Nie ma powodu uważać, że wszystko, co powiedział czy zrobił święty, jest doskonałe. Nie jest.

Wydawnictwo Ojców Franciszkanów opublikowało wybór wspomnień „Ojciec Kolbe nie wszystkim znany”. Sprowokowało mnie to do skreślenia kilku słów do o. Ryszarda Koczwary, franciszkanina, który ma na swojej wizytówce napisane: „public relations”: „Ojcze Ryszardzie, uznaję Maksymiliana Kolbe za postać słusznie uznaną za świętego, nawet postać inspirującą. Ale wśród licznych problemów, jakie ma polski Kościół, niebagatelny jest i ten: mnóstwo ludzi zniechęca do niego dzisiejsza polityka i retoryka polityków obozu rządowego – tradycjonalistyczna, nacjonalistyczna, bogoojczyźniana, przepełniona fobiami. I w całym tym bigosie proponujecie zachwyt nad św. Maksymilianem, wyrazistą postacią katolicyzmu lat międzywojennych, z całym bagażem lęku przed masonerią i niechęcią do Żydów. Cóż to za «public relations»? To raczej strzelanie sobie w kolano. Z nadzieją na otwartą rozmowę...”. I porozmawialiśmy.

Z o. Ryszardem Koczwarą rozmawia Jan Wróbel
ikona lupy />
O. Ryszard Koczwara, w zakonie od 1995 r., dyrektor Radia Niepokalanów / Materiały prasowe / Fot. materiały prasowe
Nie wiem, czy wpadł ojcu pożyteczny zbiorek cytatów „Święty Maksymilian Maria Kolbe o masonerii i Żydach”, z 1999 r. Czytamy we wstępie: „Jeżeli w tych tekstach lub wypowiedziach znalazłoby się coś, co byłoby w jakikolwiek sposób sprzeczne z wiarą i moralnością chrześcijańską, fakt ten spowodowałby, iż proces kanonizacyjny nie zakończyłby się pozytywnie. Jeżeli więc św. Maksymilian Maria Kolbe został świętym, to z tego wynika jasno i wprost, że w jego tekstach nie doszukano się żadnych błędów, że wszystkie one są w pełni zgodne z porządkiem wiary i moralności katolickiej”. Wydawnictwo, nie muszę dodawać, patriotyczne. I zachwycone, że ojciec Kolbe „mówił, co myślał, bez żadnych ogródek. (...) Oskarżał Żydów wręcz o wszelkie zło tego świata, ale zarazem kazał się za nich modlić, kazał się modlić o ich opamiętanie i ich nawrócenie, o to, by uznali Niepokalaną za swoją Królową”.

Tylko papież jest nieomylny. I tylko w sprawach teologicznych. W sprawach innych, tym bardziej, by tak powiedzieć, publicystycznych i ziemskich, nawet papież jest omylny, a co dopiero zakonnik. Nie ma powodu uważać, że wszystko, co powiedział czy zrobił święty, jest doskonałe. Nie jest.

Modli się ojciec, aby Żydzi uznali Niepokalaną za swoją Królową?

Osobiście nie. Aczkolwiek...

Tak?

Był taki moment w dziejach Niepokalanowa, że zaprosiliśmy na modlitwy w intencji „Żydów, masonów i niewiernych”, co sprowokowało rabina Warszawy do przyjazdu. Nie chodziło mu o to, że chcemy się za Żydów modlić, lecz o to, że ustawiliśmy ich w jednym szeregu z masonami i niewierzącymi, że wstawiliśmy ich między masonów a niewierzących. Zwłaszcza na wcale nie takim małym transparencie, trochę bijącym po oczach.

Tradycja franciszkańska?

Akurat w tamtym czasie gwardianem był ojciec mocno... no, w pewnych kwestiach mocno obstający za jednym z nurtów tradycji. Odwołał się do wezwania o. Maksymiliana: „O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy, i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonów, Żydów i polecanych Tobie”. Od dekad modlimy się już innymi słowami, ale znaleźli się zwolennicy starej...

Dobrej.

Dobrej niekoniecznie, bo dzisiaj troskę o wierzących wyrażamy innymi modlitwami. Ale dodam, by nie było niedomówień – wizytę rabina i rozmowę z nim wspominamy w zakonie dobrze. Rabin nawet powiedział, że skoro chcemy się modlić za Żydów, to on nie ma nic przeciwko, tylko nie zestawiajmy ich z innymi środowiskami.

