Jak każdego stycznia przez media przetacza się fala alarmistycznych materiałów na temat podwyżek wszystkiego. Wzrost płacy minimalnej zarżnie mikroprzedsiębiorstwa – o ile wcześniej nie przygniecie ich wzrost składek ZUS. Gospodarstwa domowe runą pod ciężarem podwyżek podatku od nieruchomości, a kierowcy mocno odczują w portfelach podniesienie opodatkowania paliwa. Jakby tego było mało, w tym roku do tej sumy tradycyjnych strachów Google dołożył jeszcze nieprawdziwy kurs euro, który w ciągu kilku godzin nieoczekiwanie przebił 5 zł i dalej szedł w górę. Na szczęście w miarę szybko sprawę wyjaśnił minister finansów Andrzej Domański.

Za kilka miesięcy się okaże, że żadne z tych prognoz się nie sprawdziły, a noworoczne podwyżki nie były jednak tak straszne, jak je malowano. Ale oczywiście za rok wrócimy w to samo miejsce i będziemy mogli zakrzyknąć słynnym cytatem z gry GTA San Andreas: „oh, here we go again”.

Dobrze jak nigdy

„Tego ciosu część firm nie udźwignie” – obwieścił branżowy portal Puls HR, który przestrzega przed „pensją minimalną na sterydach”. Skoczy ona w tym roku do 4242 zł brutto z 3600 zł. Mowa więc o podwyżce rzędu prawie 18 proc. Jest to rekord, choć wcześniej mieliśmy do czynienia z niewiele mniejszymi podwyżkami – w styczniu 2020 r. i 2023 r. pensja minimalna urosła o 16 proc. A zatem nie jest to coś dotąd niespotykanego.

GUS nie podał jeszcze średniego wynagrodzenia w gospodarce za 2023 r., ale według prognozy NBP miało ono zwiększyć się rok do roku o 12 proc. (tak też było w listopadzie). Podwyżka pensji minimalnej będzie więc znacznie hojniejsza. W poprzednich latach było inaczej – nie nadążała za średnim wynagrodzeniem. W styczniu 2022 r. wzrosła o 7,5 proc., podczas gdy przeciętna pensja w gospodarce poszła w górę o 12 proc. W 2018 r. korekta płacy minimalnej wyniosła 5 proc. (zaledwie 100 zł), a zarobki w kraju wrosły wtedy o 7,5 proc.

Nie ma też dowodów na to, że przedsiębiorstwa nie będą w stanie udźwignąć obecnej podwyżki – dotychczas wychodziło im to bardzo dobrze. A zatrudnienie rosło jak na drożdżach. Według OECD w latach 2015–2023 odnotowaliśmy skok o 10 pkt proc. – udział aktywnej zawodowo populacji w wieku produkcyjnym zwiększył się u nas z 62 proc. do 72 proc. Równocześnie systematycznie spada odsetek pracowników otrzymujących pensję minimalną. Według opracowania „Struktura wynagrodzeń według zawodów” GUS w październiku 2016 r. dostawało ją 9 proc. zatrudnionych. W październiku 2022 r. – ponad 6 proc.

Żelaznym argumentem w odpowiedzi na taki wywód jest to, że firma firmie nierówna, a na płacy minimalnej tracą głównie mikroprzedsiębiorstwa. Trudno jednak powiedzieć które, gdyż ich ogólna sytuacja wydaje się bardzo dobra. „W 2022 r. nadwyżka przychodów nad kosztami na 1 mikroprzedsiębiorstwo wyniosła 126,5 tys. zł i w porównaniu z rokiem 2021 wzrosła o 19,7 tys. zł. Był to największy wzrost wyniku finansowego brutto w przeliczeniu na 1 mikroprzedsiębiorstwo w latach 2017–2022” – czytamy w publikacji GUS „Działalność przedsiębiorstw o liczbie pracujących do 9 osób w 2022 r.”. W tym okresie ich liczba wzrosła o prawie 300 tys. – do ponad 2,3 mln podmiotów.

W latach 2017–2022 przeciętny wynik finansowy brutto przypadający na jedno mikroprzedsiębiorstwo wzrósł prawie dwukrotnie – z 68 tys. zł do 126,5 tys. zł. Miesięczne przychody w przeliczeniu na jednego zatrudnionego w takich firmach wzrosły z 24 tys. zł do 34,5 tys. zł. Natomiast wskaźnik rentowności obrotu brutto poszedł w górę z 12,6 proc. do 16 proc. Mimo najszybszego w historii podnoszenia pensji minimalnej, jakie miało miejsce po 2015 r., najmniejsze firmy mają się tak dobrze jak nigdy.

Oczywiście znajdziemy firmy w trudnej sytuacji, ale to nie jest żaden argument – przecież na tym polega gospodarka rynkowa, że jednym wiedzie się lepiej, a innym gorzej. Państwo powinno pomagać obywatelom w kłopotach, ale przedsiębiorstwom już niekoniecznie – państwa Zachodu stawiają raczej na firmy perspektywiczne i stwarzające szanse na dobre miejsca pracy, a nie na słaniające się na nogach podmioty, których warunkiem przetrwania jest obniżenie standardów pracy.

Kwoty symboliczne

Tradycyjnie ogromne kontrowersje wzbudza również podwyżka składek ZUS od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. W tym roku wyniesie ona z ubezpieczeniem chorobowym 1,6 tys. zł, a więc pójdzie w górę o 182 zł. Podstawa wymiaru składek jest określana jednak od lat w taki sam sposób – wynosi 60 proc. prognozowanego średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej – więc trudno mówić o zaskoczeniu.

