Jeśli sąd zatwierdzi układ w sprawie bankructwa producenta oxicontinu, to rodzina Sacklerów, właściciele koncernu, zachowa lwią część opioidowego majątku. To gotowy przepis na nadużycie prawa upadłościowego.

Syn Kristy i Billa Nelsonów z Indiany, Bryan, zmarł z przedawkowania opioidów w styczniu 2009 r. w wieku 20 lat. Uzależnienie od leków przeciwbólowych zaczęło się u niego podobnie jak u wielu innych ofiar – od pojedynczej recepty rutynowo wystawianej pacjentom przy wyjściu ze szpitala. Bryan wylądował tam z kilkoma złamaniami doznanymi w wypadku samochodowym w ostatniej klasie liceum. Przepisany przez lekarza oxycontin, silny lek z grupy opioidów, miał przyjmować przez pierwsze dwa, trzy dni po powrocie do domu, gdyby ból okazał się trudny do zniesienia.

Nie minęło jednak sporo czasu, jak Nelsonowie zauważyli, że ich syn zrobił się dziwnie nieswój, a z mieszkania ginęły pieniądze i biżuteria. Kiedy fakty ułożyły im się w spójną całość, Bryan tkwił już głęboko w nałogu. Na tyle, że po kilkutygodniowym odwyku znowu szukał dojścia do narkotyku. „On tak bardzo chciał przestać. Nienawidził tego, że musi brać, że jest uzależniony. Choroba była jednak silniejsza od niego” – wspominała Kristy Nelson w rozmowie z lokalnym dziennikiem „Indianapolis Star”. Syna odnalazła nieprzytomnego w łóżku w dniu swoich 40. urodzin. Jego tragicznie zakończone zmagania z uzależnieniem trwały zaledwie 14 miesięcy.

Lekarz z Pensylwanii, którego kilku pacjentów zmarło z przedawkowania, miał przyznać, że problem z nadużywaniem oxycontinu stał się tak ogromny, że „być może byłoby najlepiej, gdyby odebrano mi prawo wykonywania zawodu”

Oxycontin, wprowadzony na rynek w 1996 r. przez Purdue Pharmę, już wtedy cieszył się statusem farmaceutycznego blockbustera, który miesięcznie przynosił producentowi ponad 100 mln dol. zysku, lecz jego masowe nadużywanie nie było jeszcze tematem z czołówek gazet i portali. Choć statystyki wyraźnie pokazywały, że problem narasta – w 2009 r. z powodu przedawkowania środków przeciwbólowych na receptę zmarło ponad 15 tys. Amerykanów, trzy razy więcej niż dekadę wcześniej (inne nielegalne opioidy – głównie heroina – pochłonęły 5 tys. ofiar). A najczarniejsza faza epidemii opioidowej miała dopiero nadejść.

Po śmierci syna Nelsonowie – podobnie jak tysiące innych osób, którym nałóg odebrał bliskich – zaangażowali się w starania o postawienie przed sądem członków dynastii Sacklerów, właścicieli Purdue Pharmy, oskarżając ich o wpędzenie w uzależnienie milionów Amerykanów i zbicie fortuny na epidemii, którą sami wywołali. Jako głównego winowajcę wskazywali Richarda Sacklera, byłego prezesa koncernu i ojca rynkowego sukcesu oxycontinu. To właśnie on zaprojektował agresywną strategię marketingową – egzekwowaną z pomocą rzeszy przedstawicieli handlowych, opłacanych przez koncern medyków, ulotek, stron internetowych i kiczowatych gadżetów – która przekonała urzędników i środowiska medyczne, że produkt jest nie tylko skuteczniejszy, lecz także bezpieczniejszy od innych tabletek przeciwbólowych. – Dopóki nie usłyszymy, jak Richard Sackler mówi: „przepraszam, to, co robiłem, było złe”, nie będzie sprawiedliwości – tłumaczył Bill Nelson. Małżeństwo z Indiany jako jedna z nielicznych rodzin w Ameryce miała szansę skonfrontować się z członkami farmaceutycznej dynastii. Na zdalnym wysłuchaniu, zorganizowanym przez sąd w maju 2022 r., 26 osób, których najbliżsi zmarli z przedawkowania opiodów, opowiedziało trójce Sacklerów o swoich bolesnych przeżyciach, żałobie i wściekłości. Przed ekranami obok Richarda zasiedli w milczeniu jego syn David i macocha Theresa (oboje byli członkami zarządu Purdue). Nelsonowie odtworzyli im przeszywające nagranie rozmowy z pogotowiem, po które zadzwoniła Kristy, jak zobaczyła, że Bryan nie daje znaków życia.

