Papież Franciszek, Musk, Peterson i inni. Rok 2022 cechował się upadkiem znaczenia idoli i autorytetów. Skoro wystarczył powszechny dostęp do informacji, żeby zaczęli regularnie spadać z cokołów, to może ich wartość była przereklamowana?

Trudno zliczyć osoby cieszące się społecznym poważaniem, przynajmniej w poszczególnych bańkach ideowo-informacyjnych, które w zeszłym roku okazały się nie tak przenikliwe i mądre, jak wcześniej sądzono. Dotknęło to właściwie wszystkie opcje ideowe.
Dla katolików znad Wisły przykrym doświadczeniem musiało być obserwowanie kluczącego w sprawie wojny w Ukrainie papieża Franciszka, który starał się za wszelką cenę nie wskazać winnego. W innej bańce serię kompromitacji zanotował guru wielu libertarian i pretendujących biznesmenów Elon Musk. Przejęcie przez niego Twittera otarło się o katastrofę, a kurs akcji Tesli zanotował historyczny dołek. Także w sprawie wojny Musk zaliczył ogromną wpadkę, konstruując przedziwną propozycję pokoju, według której w zdemolowanym wojną Donbasie miałyby się odbyć referenda, a Krym powinien przypaść Rosji, gdyż w przeszłości do niej należał przez wiele lat.

Oznaka dojrzałości

Roku 2022 do udanych nie zaliczy konserwatysta Jordan Peterson. Jego publiczne wypowiedzi zaczęły coraz częściej przybierać formę chaotycznych i niezrozumiałych potoków słów, okraszonych truizmami i zdecydowanie zbyt głębokim jak na okoliczności wzruszeniem (z płaczem włącznie). Intelektualny regres Petersona mogliśmy obserwować w Polsce, czytając jego dopiero co u nas wydaną (napisaną w 2021 r.) książkę „Poza porządek”, pełną odkrywczych porad w stylu „pracuj tak ciężko, jak to tylko możliwe” lub „jeśli czegoś nienawidzisz – nie rób tego”. W odniesieniu do wojny wypowiedzi Kanadyjczyka sprawiały wrażenie, jakby właśnie odebrał spory przelew z Kremla. Opowiadał m.in., że Rosjanie głęboko wierzą w swój obowiązek walki z degeneracją moralną Zachodu (i podobno mają w tej sprawie rację).
A co po lewej stronie? Guru alterglobalistów Naomi Klein zdradziła, że według niej przyczyną wojny jest „ekspansja NATO na wschód”. Cytowana wielokrotnie przeze mnie ekonomistka Mariana Mazzucato pytała natomiast, co zrobiłyby USA, gdyby Meksyk chciał wejść w sojusz z Chinami lub z Rosją – tłumacząc w ten sposób rosyjską agresję.
W trzeciej dekadzie XXI w. poszukiwanie powszechnie szanowanej osoby, która ani razu się nie skompromitowała, wydaje się skazane na klęskę. Dzięki łatwemu dostępowi do informacji możemy każdego prześwietlić i sprawdzić, czy jego osobista historia nie jest przypadkiem zmitologizowana. Banalnie prosto można też zweryfikować prawdziwość twierdzeń, które osoby publiczne niezwykle chętnie publikują w przeróżnych miejscach. I jak tu oprzeć się na kimkolwiek, skoro co rusz trzeba się za niego wstydzić?
Ten upadek autorytetów bywa przedstawiany jako problem naszych czasów. Ludzie mają być pozbawieni kompasu moralnego i dlatego mają częściej błądzić. Tak naprawdę należałoby się z tego procesu raczej cieszyć. Skoro wystarczył tylko powszechny dostęp do informacji, żeby tzw. autorytety zaczęły regularnie spadać z cokołów, to może ich wartość była przereklamowana?
Eksperci w jednej dziedzinie w innych mogą się mylić. Mazzucato może być niezwykle przenikliwą myślicielką w kwestii roli państwa w gospodarce, ale z historii Europy Środkowo-Wschodniej na klasówce dostałaby jedynkę. Dlatego warto wczytywać się w jej przełomowe „Przedsiębiorcze państwo”, ale w jej tweety o stosunkach międzynarodowych już niekoniecznie.

