Separatyści z Doniecka i Ługańska, którzy tworzą znaczną część rosyjskich sił biorących udział w bitwie o Donbas, mają nazywać dowódców: generałowie śmierć.
Separatyści z Doniecka i Ługańska, którzy tworzą znaczną część rosyjskich sił biorących udział w bitwie o Donbas, mają nazywać dowódców: generałowie śmierć.
Stanowiąca ważny węzeł kolejowy Popasna już w pierwszej wojnie o Donbas w 2014 r. co najmniej kilka razy przechodziła z rąk do rąk. Choć ostrzały rosyjskie i separatystów doprowadziły wtedy do wyludnienia tego 20-tysięcznego miasta, to przed lutową inwazją na Ukrainę działało tu jeszcze kilka sklepów. Po wiosennej ofensywie Rosjan nie ma nic. Jak przekonywał ukraiński gubernator obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj – „wszystko zostało zniszczone”, a po ruinach kręcą się oddziały Ramzana Kadyrowa. Dla ludzi czeczeńskiego dona zabrakło już nawet pralek, które można by ukraść.
5 czerwca oddziały rosyjsko-separatystyczne przeprowadziły szturm w rejonie położonej niedaleko Popasnej – Mykołajiwki. W walkach zginął gen. Roman Kutuzow pseudonim Mgła, jak w przeboju zespołu Siektor Gaza, który jest wykorzystywany w rosyjskich batalistycznych superprodukcjach. „Prowadził żołnierzy do ataku, bo jest za mało pułkowników” – napisał na kanale w Telegramie Aleksandr Sładkow, znany korespondent wojenny państwowej telewizji Rossija 1 i były żołnierz. Te informacje potwierdzili również Ukraińcy. To ważne, bo rzadko zdarza się, by obie strony były zgodne co do przebiegu wydarzeń. Niemal równocześnie miał zginąć inny generał – Roman Bierdnikow. Ale co do jego śmierci zgodności nie ma.
Oficjalnie Moskwa przyznaje się do straty czterech generałów podczas inwazji na Ukrainę. Kijów mówi o 12. A zachodnie służby specjalne o siedmiu. Ukraińcy w oczywisty sposób podkręcają dane. Na przykład dziennikarze BBC ustalili, że co najmniej trzech oficerów z listy przygotowanej przez Kijów pojawiło się publicznie po swojej rzekomej śmierci.
Nawet jeśli jednak zginęło tylko czterech, mówimy o liczbie bez precedensu. Dla porównania między 1964 r. a 1975 r., podczas wojny w Wietnamie, zginęło dwóch generałów USA. Śmigłowiec Keitha Lincolna Ware’a został zestrzelony w czasie ofensywy Tét w 1968 r., a rok wcześniej Alfred Judson Force Moody zmarł na zawał serca w An Khê tydzień po przybyciu do Wietnamu. Podczas trwającej dwie dekady wojny z terroryzmem w Iraku i Afganistanie zginął jeden amerykański wojskowy tej rangi – Harolda Greene’a zastrzelił żołnierz armii afgańskiej, który okazał się sympatykiem talibów. Również podczas II wojny światowej zginął tylko jeden generał USA – Simona Bolivara Bucknera zabito podczas ostatnich dni bitwy o Okinawę.
Od wojny secesyjnej, czyli od 1861 r., na wojnach zginęło pięciu amerykańskich generałów. O jednego więcej niż rosyjskich wojskowych tej szarży przez niecałe cztery miesiące inwazji na Ukrainę.
Polowanie HUR-em
Z jednej strony Kijów koloryzuje dane, z drugiej – w wojsku ukraińskim działa grupa odpowiedzialna za polowanie na najwyższych rangą oficerów. Wywiad wojskowy HUR zbiera o nich dane, a wyroki wykonują albo strzelcy wyborowi, albo artyleria, która uderza w miejsca, gdzie wojskowi akurat przebywają. Pisał o tym m.in. „The Wall Street Journal”, powołując się na źródła w administracji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Początkowo Kreml próbował ukrywać dane o tych stratach, bo są one objęte tajemnicą państwową. Uroczystości żałobne przebijały się jednak do mediów. Tak jak w przypadku gen. Władimira Frołowa, którego w kwietniu pochowano w Petersburgu. Nie udało się również ukryć śmierci gen. Jakowa Riezancewa, którego Ukraińcy zabili na lotnisku w słynnej Czornobajiwce pod Chersoniem. Podobnie było z gen. Olegiem Mitiajewem, który zginął od kul żołnierzy pułku Azow w okolicach Mariupola. Nawet rosyjscy propagandyści przyznają, że tych nazwisk jest dużo i że machina wojenna gdzieś zawiodła.