Wielki mistrz jakiejś loży nie przybył?

No, jakoś nie.

Żarty żartami, ale idea „obrony Kościoła” przed wrogim światem Żydów, masonów, liberałów czy socjalistów była w przedwojennym Niepokalanowie mocno żywa. Jej ucieleśnieniem jest święty i dobrego serca Maksymilian Kolbe. Ukształtowany w tradycji przedwojennego katolicyzmu, walca, który rozjedzie wrogów Kościoła, no, chyba że ci uznają Matkę Boską za swoją Królową. Lepiej tego po prostu nie przypominać.

A ja myślę, że warto o. Maksymiliana przypominać z wielu powodów. Nie pomijając kwestii antysemityzmu ówczesnego katolicyzmu ani poglądów świętego, które w tej sprawie nie odbiegały od wtedy powszechnie przyjętych. Choć nie, trzeba przyznać, że o. Kolbe tym się wyróżniał, że daleki był od rasistowskiego widzenia ludzi. Uważał, co i tak ma prawo kogoś teraz razić, że nawrócenie każdego, w tym Żyda, jest dla tej osoby dobre, a pozostawanie poza Kościołem jest dla takiej osoby nieszczęściem. W tym, co wspominają znający go bracia, w tym, co sam napisał czy powiedział, nie widać nienawiści. Ojciec Maksymilian wybiórczo interpretowany staje się „antysemitą” i „tępicielem masonów”, ale jeżeli dostrzeżemy, w jakiej rzeczywistości działał, widać inne oblicze świętego – człowieka tamtej epoki, ale z ogromnym sercem. Podobnie jest z jego patriotyzmem – wyrażanym w języku epoki, ale bez powszechnej wtedy wrogości wobec całych narodów i poszczególnych jego przedstawicieli. Właśnie nie propagował walca, o którym pan mówił. Nawet wobec masonerii. A przecież wolnomularski pochód, który oglądał w Rzymie jako młody ksiądz, pochód bardzo antypapieski i antykatolicki, naprawdę nim wstrząsnął i ugruntował przekonanie, że masoneria jawnie dąży do prześladowań Kościoła, do jego likwidacji.

Podczas tego pochodu niesiono posąg Lucyfera i zapowiadano, że zastąpi on papieża po likwidacji Watykanu.

Język epoki. Ale też prawdziwe plany i emocje. Maksymilian był przerażony, że ktoś może z taką nienawiścią myśleć o Kościele.

Jego ówczesny przewodnik duchowy nauczał, że masoni ukradli Państwo Kościelne. A jak ukradli, to kiedyś będą zmuszeni zwrócić.

Ale Maksymilian nie myślał o tego typu walce z masonerią, by na marsz odpowiadać marszem i ogłaszać „wojnę”. Stworzył ruch Rycerzy Niepokalanej – ruch modlitewny. Krótka codzienna modlitwa oraz przykład własnego życia, budowanego na miłości do Boga. W piśmie „Rycerz Niepokalanej” kwestie masonerii i Żydów pojawiają się 240 razy, czasem w krótkich notkach – a mówimy o 16 latach wydawania tygodnika, wypełnionego zupełnie innymi treściami.

Redakcje Onetu czy „Newsweeka” robiły zestawienia „fajnych” cytatów z prasy wydawanej przez Niepokalanów. Jedne budzą niesmak, od innych włosy się jeżą na głowie.

Większość tych treści pochodzi z „Małego Dziennika”, bezpośrednio przez ojca nieredagowanego. Ich autorami byli zwykle ludzie świeccy. Mamy świadectwa kilku interwencji Maksymiliana – zawsze w duchu łagodzącym. Nawiasem mówiąc, ostatni numer „MD” był drukowany w żydowskim zakładzie, a pierwsze zdjęcia Niepokalanowa – pusty jeszcze plac, początek robót – było zrobione przez Żyda. Oczywiście jest naszym dobrym prawem osądzać ten przekaz krytycznie, bo jesteśmy ludźmi żyjącymi w innej epoce. Myślę, że sam o. Maksymilian dzisiaj uznawałby wiele z treści zakładanych przez niego pism za niepoprawne. Może by wstał i przeprosił, to był naprawdę niezwykły człowiek. Wtedy jednak ten język nie był wyjątkiem, przekaz „MD” nie odstępował od wyobrażeń powszechnie obecnych, nie tylko w prasie katolickiej.