Upadek mitów

Upadek autorytetów w Polsce najlepiej widać w kontekście postawy Polaków wobec Kościoła katolickiego i papieży. W badaniu CBOS z 2010 r. na pytanie „Czy Jan Paweł II jest dla Pana(-i) ważnym autorytetem moralnym” zaledwie 4 proc. łącznie odpowiadało, że nie, za to aż 72 proc. „zdecydowanie tak”. Ale już w Benedykta XVI Polacy byli zdecydowanie mniej zapatrzeni, zapewne z powodu jego narodowości – co też zresztą wiele mówi o stosunku Polaków do głowy Kościoła jako takiej. Zarówno w 2013 r., jak i 2022 r. zaledwie jedna piąta zdecydowanie deklarowała, że Ratzinger był dla nich wzorcem moralnym. Łącznie aż jedna trzecia pytanych uważała, że „raczej nie” lub „zdecydowanie nie”. Do Franciszka Polacy początkowo podchodzili przychylnie. W 2015 r. jako autorytet moralny zdecydowanie traktowało go 43 proc. pytanych. Siedem lat później szacunek do niego w Polsce prysnął. W maju 2022 r. był on zdecydowanym autorytetem dla zaledwie 19 proc. ankietowanych. Autorytet papieża Franciszka spadł nawet poniżej poziomu niespecjalnie lubianego nad Wisłą Benedykta XVI.
Oczywiście nie chodzi tutaj tylko o podejście Bergoglio do wojny. W 2015 r. skandale pedofilskie w Kościele jeszcze nie były tak dobrze naświetlone. Co więcej, Kościół jest traktowany jako strona w wojnie ideowej, jaka się toczy w całym świecie Zachodu. Według CBOS w 2022 r. aż 56 proc. pytanych nie widziało w nim osób godnych miana autorytetu. Przeciwnego zdania było 36 proc. Według prawie 60 proc. pytanych Kościół mógłby odbudować autorytet, gdyby przestał angażować się w politykę. 56 proc. wskazywało potrzebę rozliczenia się z przypadków pedofilii.
Upadek autorytetu Kościoła jest więc wynikiem jego realnych błędów i występków, które zaczęły być dostrzegane także przez długo milczących wiernych. Dzięki pracy dziennikarzy przykra prawda wyszła na jaw, a dzięki postępowi technologicznemu mogła dotrzeć do szerokich mas (głośny film braci Sekielskich był przecież opublikowany na największej ogólno -dostępnej platformie cyfrowej, a nie w tradycyjnej telewizji).
Podobny jest mechanizm upadku niemal wszystkich pozostałych idoli. W trzeciej dekadzie XXI w. trudno już ukryć fakt, że legendarny przedsiębiorca wcale nie był self-made manem, a inny stosuje model toksycznego przywództwa. Podłączeni nieustannie do środków przekazu liderzy opinii popełniają poważne gafy (vide: słynne „Thank You USA” Sikorskiego po wybuchu w gazociągu Nord Stream), dzięki czemu ludzie szybko przekonują się, że w gruncie rzeczy nie są oni specjalnie mądrzejsi od nich samych. Upadek autorytetów jest więc skutkiem odkrywania prawdy o świecie. Mit autorytetów był zbudowany na fundamencie ograniczonego dostępu do informacji, który – na szczęście – szeroko się otworzył.

Mądrość kolektywna

Trudno też znaleźć powszechnie szanowanych myślicieli w czasach, gdy społeczeństwo jest tak podzielone. Przykładowo, według CBOS w 2022 r. Jan Paweł II był autorytetem moralnym dla 99 proc. pytanych głosujących na PiS. W elektoracie Lewicy ten odsetek wyniósł tylko 23 proc. Ogromne różnice występują też w konkretnych sprawach. Według badania z 2021 r. odejście od węgla popierało tylko 21 proc. elektoratu PiS, za to aż 73 proc. głosujących na Koalicję Obywatelską i 80 proc. elektoratu Lewicy. Według 80 proc. wyborców PiS prawo nie powinno dopuszczać formalnych związków osób tej samej płci. Tego samego zdania jest tylko 20 proc. wyborców KO i 10 proc. Lewicy. Cztery piąte wyborców KO i Lewicy, a tylko jedna piąta elektoratu PiS chciałoby głębszej integracji z UE. Potencjalny autorytet musiałby się solidnie intelektualnie nagimnastykować, żeby trafić przekazem do zwolenników wszystkich partii w Polsce!
Można utyskiwać na tę polaryzację, której towarzyszy momentami nieznośna temperatura sporu politycznego. Równocześnie jednak trudno nie docenić towarzyszącego jej również procesu demokratyzacji i aktywizacji społecznej. To dzięki niej w ostatnich wyborach prezydenckich wzięło udział aż dwie trzecie dorosłych Polaków. Według CBOS w 2020 r. 21 proc. pytanych deklarowało bardzo duże lub duże zainteresowanie polityką. To najwyższy wynik od roku 1989! Na przykład w 2014 r. takich osób było dwa razy mniej. Polacy się spierają momentami bardzo żywo, ale transformacja energetyczna czy integracja europejska to niezwykle ważne tematy, które powinny być intensywnie omawiane nie tylko w gabinetach polityków, lecz także przez opinię publiczną.
Upadek znaczenia autorytetów przejawia się również tym, że nie jesteśmy gotowi zawierzyć swojego losu jakiejś wybranej jednostce, nawet jeśli jest uznawana za wybitną. Według wydanego w zeszłym roku „Atlas of European Values” – stworzonego na bazie bardzo szeroko zakrojonego badania European Values Survey – w zdecydowanej większości państw UE idea rządów „silnego lidera, który nie musi zawracać sobie głowy parlamentem” uważana jest powszechnie za kiepski pomysł. W Polsce mniej niż 10 proc. oczekuje takiego modelu rządów, co stawia nas wśród państw z najniższym odsetkiem – obok Niemiec, państw nordyckich i Estonii. Tylko w Rumunii, Bułgarii i Litwie ponad połowa pytanych oczekiwała u rządowych sterów tak silnego lidera. Europa odróżnia się w tym wyraźnie od Białorusi czy państw Kaukazu, w których odsetek ten przekraczał 70 proc. Powszechna nieufność wobec rozległej władzy jednego przywódcy to bez wątpienia zjawisko pozytywne z punktu widzenia demokracji.
Odejście autorytetów do lamusa nie oznacza jednak, że musimy się zdać na zupełny relatywizm. Z pomocą przychodzi mądrość kolektywna. Wiele badań dowodzi, że decyzje podejmowane w grupie są celniejsze niż wybory jednostek. Jeszcze w 2012 r. troje naukowców – psycholożka społeczna Tamar Kugler, ekonomista Martin Kocher i psycholog Edgar Kausel – przeanalizowali wyniki badań z 25 lat dotyczących podejmowania decyzji podczas eksperymentów z teorii gier. W artykule „Are Groups More Rational Than Individuals? A Review of Interactive Decision Making in Groups” wykazali, że jednostki w praktyce zwykle nie wypełniają teoretycznego założenia racjonalności, a wybory podejmowane grupowo najczęściej już tak.
Zamiast pokładać wiarę w jednostki, lepiej więc ufać instytucjom i procedurom, które są wyrazem kolektywnej mądrości. Nawet najwybitniejszym jednostkom zdarza się błądzić, ale dobrze zorganizowana grupa potrafi je przywołać do porządku lub ewentualnie odsunąć na boczny tor. Za autorytetami nie warto płakać, gdyż demokratyczne społeczeństwa w XXI w. potrafią dochodzić do prawdy bez ich decydującego udziału. O ile nie zaniedbają budowy sprawnych procedur i instytucji, dzięki którym trudniej jest zejść na manowce. ©℗