W rozmowach z ukraińskimi oficerami, którzy śledzą nazwiska najwyższych rangą oficerów zabitych na Ukrainie, jak mantra powtarza się teza, że ich obecność blisko frontu jest niezaprzeczalnym dowodem niskiego morale sił, które biorą udział w inwazji. Potwierdzało się to również w rozmowach z szeregowymi żołnierzami. – Jak można mówić o ich morale, skoro oni nie przewidują nawet odbioru ciał swoich zabitych żołnierzy. Po walce leżą na poboczu czy w rowach. Później staramy się je zebrać w jedno miejsce. Część trafia do kostnic. Co do zasady jednak nie pamiętam, aby rosyjscy dowódcy interesowali się nimi – opowiadał w rozmowie z DGP Mykoła, którego blokpost znajdował się na obrzeżach wsi położonej na północ od Charkowa. – Mówimy na nich „mięso”. Są jak puszka z tuszonką. Przychodzi generał, otwiera tuszonkę i rozsmarowuje ją. Takie to wojsko – dodaje.
Najgorszej jakości tuszonką są powołani pod broń mieszkańcy Donieckiej oraz Ługańskiej republik ludowych. Źle wyposażeni, bez przeszkolenia, słabo opłacani i zdemoralizowani idą na pierwszy ogień – i szybko giną. Na prorosyjskich kanałach w Telegramie ich parapaństwa przechrzczono na ŻNR – Żeńskie Republiki Ludowe. Ze względu na zachwianie struktury demograficznej, ogromną liczbę powołań do wojska i nieproporcjonalnie dużą liczbę ofiar. Oddziałami ŻNR miał dowodzić zabity pod Mykołajiwką Kutuzow vel Mgła.
Desperat
Rosyjskie portale z Kraju Zabajkalskiego, w którym stacjonowała przed wojną jego jednostka, piszą o nim jako półbogu prowadzącym ludzi w bój. Miał sam latać śmigłowcami szturmowymi oraz nie stronić od udziału w bezpośrednich walkach. Jako naczelnik sztabu 29. Armii Ogólnowojskowej z Czyty był dowódcą „darzonym autorytetem”. Ten absolwent riazańskiej akademii wojskowej, która kształci oficerów wojsk powietrznodesantowych, ma na koncie najwyższe odznaczenia rosyjskie: medal „Za męstwo” i „Za zasługi wojenne” – a to oznacza, że przed Ukrainą brał udział w ekspedycjach Władimira Putina poza granicami Federacji. Dowodził m.in. w Syrii, w której poznawał tajniki pacyfikowania miast.
Na Kutuzowa na kilka dni przed śmiercią miała być wywierana ogromna presja, by poczynił postępy w zdobywaniu drogi Lisiczańsk-Bachmut, którą można dostać się do Siewierodoniecka. Po niepowodzeniach tuszonki najgorszej jakości, czyli 1. Korpusu Armii Donieckiej Republiki Ludowej, którą dowodził – zadanie miały wykonać dwie rosyjskie brygady zmotoryzowane. Ich żołnierze odmawiali jednak walk, co zmusiło generała do osobistego pokierowania natarciem.
Rozmówcy DGP przekonują, że to absolutna desperacja. W zasadzie żołnierz tak wysokiej szarży nie powinien się pojawić na linii frontu. Jest zbyt wartościową figurą, aby znaleźć się pod ostrzałem. Rosyjska propaganda przeformatowała jednak ten podręcznikowy błąd. „Mgła” jest teraz jak Karol Świerczewski. Do końca przy swoich żołnierzach, a nie jak natowskie wycieruchy w sztabie czy na lotniskowcu daleko od linii frontu.
Najlepsi z Syrii
– W tej wojnie są problemy z niezależnym myśleniem i podejmowaniem decyzji. Generałowie są blisko linii frontu, aby była pewność, że rozkazy z Moskwy są wykonywane – przekonuje w mediach społecznościowych wbrew oficjalnej linii analityk wojskowy Pawieł Łużyn. Kutuzow nadawał się do tego doskonale. Jak pisze w Telegramie rosyjski dziennikarz Siemion Piegow, w Syrii uchodził za „jednego z najbardziej autorytarnych i efektywnych” dowódców. Na Bliskim Wschodzie wysyłano go w miejsca, gdzie dochodziło do najcięższych walk, a rosyjscy komentatorzy zajmujący się wojskowością oceniają „Mgłę” jako jednego z najbardziej kompetentnych żołnierzy.
Czego właściwie nauczył się Kutuzow w Syrii? Siły, którymi dowodził – tak jak na Ukrainie – oblegały i bombardowały miasta, a później próbowały je dorzynać i zdobywać. Rosjanie przekonywali wówczas, że uderzenia z powietrza były prowadzone za pomocą broni precyzyjnej. To kłamstwo – ich lotnictwo po prostu równało miasta z ziemią. W Syrii podczas służby „Mgły” do oficjalnej propagandy wprowadzono również dwie nieśmiertelne tezy: że przeciwnik (w tym wypadku zawsze „terroryści”) wykorzystuje cywili jako żywe tarcze i że używa broni masowego rażenia. Na Ukrainie to samo: „neonaziści” z pułku Azow w Mariupolu mieli zasłaniać się cywilami, a „faszystowska junta” w Kijowie pracuje nad brudną bombą, którą odpali i przerzuci winę na Kreml, aby zyskać sympatię Zachodu. Kutuzow w Syrii uczył się również współpracy z formacjami, które nie wchodziły w skład armii rosyjskiej – szyickim Hezbollahem, milicjami proasadowskimi, armią reżimu Baszszara al-Asada oraz irańskimi Strażnikami Rewolucji. Generał mógł też – podobnie jak na Ukrainie – liczyć na wsparcie prywatnych firm wojskowych, m.in. Grupy Wagnera.