Jaki ma sens podnoszenie chorągwi z zasługami o. Maksymiliana w 2023 r.? Owszem, z jednej strony świętość życia potwierdzona heroizmem, dobrowolną ofiarą. Z drugiej jednak „język epoki”, propagowanie stereotypów budzących dzisiaj opór i ugruntowujące przekonanie, że Kościół to instytucja nacjonalistyczna, ba, pisowska?

Mamy w Kościele także innych bohaterów do pokazywania, ale o. Maksymilian nie daje się zamknąć w stereotypie „prawicowca w sutannie”. Został wychowany w pewnych zasadach, ale potrafił porwać się z motyką na słońce, założyć – nie mając nic – największy ośrodek zakonny w Europie: ponad 700 ludzi, założyć największy po dziś dzień katolicki ośrodek prasowy i wydawniczy, założyć prężny ośrodek misyjny i wydawniczy w Japonii – nie znając przecież japońskiego. I to nie z wrogości wobec kogokolwiek, lecz z miłości. Nie miał przygotowania fachowego, przecież skończył filozofię i teologię, nie biznes i zarządzanie. Miał bardzo otwarty pogląd na bardzo wiele kwestii, pokonał wiele barier – fizycznych, psychicznych, finansowych. Nie ma tu stereotypu, jest zaskakująca energia przy ogromnej dyscyplinie. Życie w zakonie było ciężkie, bracia żyli skromnie, podobnie jak założyciel Niepokalanowa, który jasno stawiał tę kwestię: Niepokalanów otwiera bramy dla chętnych do ciężkiej i nieodpłatnej pracy w ramach reguły franciszkańskiej, skoro się wahasz, to nawet nie próbuj. Maszyny, niemieckie, były nowoczesne i drogie, ale w codziennym życiu obowiązywała skromność. Żadne tam „Złote, a skromne...”.

Może bym pomyślał, że nadchodzi czas Maksymiliana, gdyby nie to, że niemała część Polaków odbiera ostatnie lata w polityce jako lata duchowego powrotu do nacjonalistycznego klimaciku lat 30. Dziś retoryka, jutro praktyka... Promocja wydawcy „Małego Dziennika” i redaktora „Rycerza Niepokalanej”, promotora hasła „Swój do swego po swoje” dostarcza im jeszcze jednego dowodu, że się nie mylą.

OK, można i tak widzieć świat. Tylko ksiądz, który z niczego stworzył korporację, miał jeden cel – ewangelizację. Otworzył bramy klasztoru dla uchodźców, wśród których było bardzo wielu Żydów, pomagałby i Niemcom w czasie wojny, gdyby była potrzeba i możliwość. W Auschwitz też poszedł pod prąd – zamiast starać się przeczekać, ujawnił się jako ksiądz, zaproponował zamianę z przeznaczonym do egzekucji. Nie byłoby uczciwe nie zauważać tych warstw jego życia, które były dość stereotypowe i nie przynoszą mu chwały. Jednak uczciwe jest zauważanie, a moim zdaniem wręcz skupianie się na tym, co było w nim niestereotypowe i godne uznania. Nie tylko dla katolika Maksymilian Kolbe może być punktem odniesienia.

Jest patronem Młodzieży Wszechpolskiej. Myśli ksiądz, że to ze względu na przesłanie miłości?

Uczciwie mówiąc, nie wiem, jakie były przyczyny decyzji tej organizacji. Święty Franciszek z kolei jest często patronem różnych grup związanych z ekologią, ale nie z duchowością franciszkańską. Dzisiaj o ten patronat jest trudniej, bo chcemy, aby nie brano wyrywkowo jego przesłania.

Teraz cytat ze wspomnień franciszkanina, który pisał o swoim przełożonym z wielką sympatią: „Umiał zaciekawiać innych i sam ciekawie słuchał. Następnie bardzo sprytnie i nieznacznie kierował rozmowę na tematy religijne dotyczące prawdziwości religii katolickiej, istnienia Pana Boga, życia pozagrobowego i Matki Bożej. (...) Naukowo zbijał jeden zarzut po drugim i jasno prosto przedstawiał prawdziwość danego artykułu wiary. Zakończeniem takich dysput było rozdanie wszystkim obecnym Cudownego Medalika”. Posłuchać, pokiwać głową, powiedzieć, jak jest naprawdę i wręczyć Cudowny Medalik. Finito. Dialog był tylko formą.