Sytuacja osób prowadzących działalność gospodarczą też nie wydaje się na tyle zła, by podniesienie składek oznaczało dla nich katastrofę czy choćby większe problemy. Sugerują to dane Ministerstwa Finansów dotyczące rozliczenia PIT za 2022 r. Liczba podatników składających PIT-36 (prowadzący działalność i rozliczający się według skali) wyniosła 2,9 mln i wzrosła o jedną dziesiątą w stosunku do 2021 r. Opodatkowane skalą dochody z pozarolniczej działalności gospodarczej skoczyły aż o jedną trzecią – sięgnęły ponad 58 mld zł. O ile w 2021 r. stanowiły niecałe 4 proc. łącznych dochodów podatników PIT na skali podatkowej, o tyle w zeszłym roku prawie 5 proc.

Poza tym jednoosobowe firmy mogą korzystać z wielu zwolnień i ulg. Rozpoczynający działalność najpierw przez pół roku mają prawo opłacać tylko składkę zdrowotną, a następnie przez dwa lata przysługują im składki preferencyjne liczone od 30 proc. minimalnego wynagrodzenia. Przez kolejne trzy lata można płacić Mały ZUS Plus, który jest liczony od 60 proc. dochodów zanotowanych w poprzednim roku – czyli najczęściej od niższych niż bieżące. Łącznie to 5,5 roku działania z obniżonymi składkami.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby objęcie wszystkich przedsiębiorców składkami proporcjonalnymi do aktualnych dochodów. Dzięki temu firmy w kłopotach automatycznie płaciłyby mniej. Technicznie wprowadzenie takiego rozwiązania nie stanowi problemu, bo już teraz przedsiębiorcy przelewają proporcjonalną składkę zdrowotną – co miesiąc deklarują swój dochód sprzed dwóch miesięcy przez internet. Zostałoby to jednak gwałtownie oprotestowane przez zdecydowaną większość przedsiębiorców, gdyż ich urealnione w ten sposób składki byłyby znacznie wyższe niż obecnie.

Od nowego roku w wielu gminach w Polsce wzrośnie również podatek od nieruchomości. Jego maksymalna stawka jest określana przez Ministerstwo Finansów na podstawie podawanej przez GUS inflacji. Dokładny wymiar podatku ustala co roku rada gminy, ale właściwie wszystkie duże miasta w Polsce stosują ten maksymalny. „Podatek od nieruchomości uderzy po kieszeni właścicieli mieszkań, domów oraz gruntów” – czytamy na portalu Bankier.pl.

Trudno jednak mówić o „uderzeniu po kieszeni”, skoro Polska ma jeden z najniższych podatków od nieruchomości w Europie. Jego maksymalna stawka wynosi 1,15 zł/mkw w przypadku nieruchomości mieszkalnych, co jest kwotą symboliczną. Dopiero w przypadku nieruchomości wykorzystywanych do działalności gospodarczej możemy mówić o poważnym obciążeniu – tu stawka maksymalna to 33 zł/mkw.

Wiele państw Europy ściąga podatek katastralny, w którym płaci się od wartości nieruchomości – zwykle między 0,5 proc. a 2 proc. W przypadku stawki 1 proc. właściciel mieszkania wartego 500 tys. zł zapłaciłby więc 5 tys. zł. Tymczasem dzisiaj za 50-metrowe mieszkanie uiści 58 zł (za samą nieruchomość mieszkalną) plus 0,71 zł za metr udziału we własności gruntu. W rezultacie głównym źródłem dochodów samorządów w Polsce jest udział we wpływach z PIT, który rząd może w każdej chwili obniżyć, jak to było w 2022 r., gdy najpierw podniesiono kwotę wolną do 30 tys. zł rocznie, a następnie zmniejszono pierwszą stawkę do 12 proc.

Warto nadmienić, że opodatkowanie majątku jest w Polsce w ogóle bardzo niskie. Według OECD wpływy z podatków majątkowych wynoszą u nas 1,1 proc. PKB. Średnia OECD to 1,9 proc. We Francji i w Wielkiej Brytanii, gdzie podatek katastralny jest kluczowym źródłem dochodów gmin, podatki majątkowe zapewniają odpowiednio 3,7 i 4 proc. PKB.

Ciężar państwa

W miłującej pojazdy spalinowe Polsce ogromne zainteresowanie wzbudza opodatkowanie paliw. Ten rok rozpoczniemy od kolejnej podwyżki opłaty paliwowej – i to aż o 13 proc. Brzmi dosyć groźnie, ale w praktyce w przeliczeniu na litr wyniesie ona niecałe 20 gr. Opłata paliwowa to tylko jedna z kilku danin obciążających cenę benzyny. W debacie publicznej regularnie przypomina się, że prawie połowę stanowi narzut państwa. Nie jest to jednak niczym niespotykanym, wręcz przeciwnie – opodatkowanie paliwa w Polsce jest czwartym najniższym w Unii Europejskiej. Według „Weekly Oil Bulletin” w 2023 r. podatki odpowiadały u nas za 45 proc. ceny benzyny. Tylko w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech ich udział był mniejszy (w tych dwóch ostatnich krajach po ok. 42,5 proc). W większości państw naszego regionu podatki odpowiadają za co najmniej połowę ceny benzyny brutto, a w Europie Zachodniej norma to ok. 55 proc.

Cywilizowane państwo potrzebuje podatków, żeby w miarę sprawnie działać. To przykre, że trzeba co roku powtarzać te truizmy. W reakcji na taki argument odzywają się głosy, że nasze państwo nie jest ani cywilizowane, ani sprawne. Tyle że w gruncie rzeczy to też nie jest prawda. Co nie oznacza, że nie ma problemów – ma, ale bez pieniędzy się ich nie rozwiąże. ©Ⓟ