W ostatnich latach wielu policjantów dostało czytelny sygnał, że lepiej żyć dobrze z lokalnym politykiem, bo to od niego będzie uzależniony awans, niż z przełożonym służbowym, od którego mało zależy.

z Mariuszem Sokołowskim rozmawia Piotr Szymaniak
Gdyby miał pan jednym słowem określić sytuację w policji, byłoby to…

Jednym słowem będzie ciężko, ale chyba najbardziej adekwatne byłoby „kryzys”. Przed wszystkim kryzys wizerunkowy…

…nie da się ukryć.

Bardzo duży. I to kryzys zarówno wewnątrz policji, jak i zewnętrznego postrzegania tej służby, co przejawia się w wyraźnym osłabieniu autorytetu zawodu.

Czy za osłabienie autorytetu nie odpowiadają jednak sami policjanci?

Przez cały czas uważam, że większość policjantów to odpowiedzialni i wartościowi ludzie. Ale trzeba też pamiętać, że rozmawiamy o formacji, która jest zhierarchizowana, której sposób działania oparty jest na rozkazach i poleceniach służbowych, które co do zasady trzeba wykonać. Pojedyncze incydenty są wynikiem nieodpowiedzialnych działań funkcjonariuszy. Wywołują mnóstwo znaków zapytania, czasami wzbudzają rozbawienie, a czasem uśmiech politowania. Te wszystkie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Jednak ekstrapolowanie oceny policji na podstawie różnego rodzaju incydentów na wizerunek całej formacji byłoby nieuprawnionym i krzywdzącym dla wielu uogólnieniem.

Ten zawód ma to do siebie, że jego postrzeganie łatwo kształtuje się na podstawie pojedynczych, negatywnych przypadków. Jeden, drugi, trzeci będzie kazał ludziom uważać, że cała formacja ma problem.

A nie ma?

Dziś tych negatywnych, nadzwyczajnych zdarzeń jest rzeczywiście dużo. Wszystkie przekładają się na kryzys całej formacji. Co widać po tym, jak bardzo spadło zaufanie do policji na przestrzeni ostatnich kilku lat. Ocena jej pracy również poszła w dół. Odbudowanie autorytetu i zaufania będzie bardzo trudne. Tak jak w przypadku każdej instytucji to długi, pracochłonny proces. Łatwo jest wizerunek zniszczyć, a niezwykle trudno go naprawić. Ale ten kryzys wizerunkowy jest związany z o wiele poważniejszym kryzysem: zachwianiem zasady apolityczności policji.

Jakoś tak się dzieje, że wiele osób w tym państwie ma dzisiaj przekonanie, że policja stała się podmiotem wykonującym polecenia władzy. Że wiele jej działań było podyktowanych chęcią przypodobania się rządzącym albo stanowiło element wykonywania pewnych nakazów, które prawdopodobnie szły z góry. Trudno się dziwić, że społeczeństwo tak uważa, skoro awanse w policji były w wielu przypadkach uzależnione od woli politycznej, a nie merytorycznej oceny służby. Dowodem takiego stanu rzeczy jest to, że na przełomie lat 2015 i 2016 zwolniono praktycznie wszystkich komendantów wojewódzkich i zdecydowaną większość ich zastępców oraz dyrektorów biur. Zrobiono też przetasowania w komendach powiatowych i miejskich, czasami również na stanowiskach naczelników, oraz wprowadzono system opiniowania przy awansach przez komórkę ministerialną – Biuro Nadzoru Wewnętrznego. Dla wielu funkcjonariuszy, którzy liczyli na wyższe stanowiska, był to czytelny sygnał, że lepiej żyć dobrze z lokalnym politykiem, bo to od niego będzie uzależniony awans, aniżeli z przełożonym służbowym, od którego mało zależy. Swoje zrobiło też zachowanie funkcjonariuszy choćby podczas Strajku Kobiet czy ochraniania miesięcznic smoleńskich.

Policja ma obowiązek zabezpieczać różne wydarzenia, ale sposób działania funkcjonariuszy i ich metody zależą od dowodzących działaniami i od samych policjantów. A pamiętamy, jak wyglądało zabezpieczenie Strajku Kobiet. Po co wysyłano antyterrorystów? Dlaczego widzimy obrazek, na których policjant w cywilu bije kobiety pałką teleskopową? Jeżeli mamy funkcjonariuszy, którzy na wysięgniku zaglądają do okien Lotnej Brygady Opozycji, to się zastanawiamy, kto ich tam wysłał i po co. Albo na jakiej podstawie zatrzymywano posłankę Kingę Gajewską?