Kutuzow w Syrii praktykował również coś, co Rosjanie określają mianem wojny sekwencyjnej, czyli – jak tłumaczyła w Deutche Welle Hanna Notte z wiedeńskiego ośrodka analitycznego VCDNP – nieoczekiwanego przerywania walk w jednej części frontu, by podjąć je w drugiej. W przypadku Ukrainy Rosjanie wycofali się spod Kijowa i Charkowa, by skoncentrować się na Donbasie i południu kraju. Podobnie było w Syrii w 2017 r., kiedy to na zachodzie kraju utworzono tzw. strefy deeskalacyjne. To pojęcie, na które trzeba uważać, bo może się niebawem pojawić również w propozycjach rosyjskich dla Kijowa. W przypadku tego terminu nie chodzi o wypracowanie trwałego pokoju, tylko kupienie czasu na przegrupowanie i odnowienie sił. W 2017 r. kłamstwo deeskalacyjne pozwoliło Asadowi na przygotowanie uderzenia i zajęcie wschodu kraju, a w 2018 r. dyktator i Rosjanie poszli o krok dalej i wrócili zbrojnie do stref deeskalacyjnych. W rękach opozycji i islamistów – z woli Kremla – pozostawiono jedynie ufortyfikowane miasto Idlib, które pełni rolę zamrożonego konfliktu do szantażowania syryjskiego dyktatora możliwością podwyższenia temperatury wojny. Idlib jest jak Naddniestrze, które blokuje Mołdawię, albo Abchazja czy Osetia Południowa, które ograniczają suwerenność Gruzji. To po prostu inny wymiar i inna specyfika zamrożonego konfliktu.
Podobne doświadczenia w Syrii zdobywał gen. Roman Bierdnikow. Ukraińcy przekonują, że zabili go w zasadzce razem z „Mgłą”. Rosjanie temu zaprzeczają. Dopóki nie będzie zdjęć ciała (jak w przypadku Kutuzowa), trzeba do informacji Kijowa podchodzić z rezerwą. Tym bardziej że jeszcze miesiąc temu oficer był dowódcą rosyjskiej grupy bojowej w Syrii. Są nagrania, na których widać jak 9 maja bierze udział w paradzie wojskowej w bazie lotniczej w Humajmim w Latakii. – Żołnierze i oficerowie rosyjscy pełnią zaszczytną służbę w Syrii, broniąc interesów Rosji w walce z międzynarodowym terroryzmem – mówił wówczas Bierdnikow, który reprezentuje ten sam typ dowódcy, co Kutuzow.
Depopulacja i kłamstwa
W dowódczej układance na Ukrainie to jednak nie Kutuzow ani nie Bierdnikow byli/są najważniejsi. Osobą numer jeden od początku kwietnia jest/był gen. Aleksandr Dwornikow, nazywany Rzeźnikiem z Syrii. To nie tylko zwolennik zrównywania z ziemią miast, lecz także mistrz kłamstwa i propagandy. W 2015 r. dowodził bombardowaniem Aleppo. Próbował wówczas przekonywać świat, że uderzenia na miasto są prowadzone za pomocą sterowanej amunicji. W rzeczywistości bił na oślep. Wykorzystywał bomby kasetowe, które mają duże pole rażenia, wysysające tlen pociski termobaryczne i palący wszystko biały fosfor. To, czego się nauczył w Syrii, przeniósł na Ukrainę. Tuż po awansie Dwornikowa na dowódcę operacji przeciw Ukrainie były szef CIA oraz były głównodowodzący wojskami USA w Iraku i Afganistanie gen. David Petraeus komentował: – Rosjanie byli znani w Syrii z, cytuję, depopulacji terenu. Tak robili w Aleppo. Tego możemy oczekiwać (na Ukrainie – red.).
Obecnie Dwornikow ma być pod wielką presją Kremla. Od jego awansu i postawienia zadania zdobycia Donbasu mijają dokładnie dwa miesiące. Ofensywa miała być ekspresowa i szybko dać zwycięstwo. Jak przekonuje gubernator obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj, w piątek mija dla Dwornikowa termin zdobycia Siewierodoniecka. Zrównane z ziemią miasto nadal się jednak broni. A sam generał nie pojawia się w relacjach ze wschodu Ukrainy.
Na początku czerwca media amerykańskie podały, że został zawieszony. Zniknął po sowiecku. Po cichu i bez tłumaczenia. Otworzył tuszonkę i rozsmarował mięso, po czym ustąpił miejsca kolejnym gwiazdom korpusu oficerskiego z Syrii. Nie ma co jednak liczyć, że ci zmienią styl. Po doświadczeniach z Aleppo i Groznego robią to, co potrafią najlepiej. Równają wszystko z ziemią i kłamią.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama