Putin ogłosił mobilizację i pogroził światu opcją atomową. Jeżeli ktoś uważał, że Rosja może ma dosyć i poszuka krętej ścieżki wycofania się z tzw. operacji specjalnej, niech przestanie się łudzić. U wielu ludzi pojawia się reakcja gniewu na psychopatycznego ludobójcę. Kiedy już wielokrotnie i bezsilnie zelżymy wstrętne ruskie bydlę, w końcu przychodzi do głowy odpychana na co dzień myśl: „Czym można ugłaskać potwora, aby zechciało mu się zrezygnować z dalszej wojny?”.

Dołączymy wtedy do ogromnej rzeszy Europejczyków, którzy zmęczeni obrazami uśmierconych Ukraińców, wzdychają: „No, niech ktoś coś z tym wreszcie zrobi!”. Tak się składa, że tym kimś jest Putin. O czym właśnie przypomniał Rosji oraz światu. Sądząc z tego, co czytamy u ekspertów, „szantaż Putina się nie uda”. Naprawdę? Przywódca Rosji zapowiada więcej wojny, która mu nie wychodzi, czym „bardzo ryzykuje”. Na pewno? Ocena z zewnątrz, czy Putin ryzykuje, rozwiewając złudzenia w sprawie pokoju, jest oparta na intuicjach i wróżbach.
Jest oczywistym odruchem cywilizowanego człowieka obrzydzenie wobec wojennej przemocy, ale wciąż najbardziej prawdopodobnym scenariuszem zakończenia czy choćby zamrożenia wojny w Ukrainie jest zawieszenie działań przez Rosję. Inne scenariusze zakładają sekwencję sukcesów wojsk ukraińskich lub ich porażkę. To pierwsze jest mało możliwe, a na dodatek wywołałoby na Zachodzie panikę – bo Rosja, która włączy narrację „obrony Ojczyzny”, będzie wściekła. To drugie byłoby katastrofą moralną oraz polityczną o trudnych do przewidzenia konsekwencjach.
I smutnym draństwem, jednym z tych, które historia tak często płata odważnym. Szantaż Putina jest obrzydliwy, szkoda, ale nie zamykajmy oczu – jest obrzydliwy, lecz może się udać. Europa boi się zwycięstwa Putina, ale boi się też wojny na wielką skalę. Putin naszym strachem zarządza skutecznie.