Kiedy było można, Maksymilian wchodził w rolę nauczyciela. Można było próbować go przekonać...

Nawet pastora luterańskiego próbował nawrócić. Ten, zmęczony tego rodzaju dialogiem, zaczął w końcu zamykać drzwi od probostwa – ale przyszły święty kierował się wówczas do drzwi kuchennych, z tyłu domu.

To też jest element życia o. Maksymiliana. Pojęcie niemożliwości było mu obce. Więcej kłopotów z nim mieli jego zakonni przełożeni, z jego nieustępliwością. Bo był przekonany, że można i trzeba zdobyć cały świat dla Boga. Wysyłał braci nawet na kurs pilotażu, skoro w planach miał budowę lotniska.

Taka scenka z wizyty u rzeźbiarza. Na widocznym miejscu miniaturka przedstawiająca nagą kobietę. Godzina negocjacji, by jednak rzeźbiarz figurkę usunął z widoku, bo zgorszenie. To naprawdę człowiek epoki dinozaurów.

Znajdzie pan w książce wspomnienie, że jak bracia chodzili na wycieczkę, to gdzieś na łące siadali i brat Maksymilian czytał reszcie „Trylogię”. I jak było coś...

...o amorach, to mówił, że „to wam na nic” i opuszczał. Świetny patron dla młodzieży doby internetu?

Sfera duchowa dzisiaj zamiera i nie jest to dobre. Kolejny obrót rewolucji seksualnej doprowadza do ogromnego zamieszania i do życia według bodźców. A ilu młodych ludzi naprawdę myśli, że skoro nie błysnęli na TikToku, to ich nie ma? Może warto wrócić do pewnego rodzaju duchowego radykalizmu.

W dyskusjach teologów z innych krajów pojawiają się i takie wątki, jak krytyczna lektura Ewangelii jako konstruktu literackiego, postaci Matki Boskiej jako mitologicznej ramy wyrażenia idei bliskości Boga i człowieka, płci Boga Ojca i tożsamości płciowej osób ludzkich i boskich. A my na to: szczera, maryjna pobożność z Niepokalanowa.

Podważanie wszystkich podstaw tożsamości budzi pytanie, co po nas zostanie, skoro uznamy, że wszystko jest płynne, wszystko umowne. Ojciec Maksymilian na pewno byłby chętny, by wchodzić w takie dyskusje. Chociaż, prawdopodobnie, na koniec ofiarowywałby Cudowny Medalik. (śmiech)

Przynajmniej w jednym przewidział, w którą stronę pójdzie świat. Twardo walczył z paleniem papierosów.

Owszem. Krążyła o nim anegdota, jak to zaprosił na rozmowę brata, który w tajemnicy popalał, i poczęstował go papierosem. Na koniec oświadczył: „A to był ostatni papieros wypalony przez brata w naszym zakonie” i powiadomił o usunięciu z Niepokalanowa.

Nie jest ksiądz zmęczony tymi pytaniami o politykę, antysemityzm, PiS, tęczę, pustą michę po przegranych przez prawicę wyborach itd., to z jednej strony. A z drugiej nie jest ksiądz zmęczony naciskami, by „całą tę nowoczesność” odrzucić i wrócić do porządnego Kościoła czasów Wyszyńskiego, a może nawet Hlonda?

Kościołowi ciągle się wypomina, że nie nadąża za nowoczesnością, ale przecież nie takie jest jego zadanie. Ja rozumiem, że nie jest łatwo wyciągać tylko dobre rzeczy ze starego skarbca, ale trzeba próbować, by znaleźć swoje miejsce w tym dzisiaj, w którym żyjemy, ze świadomością, że mamy dziedzictwo. A co do, powiedzmy, polityków na Jasnej Górze... Kiedy tam jedziesz, to musisz wiedzieć, jakie przesłanie niesie to miejsce. Nie łudźmy się, jeżeli politycy będą chcieli wyzyskać swoje związki z Kościołem w kampanii politycznej, to wykorzystają. A naszym prawem jest oceniać i wyciągać wnioski z ich zachowania. Kiedy idziemy na koncert czy do teatru, nie staramy się, aby to nam się opłaciło, tylko idziemy na spotkanie z kulturą. I nie bierzemy szalika i trąbki. Na Jasnej Górze należy klęknąć i oddać się modlitwie, oddając Jej wszystkie sprawy. Jak robił to Maksymilian. ©Ⓟ