Takie przykłady można mnożyć.

Tak. Te przykłady pokazują też upolitycznienie, które pojawiło się na różnych szczeblach. Kiedy zauważono, że chęć przypodobania się politykom działa na górze, to czasem próbowano tego również na dole, jak pokazuje choćby słynna już akcja cięcia przez funkcjonariuszy konfetti, które później rozrzucano z helikoptera na cześć wiceministra. Czy to są poważne działania policyjne? Efektem braku autorytetu na zewnątrz i wewnątrz jest duża liczba wakatów w policji.

Przykład z konfetti rzeczywiście może budzić uśmiech politowania i jest to dowód samoośmieszania się tej formacji. Co innego brutalne traktowanie protestujących kobiet. W ciągu ostatnich dwóch, trzech lat mamy też poważny problem z coraz częstszymi przypadkami śmierci po interwencji funkcjonariuszy.

To kolejny element kryzysu, z którym mamy do czynienia, związany z brakiem odpowiedniego wyszkolenia i doskonalenia zawodowego funkcjonariuszy. W konsekwencji ideały pracy w tej formacji ulegają sprzeniewierzeniu. Uważam, że policja jest wielką instytucją przeznaczoną do wielkich celów. Natomiast nie zawsze za tym idą odpowiednie pieniądze. O ile w przypadku wojska finansowanie jest znaczne, o tyle nakłady na policję są niewystarczające. Pensje poszły do góry, ale wydaje mi się, że przez cały czas brakuje pieniędzy na odpowiednie wyszkolenie funkcjonariuszy. Na budowanie w ich głowach przekonania albo przypominanie im, że to jest służba. Służba na rzecz obywateli, a nie na rzecz partii, która akurat rządzi.

Szkolenia – kiedyś permanentne na wielu szczeblach – zastąpiono doskonaleniem zawodowym. Założenie było takie, że funkcjonariusze sami będą się szkolić, co jest mrzonką i należałoby od niego odejść. Nie zawsze będą chcieli, nie zawsze mają czas, popadają w rutynę. Albo wychodzą z założenia, że więcej im wolno i pozwalają sobie na zachowania, które są niepożądane w tej formacji.

A to przekonanie, że więcej im wolno, nie wynika z poczucia bezkarności?

Na to nakładają się różne czynniki. Przy brakach kadrowych zawsze można podejrzewać, że część osób, które trafią do policji, normalnie nie przeszłaby selekcji. Bo jeśli ciągle mamy wakaty i brakuje chętnych, by je zapełnić, to często wymagania są obniżane. Co skutkuje tym, że mamy nieodpowiednich ludzi.

Już na samym początku osobom trafiającym do policji trzeba wtłoczyć do głów, że praca w tej formacji oznacza więcej obowiązków niż uprawnień. Nie jesteś bogiem na ulicy, nie jesteś panem i władcą. Jesteś sługą ludzi, którzy tobie ufają, którzy często zwracają się do ciebie o pomoc i którzy będą cię szanować, jeżeli ty będziesz odpowiednio wykonywał swoje zadania.

Wreszcie niepokojące jest to, że część osób ma przekonanie, że to, co złe, niewłaściwe, łatwo da się ukryć, a jak już wyjdzie na jaw, to konsekwencje nie będą wielkie. Kontrola wewnętrzna musi być głęboka, każdy przejaw łamania prawa musi być stanowczo napiętnowany. Ma to być odpowiedni sygnał i na zewnątrz, i do wewnątrz formacji. Na zewnątrz – żeby ludziom pokazać, że policja nie toleruje takich zachowań, a do wewnątrz – żeby pokazać policjantom, że każde naganne zachowanie to koniec ich funkcjonowania w formacji. Oby nie było tak, że przy brakach kadrowych przymyka się oko na pewne sprawy – traktując je łagodniej czy bagatelizując – bo to powoduje rozpuszczenie. Ale chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że dotyczy to tylko pewnej części policjantów, a nie całej policji. Ta formacja ciągle jest pełna ludzi wartościowych, którzy nie godzili się i nie godzą się na to, co się dzieje, czuli wstyd i zażenowanie z powodu działań, o których potem opinia publiczna dowiadywała się z mediów.

Daleki jestem od stygmatyzowania całej policji. Co więcej, jestem pod wrażeniem tego, jak tytaniczną pracę wykonała policja po 1989 r., by zedrzeć łatkę milicji będącej zbrojnym ramieniem partii. Wszystko po to, by zmienić negatywny wizerunek i zbudować zaufanie…

Do 2017–2018 r. była to jedna z najlepiej ocenianych instytucji publicznych.

To prawda. Ale mimo 30 lat budowania etosu, gdy doszło do zabójstwa Igora Stachowiaka, nagle okazało się, że policja pełnymi garściami czerpie z metod stosowanych za komuny. Przyjęto strategię jak w sprawie Grzegorza Przemyka, polegającą na oczernianiu ofiary i wybielaniu sprawców. To samo policja próbowała robić w przypadku innych ofiar śmiertelnych. Mamy więc tu ogromny regres i powrót do milicyjnych standardów.

Niestety, muszę panu przyznać rację. Jeżeli popełnisz błąd i wyciągasz z tego wnioski, to się uczysz, jeśli nie, popełniasz wciąż te same błędy. Nie wiem, czy pan pamięta sprawę Przemka Czai.

Młodego kibica koszykówki ze Słupska?

Tak. W tamtej sprawie policja popełniła bardzo podobne błędy – próbowała ukrywać prawdę, która i tak szybko wyszła na jaw. Chłopak zginął nie przez to – jak oficjalnie tłumaczono – że uderzył głową w słup w trakcie biegu, lecz od uderzenia policyjną pałką. Tamta sytuacja pokazała, że ukrywanie prawdy to zupełnie nie ta droga. Tylko otwartość, dogłębne wyjaśnienie sprawy i uderzenie się w pierś mogą zapobiec utracie wiarygodności. I po tragedii w Słupsku zaczęto w tym kierunku prowadzić działania.

Ale czy musi dojść do kilkudniowych zamieszek, jak wtedy w Słupsku, żeby policja zaczęła się uczyć na błędach, tj. nie iść w zaparte, lecz tępić patologię w swoich szeregach?

Nie, jeśli policja, tak jak wówczas, zacznie wyciągać wnioski. Trzeba umieć wyjść i powiedzieć: przepraszamy. Trzeba umieć się przyznać i nazwać rzeczy po imieniu, np. że mamy do czynienia z osobą, która jest przestępcą w mundurze. Ukrywanie czy pozorowanie działań nie będzie siłą policji. W przeszłości było nią samooczyszczanie i chęć wyjaśniania sprawy.

W poprzedni weekend we Wrocławiu doszło do kolejnych wydarzeń, które jak w soczewce ogniskują problemy policji. W sobotę dwóch funkcjonariuszy zostało śmiertelnie postrzelonych przez zatrzymanego, którego transportowali. Najwyraźniej wcześniej go nie przeszukali. Dzień później reporterzy „Państwa w Państwie” ujawnili, że po zatrzymaniu przez policję zmarła 31-letnia kobieta. Sekcja zwłok wykazała na jej ciele ślady pobicia, a funkcjonariusze nawet nie poinformowali rodziny o śmierci. Te dwie sytuacje potwierdzają tylko opinię, że policja jest silna wobec słabych i słaba wobec silnych.

To jest właśnie bardzo niedobre, bo policja musi być silna i zdecydowana, może nawet brutalna wobec przestępców, ale wobec zwykłych ludzi powinna się wykazać empatią i pomocą. Kiedy na nagraniach z izby wytrzeźwień widzę funkcjonariuszy z Wrocławia, którzy w zasadzie udusili Ukraińca, to we mnie, jako byłym policjancie, rodzi się bunt. Nie tego oczekuje się od policji.

Gdyby funkcjonariusze przestrzegali procedur, tych wszystkich śmierci by nie było. Mamy jeszcze przypadek zamarzniętej dziewczynki z Andrychowa, której policja nie pomogła, tłumacząc się właśnie procedurami.