Prawo łaskawe dla "farmaceutycznych baronów"?

Przez długi czas wszystko wskazywało, że farmaceutyczni baronowie unikną kosztownego i długotrwałego procesu dzięki zobowiązaniu do wypłaty odszkodowań. Negocjowana w mozole od czterech lat ugoda była już na ostatniej prostej. Dla tych, którzy tak jak rodzice Bryana uważali ją za wypaczenie sprawiedliwości, nadzieja przyszła 10 sierpnia. Tego dnia Sąd Najwyższy USA tymczasowo zablokował układ upadłościowy dotyczący Purdue Pharmy, który uniemożliwiłby pociągnięcie Sacklerów do odpowiedzialności cywilnej. Na jego mocy przedsiębiorcy mieliby wypłacić pokrzywdzonym rodzinom i dotkniętym epidemią opioidową stanom 6 mld dol. w ciągu 10 lat. W zamian uzyskaliby gwarancję, że nie staną przed sądem w podobnych sprawach – ani teraz, ani w przyszłości. Postępowania, które już się toczą, zostałyby wygaszone. Nie musieliby przyznawać się do winy ani składać przeprosin. W krótkim oświadczeniu SN zapowiedział, że w grudniu rozpatrzy odwołanie złożone przez Departament Sprawiedliwości. Kluczowa wątpliwość, którą mają rozstrzygnąć sędziowie, sprowadza się do pytania: czy w ramach układu upadłościowego jest dopuszczalne przyznanie immunitetu właścicielom firmy, którzy sami zadłużeni nie są?

Prokuratorzy federalni nie mają wątpliwości, że Sacklerowie zostali potraktowani zbyt ulgowo. Gdyby układ zatwierdzono, korporacje i osoby w kłopotach finansowych „dostałyby gotowy plan działania, jak nadużywać prawa upadłościowego, by unikać odpowiedzialności związanej z masowymi pozwami” – dowodziła przed SN Elizabeth Prelogar z Departamentu Sprawiedliwości. Bo Sacklerowie bankrutami z pewnością nie są. W upadłości znajduje się ich firma, oni sami wciąż posiadają pokaźny majątek, który zawdzięczają oxycontinowi. Dlaczego mieliby więc korzystać z uprawnień dłużników?

Żeby zrozumieć, w jaki sposób farmaceutyczni potentaci mogli wykorzystać bankructwo własnej firmy, by zapewnić sobie osobisty immunitet, trzeba się cofnąć kilka lat, gdy na Purdue ruszyła lawina pozwów. Do sądów szli wszyscy: uzależnieni od leków przeciwbólowych i rodziny ofiar epidemii, rady miast i miasteczek, władze hrabstw i stanów, plamiona indiańskie, szpitale, fundusze ubezpieczeniowe i rodzice dzieci urodzonych z zespołem odstawienia. W całym kraju doliczono się prawie 2,3 tys. spraw. Niezależnie powództwa przeciwko producentowi oxycontinu wytoczyli też prokuratorzy generalni 48 stanów.

Istota zarzutów w każdym przypadku była podobna: koncern oskarżano o to, że jego agresywne kampanie marketingowe rażąco wypaczały zagrożenia związane z przyjmowaniem leku. W szczególności wprowadzały pacjentów i lekarzy w błąd, sugerując, że ryzyko uzależnienia jest niskie – nawet w przypadku zwiększania dawek. Dezinformacja była podporządkowana jednemu celowi. „Waszym priorytetem jest sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać” – napisał jeden z menedżerów w okólniku do przedstawicieli farmaceutycznych.

Oxycontin z agresywną kampanią

Health w 1996 r., gdy oxycontin wszedł na rynek, jego nazwa pojawiła się na 316 tys. recept, co przyniosło Purdue 44 mln dol.; sześć lat później lekarze przepisali tabletki 6,2 mln razy, a zyski znacząco przebiły 1 mld dol. Szacuje się, że na sprzedaży preparatu koncern zarobił dotąd ok. 35 mld dol.

W pozwach udokumentowano liczne przypadki, w których przedstawiciele farmaceutyczni nagabywali lekarzy, by ci przepisywali coraz większe dawki tabletek, gdy mieli świadomość, że recepty wymknęły się już spod kontroli. Tych, którzy wystawiali ich najwięcej, koncern obsypywał nagrodami: pieniędzmi, obiadami, wyjazdami na seminaria z „zarządzania bólem” odbywające się na Florydzie. Lekarz z Pensylwanii, którego kilku pacjentów zmarło z przedawkowania, miał przyznać pracownikowi Purdue, że nadużywanie oxycontinu stało się tak ogromnym problemem, że „być może byłoby najlepiej, gdyby odebrano mi prawo wykonywania zawodu”. Ostatecznie został jednym z kilkuset pracowników ochrony zdrowia, którzy usłyszeli zarzuty nadużyć. Wśród nich byli i tacy, którzy recepty na opioidy obrócili w świetnie prosperujące biznesy obsługujące klientów w całym regionie Appalachów. Rekordziści potrafili ich wystawiać przeszło 2 tys. dziennie.

Menedżerowie koncernu naciskali swoich ludzi w terenie, by, wychwalając właściwości swojego produktu, kierowali uwagę lekarzy zwłaszcza na emerytów. Na szkoleniach zalecano np., by prezentacje ilustrowali stockowymi zdjęciami zbolałych starszych osób, a także podkreślali, że oxycontin jest refundowany w ramach publicznej opieki medycznej dla seniorów (Medicare). Inną grupą otoczoną szczególnym zainteresowaniem byli weterani wojenni. Firma wydała nawet specjalną książkę stylizowaną na osobistą historię żołnierza z amputowaną nogą, który po powrocie z Iraku stara się uporać z traumą („Exit Wounds”). W rzeczywistości publikacja była przykładem podstępnego marketingu mającym znormalizować opioidy jako bezpieczną kurację na ból.

Sprawy przeciwko Purdue piętrzyły się w takim tempie, że na początku 2018 r. zapadła decyzja o ich połączeniu i przekazaniu jednemu sędziemu federalnemu, którego zadaniem miała być pomoc w wynegocjowaniu ugody. Tak właśnie kończy się 90 proc. sporów, które obejmują strony z różnych stanów (tzw. multidistrict litigation) – przyjmuje się, że ze względu na stopień skomplikowania, koszty i czas trwania ewentualnego procesu byłyby niewspółmierne do efektów ostatecznego rozstrzygnięcia. Padło na sędziego Dana Polstera z Sądu Okręgowego w Ohio, jednego z najmocniej doświadczonych przez kryzys stanów. Dość szybko okazało się, że nie ma widoków na porozumienie. Coraz głośniej spekulowano, że Purdue rozważa zainicjowanie procedury upadłościowej. To kontrowersyjna, choć często stosowana praktyka przez korporacje zasypane sprawami o odszkodowania. Niedawny głośny przypadek dotyczył firmy Johnson & Johnson, którą 40 tys. klientów pozwało za sprzedaż zawierającego ślady azbestu pudru dla dzieci. Aby ograniczyć skalę strat spodziewanych w wyniku przegranych procesów, w 2021 r. koncern stworzył spółkę córkę, która niemal od razu złożyła wniosek o bankructwo, a poszkodowanym klientom zaoferowała 9 mld dol. – kilka razy mniej niż Johnson & Johnson musiałby zapłacić, gdyby pozwy przeszły tradycyjną drogę sądową. Sędziowie federalni nie dali się jednak nabrać na sztuczkę korporacji wartej 0,5 bln dol., dwukrotnie odrzucając wniosek o upadłość.

W przypadku Purdue stawało się jasne, że firma nie udźwignie wszystkich roszczeń finansowych. Łączna kwota odszkodowań, których od niej żądano, szła w biliony dolarów.

