym.

Powstanie wielkiego hubu lotniczego koło Baranowa i systemu połączeń kolejowych z nim powiązanych (w tym kolei dużych prędkości) ma pozwolić budżetowi państwa zarobić do 2060 r., według prognoz EY, ok. 200 mld zł z przeładunku towarów. Może więc warto ponieść wielkie koszty i ryzyko?

W odpowiedzi kakofonia

Odpowiedzi polityków koalicji są ogólnikowe i niejasne. Słyszymy o „gigantomanii”, tego pojęcia używał chętnie sam Tusk, ale brzmi ono dość gołosłownie. Padają też konkretne argumenty, choć coraz bardziej zaskakujące. Poseł Michał Kobosko, osoba numer dwa w Polsce 2050, odkrywa nagle, że hub ma również znaczenie dla strategii wojskowej. Nie wiedział tego, choćby jako sprawny dziennikarz ekonomiczny? Posłanka Joanna Mucha, również z Polski 2050, tłumaczy, że takie wielkie lotniska nie będą się opłacać, skoro unijny Zielony Ład zredukuje transport lotniczy. To ciekawy przyczynek do debaty o celach całej UE. Ale czy polityczka koalicji naprawdę uważa, że Francja czy Niemcy zrezygnują ze swoich lotniczych połączeń i infrastruktury?

Zarazem można doznać wrażenia coraz większej kakofonii, a coraz mniejszej pewności siebie w tych krytycznych głosach. Sam jestem tego przykładem. Przed wyborami nie pojmowałem sensu budowania wielkiego lotniska ok. 37 km od centrum Warszawy. Przemawiał do mnie zarzut kopiowania przedwojennych wielkich budów, takich jak Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy. Współczułem ludziom wywłaszczanym na potrzeby portu i kolejowych połączeń. Dziś częściowo zmieniłem zdanie.

A przecież zaraz po wyborach, według sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM z 5 listopada 2023 r., 51 proc. Polaków chciało kontynuacji budowy CPK. Jeszcze znaczniejsza większość opowiedziała się za mniej kontrowersyjną inwestycją w elektrownię atomową, będącą chyba jedynym ratunkiem wobec odrzucania energetyki węglowej. Ciekawe, ale szczególnie wielu przeciwników ma CPK wśród ludzi po 60. roku życia, w innych sprawach życzliwszych prawicy. Czyżby byli przyzwyczajeni do dawnego minimalizmu celów Polski?

Nie wszystkie kontrowersje zniknęły automatycznie. Kanał Zero, internetowe przedsięwzięcie Krzysztofa Stanowskiego, zorganizował ciekawą debatę na temat CPK, bez udziału polityków. Profesorowie Robert Tomanek i Maciej Kruszyna wyrażali w niej zaniepokojenie tym, że scentralizowana sieć kolejowa związana z portem podetnie inne inwestycje w kolej, zwłaszcza w połączenia lokalne. Ja bym dodał inną obawę. Jeśli hub powstanie przed dokończeniem połączeń kolejowych, zwłaszcza szybkiej kolei, może naprawdę utuczyć się kosztem lotnisk regionalnych, więc i samych regionów, wysysając z nich środki. Do tych obaw odwoływał się podczas kampanii Tusk, opowiadając o rozwoju lotniska w Gdańsku. Z tych obaw rodzą się kontrpomysły, choćby budowy sieci „mniejszych CPK”.

Trudno takie głosy uciszać. Ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że lepsze jest wrogiem dobrego. Mnożenie alternatywnych rozwiązań może zablokować jakiekolwiek działanie. Zarazem w debacie w Kanale Zero trafną uwagę poczynił Tomasz Wróblewski, szef Warsaw Enterprise Institute. Masowy udział Polaków w tych „konsultacjach”, choćby tylko w sieci, podważa stereotyp społeczeństwa skoncentrowanego na konsumowaniu socjalnej pomocy. – Ludzie chcą przełamać pułapkę średniego wzrostu – tłumaczył Wróblewski. Tym można objaśniać np. udział niektórych środowisk lewicowych (Partia Razem) w nieformalnej koalicji na rzecz CPK.

Kto na tym skorzysta

Choć dziś zwolenników hubu jest nieco mniej niż po wyborach – 47 proc. (najnowsze badanie United Surveys dla DGP i RMF FM), utrzymujące się wysokie poparcie dla inwestycji to właściwie jedyne zwycięstwo pisowskiej narracji, wyjścia partii poza swój twardy elektorat (dotyczy to także energii jądrowej). PiS wplątany w rozliczne awantury z rządzącymi o interpretację prawa z tego faktu nie korzysta – i traci w sondażach. Do tego Tusk umiejętnie wpędza polityków opozycji w rolę permanentnych warchołów. Możliwe więc, że duże poparcie dla budowy CPK i atomu będzie miało niewielki wpływ na wynik tegorocznych wyborów samorządowych.

Pytanie o cel samego Tuska: czy chodzi tylko o to, aby podjąć strategiczne projekty poprzedników, uprzednio je obrzydzając i dowodząc, że ich „poprawianie” czyni z nich w istocie projekty nowe, czy jednak samo opóźnianie niekończącymi się audytami i korektami uczyni je pieśnią tak odległych czasów, że na życie dzisiejszych wyborców w istocie one nie wpłyną. Opozycja wskazuje na tę drugą ewentualność. Posądza premiera o to, że działa na rzecz niemieckich lotnisk, które dziś korzystają na słabości rodzimych portów – a w szerszym sensie twierdzi, że Tusk działa na rzecz rozwoju zachodnich konkurentów. Za Koalicją Obywatelską wlecze się niefortunna wypowiedź Rafała Trzaskowskiego sprzed kilku lat, że po co budować CPK, skoro wielki port lotniczy powstaje w Berlinie.

Jaką więc drogę wybierze Tusk? W przypływie szczerości wykpił „romantyczne plany” prezesa Jarosława Kaczyńskiego. PiS mógłby dowodzić, że jego „realizm” jest w istocie minimalizmem. Ale ma z tym kłopot. Jest postrzegany jako partia wojującej ideologii konserwatywnej, a na dokładkę permanentnej awantury – nawet jeśli to rząd prowokuje konflikty. Możliwe, że pomnik pisowskiej strategii cywilizacyjnej będzie dla tej partii pomnikiem pośmiertnym. Jeśli jednak opozycja, pisowska albo jakaś inna, wywindowałaby temat wielkich inwestycji na pierwsze miejsce, to wojując z logiką pułapki średniego wzrostu, mogłaby pokonać obecną centrolewicową koalicję. Ona bowiem w tych kwestiach najzwyczajniej w świecie się gubi. ©Ⓟ

Donald Tusk nie wykluczył kontynuacji budowy CPK, ale „bez propagandy i zadęcia”