Przy poszukiwaniach osób zaginionych procedury nie są sztywne. Nie chcę oceniać zachowania funkcjonariuszy, bo mam za mało informacji, ale zgłoszeń zaginięć osób małoletnich każdego dnia w Polsce jest bardzo dużo. Im cieplej, tym więcej takich przypadków. Kwalifikacja sprawy przez funkcjonariusza przyjmującego zgłoszenie zależy od informacji, które do niego docierają, i od tego, jak je zinterpretuje. Musi ocenić, czy mamy do czynienia z przestępstwem oraz zagrożeniem życia i zdrowia dziecka – wtedy uruchamiamy procedurę Child Alert. A może mamy do czynienia z kolejną ucieczką osoby, która zawsze wracała – wtedy trzeba tylko wpisać informację do systemu i przekazać ją patrolom, żeby były wyczulone i ewentualnie sprawdziły, czy zaginiona osoba nie przebywa u bliskich lub znajomych. Jednak między tymi dwoma typami sytuacji jest cała gama możliwych przypadków i szerokie spektrum możliwych działań policjantów. Jak choćby możliwość namierzenia telefonu komórkowego, użycie psa tropiącego lub sprawdzenie, czy karta płatnicza była używana. Pojawia się również wiele pytań, na które policja powinna szybko odpowiedzieć – wytłumaczyć, dlaczego zadziałała w taki, a nie inny sposób. Czy zbagatelizowała sprawę, czy np. brakowało ludzi i nie było kogo wysłać na poszukiwania? Nie wiem, jak było, ale fakt jest taki, że nastoletnia dziewczyna zmarła 500 m od jednostki policji. Pomoc przyszła za późno. Proszę też pamiętać, że każdego dnia mamy zaginięcia, które kończą się odnalezieniem przez policję poszukiwanej osoby. Tylko to traktujemy jako normę, a każdy przypadek, w którym funkcjonariusze nie działali właściwie, jest nagłaśniany przez media. I musi być nagłaśniany, bo na tym polega społeczna kontrola nad tą instytucją.

Co poza dosypaniem pieniędzy na szkolenia i uzupełnieniem wakatów można zrobić, by uzdrowić tę służbę?

Po pierwsze, trzeba postawić na czele formacji osobę, która będzie autorytetem i wzorem dla innych. Taką, która pokaże policjantom niższego szczebla, także dowodzącym, że trzeba postępować w odpowiedni sposób. Taką, która będzie strażnikiem najwyższych standardów działania policji. To musi być ktoś, kto stanie się gwarantem, że ta formacja nie będzie się poddawała wpływom politycznym. Być może powstrzyma to odejścia ludzi, którzy jeszcze nie zdążyli odejść, a może nawet zachęci do powrotu część osób wartościowych.

Być może trzeba zmienić system naboru i skończyć z myśleniem, że każdy kandydat musi przechodzić taką samą ścieżkę kariery zawodowej – choćby przez oddział prewencji itd. Być może informatyka trzeba od razu wziąć do działu cyberprzestępczości, bez konieczności wcześniejszego patrolowania ulic, a prawnika od razu do pionu dochodzeniowo-śledczego i sprofilować mu system szkolenia. Bo sami na wstępie zniechęcamy do wstąpienia do policji sporą część wartościowych kandydatów. Być może trzeba będzie zreformować szkoły policyjne, by uczyli w nich autentyczni fachowcy, którzy łączą wiedzę z praktyką, a przy tym umieją przekazać odpowiednie wartości.

Czy w policji powinien być przeprowadzony jakiś audyt?

Być może dałoby to pewien obraz sytuacji, ale to nie jest formacja, która może przestać działać i może czekać, aż kontrola zostanie zakończona. Nowy minister spraw wewnętrznych powinien wybrać odpowiedniego, doświadczonego komendanta głównego policji, przyjąć jego koncepcję i pozwolić mu ją realizować. Rolą polityków w tym kontekście jest dbanie o finanse czy zmiany prawa, które mogłyby spowodować usprawnienie procedur. Resztę działań powinna wykonywać apolityczna policja. Każda władza jest tymczasowa. I każdy polityk musi zdawać sobie sprawę, że wykorzystując policję do swoich celów, wyrządza krzywdę nie tylko jej, lecz także całemu państwu i społeczeństwu. ©Ⓟ