W czerwcu 2019 r. Massachusetts jako pierwszy stan do sprawy przeciwko producentowi leku przeciwbólowego dołożył pozew przeciwko poszczególnym członkom rodziny Sacklerów na czele z Richardem. Wkrótce jego śladem poszło 16 kolejnych, m.in. Nowy Jork, Maryland, Wisconsin i Zachodnia Wirginia. Potentatom farmaceutycznym zarzucano, że zarabiali miliardy dolarów na mamieniu lekarzy i chorych, iż oxycontin nie uzależnia, a sceptyków, którzy próbowali bić na alarm, unieszkodliwiano – np. sącząc przekaz, że obiekcje wobec podawania opioidów równają się odmawianiu cierpiącym pacjentom prawa do skutecznego leczenia bólu.

Dowodów na to, kto grał pierwsze skrzypce w kreśleniu i egzekwowaniu drapieżnej wizji marketingowej, nie brakowało. Jak opisuje w swojej książce „Imperium bólu” Patrick Radden Keefe (Wydawnictwo Czarne 2023), Richard Sackler doskonale wiedział, że oxycontin działa mniej więcej dwa razy silniej niż morfina, ale zalecanie go cierpiącym pacjentom nowotworowym, których liczba jest ograniczona, uznał za mało obiecującą strategię sprzedażową. Niewyeksploatowany potencjał komercyjny dostrzegał gdzie indziej. Wykorzystując to, że wielu lekarzy miało mgliste pojęcie o mechanizmie działania oksykodonu, substancji czynnej swojego produktu, postanowił wypromować go jako przełomowy specyfik w leczeniu przewlekłego bólu, z którym – wedle mało wiarygodnych szacunków koncernu – miało się borykać nawet 50 mln Amerykanów. „Zasypiemy konkurencję śnieżycą recept na oxycontin!” – cieszył się na imprezie z okazji zatwierdzenia preparatu przez Agencję Żywności i Leków. „Recepty posypią się tak gęsto, że przykryją białą flagę, którą wywieszą nasi rywale”.

Kiedy przybywało doniesień o nadużywaniu opioidów, a media coraz bardziej interesowały się ludźmi, którzy zbudowali na nich potęgę, Richard Sackler miał jedną odpowiedź: jeśli ktoś wpadł w nałóg, to sam jest sobie winien. Nazywał takie osoby „ćpunami” i „nieodpowiedzialnymi przestępcami”, którzy łykali oxycontin jako substytut nielegalnych narkotyków. Zalecał, by „spuścić im baty, wykorzystując wszelkie możliwe środki”.

Niemniej w 2010 r. Purdue Pharma wypuściła zmodyfikowaną wersję tabletki, która miała zapobiec nadużywaniu leku, pośrednio przyznając w ten sposób, że jej flagowy produkt jest niebezpieczny. Nowe pigułki były trudniejsze do rozkruszenia i rozpuszczenia, dzięki czemu wstrzyknięcie lub wciąganie środka przez nos stało się praktycznie niemożliwe. W efekcie po dwóch dekadach nieprzerwanego wzrostu sprzedaż oxycontinu zaczęła w końcu spadać. Niektórzy eksperci interpretowali to jako sygnał, że szczyt epidemii powoli mija.

Byli w błędzie. Zmiana formuły tabletki miała bowiem katastrofalne skutki uboczne, których koncern nie przewidział. Wiele osób uzależnionych dotąd od leków przeciwbólowych przerzucało się na heroinę, a z czasem coraz częściej na fentanyl, syntetyczny opioid sto razy mocniejszy niż morfina. W ostatnich dwóch dekadach tańsze, nielegalne pigułki przemycane przez meksykańskie kartele rozpływały się jak masło po amerykańskich miastach i miasteczkach, co potęgowało rozmiary kryzysu. Od pojawienia się oxycontinu na rynku liczba zgonów opiodowych w USA skoczyła ponad 10-krotnie – do 83 tys. w 2022 r. Według danych Centers for Disease Control (CDC) dwie trzecie z nich było wynikiem przedawkowania fentanylu.

We wrześniu 2019 r., po serii widowiskowych zwrotów akcji i momentów impasu, Purdue zawarło wstępną ugodę z większością stanów i pozostałymi stronami. Zakładała ona, że koncern złoży wniosek o upadłość, a Sacklerowie wyzbędą się udziałów i wycofają z zarządu. Pod nadzorem sądu upadłościowego firma docelowo ma zostać przekształcona w fundusz pożytku publicznego, którego majątek pójdzie na wypłatę odszkodowań ofiarom i samorządom oraz programy walki z epidemią opioidów.

Początkowo rodzina zgodziła się przekazać na te cele 4,5 mld dol. – z czego 3 mld dol. pochodziłyby z jej majątku, a reszta ze sprzedaży Mundipharmy, firmy farmaceutycznej Sacklerów działającej na rynku globalnym (ma również polski oddział). 10 stanów uznało ofertę finansową za niewystarczającą, a także sprzeciwiło się przyznaniu członkom klanu szerokiej ochrony przed pozwami. Ustąpiły w marcu 2022 r., gdy kwotę rekompensaty podwyższono do 6 mld dol. Kwestię immunitetu odpuściły, bo Sacklerowie zagrozili, że bez niego nie podpiszą porozumienia.

Suma przewidziana w ugodzie to zaledwie ułamek kosztów kryzysu opioidowego, które ponoszą podatnicy. CDC wyliczyła, że rocznie kwota ta sięga 1 bln dol. – składają się na nią m.in. wydatki na opiekę zdrowotną, leczenie uzależnień, sprawy karne i wartość utraconej produktywności pracy. Dlatego krytycy uważają, że baronowie farmaceutyczni powinni zapłacić o wiele więcej. A bez wątpienia mają z czego. Istnieją nawet dowody, że od dłuższego czasu starali się zabezpieczyć prywatny majątek przed zakusami amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Z dokumentów sądowych wynika, że tylko w latach 2008–2017 wypłacili sobie z firmy 10,7 mld dol. Przynajmniej część tych pieniędzy ulokowali w rodzinnych funduszach powierniczych, sieci spółek w rajach podatkowych i na rachunkach w szwajcarskich bankach. Pieniądze zaczęły wyciekać szerokim strumieniem po tym, jak w 2007 r. Purdue poszło na ugodę z prokuraturą, w której po raz pierwszy przyznało się do popełnienia przestępstwa i zobowiązało się zapłacić grzywny warte 600 mln dol. za okłamywanie pacjentów, że ich tabletki gwarantują 12-godzinną ulgę od bólu. Po raz drugi – i dotąd ostatni – koncern poszedł na ugodę z federalnymi śledczymi w 2020 r. w związku z oskarżeniami m.in. o wręczanie łapówek lekarzom i namawianie ich do przepisywania oxicontinu pacjentom, którzy go nie potrzebowali. Tym razem łączne kary opiewały na ponad 8 mld dol., lecz są nikłe szanse, że Purdue kiedykolwiek rozliczy się z nich w całości. Gdy je wymierzano, firma była już objęta postępowaniem upadłościowym, a w nim pierwsze w kolejce do zaspokojenia są żądania finansowe pokrzywdzonych osób i stanów.

Jeśli tarcza przed pozwami utrzyma się w Sądzie Najwyższym, to opioidowa fortuna Sacklerów prawdopodobnie pozostanie nietknięta. Wielu ekspertów twierdzi, że byłoby to naciąganie prawa upadłościowego budzące zastrzeżenia z punktu widzenia konstytucji. Gwarancje, których przepisy udzielają zadłużonym firmom i osobom, mają im pomóc wyjść na prostą – nie służą do tego, żeby chronić majątek miliarderów. Chociaż jeśli SN podważy immunitet, wypłata odszkodowań opóźni się o kolejne miesiące, a nawet lata. W takim scenariuszu nie można też wykluczyć, że cyzelowana od czterech lat ugoda pójdzie w rozsypkę. ©Ⓟ

Narkokucharze

Fentanyl ma postać białego proszku, dlatego łatwo się miesza z kokainą, metaamfetaminą czy heroiną. Nielegalne pigułki, które bez trudu można kupić w internecie, często wyglądają jak popularne leki przeciwbólowe i uspokajające na receptę, np. Xanax czy Oxycontin. Klienci nawet nie wiedzą, że mogą zażyć trujący środek. Jak wynika z danych DEA, średnio 40 proc. podrabianych tabletek, które udaje się skonfiskować, zawiera dawkę śmiertelną fentanylu, czyli co najmniej 2 mg.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Śmierć z Sinaloa”, DGP nr 106/2023 z 2 czerwca 2023 r.