Memy i rysunki nie obalą Putina i nie zakończą tej wojny. Zadadzą natomiast bolesne straty wizerunkowe rosyjskiemu przywódcy i wojsku.

Wojna w Ukrainie jeszcze nie jest konfliktem, od którego można się zdystansować. Walka trwa, a o szczegółach emocjonalnie opowiada internet. Niekoniecznie w pogłębiony sposób, jak w poprzednim wieku robili Erich Maria Remarque czy Melchior Wańkowicz. Dziś od reagowania są media społecznościowe, gdzie błyskawicznie roznoszą się memy – humorystyczne grafiki opatrzone satyrycznym komentarzem. Liczy się refleks twórców i rezonans wśród odbiorców. A także – jak to na wojnie – zadanie strat wrogowi. Jeśli nie realnych, to przynajmniej wizerunkowych. Niech chociaż wszyscy na jego widok pokładają się ze śmiechu – uważają internetowi prześmiewcy. I niech każdy wie, kto jest bohaterem, a kto czarnym charakterem.

Kult Zełenskiego

Pozytywnym bohaterem jest prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który na jednym z memów odbiera telefon od króla internetu, amerykańskiego aktora-karateki Chucka Norrisa (bohatera niezliczonych dowcipów) z pytaniem, co może dla niego zrobić. Albo rozmawia z Willem Smithem, który spoliczkował na oscarowej gali Chrisa Rocka za żarty ze swojej chorej żony. „Hallo, Will? Słyszałeś, co Władimir Putin powiedział o twojej żonie?” – pyta prezydent Ukrainy.
– Możemy śmiało mówić o kulcie ukraińskiego przywódcy, silnie obecnym na TikToku, gdzie wysyła się mnóstwo relacji z wojny. Wśród użytkowników tej aplikacji, wykorzystywanej głównie przez młodzież, Zełenski cieszy się ogromnym poparciem. A takie gesty, jak wizyta prezydenta w szpitalu, kiedy odwiedza ranną rodzinę, tylko zwiększają jego popularność. Ukraińcy do perfekcji opanowali narrację o tej wojnie. Ich filmiki w internecie ogląda się lepiej niż kino hollywoodzkie – chwali prof. Magdalena Kamińska z Zakładu Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Porównanie do kina jest uprawnione. Badacze kultury obrazkowej wskazują, że przełomowym momentem, w którym zaczęto komentować rzeczywistość ilustracjami, był 11 września 2001 r. i atak terrorystów na World Trade Center. Cały zachodni świat rysował i rozpowszechniał w sieci karykatury Osamy Bin Ladena. Właśnie wtedy nastąpił wysyp memów, co łatwo wytłumaczyć. Po pierwsze, rosnącą dostępnością internetu. Po drugie, medialnością samego wydarzenia – stacje telewizyjne na całym świecie pokazywały w pętli, jak uprowadzone samoloty wbijały się w wieżowce. Widok był dramatyczny, ale także bardzo spektakularny – jak z wysokobudżetowych filmów katastroficznych. Cudza tragedia, którą chętnie oglądamy na ekranie, była dotychczas przedmiotem prywatnych rozmów po wyjściu z kina albo przed telewizorem. Internet pozwolił dyskutować w sieci z całym światem – właśnie za pomocą memów.

Niewesoła satyra

Witold Gombrowicz opisał w „Ferdydurke” osobliwy pojedynek na miny. Syfon stroił inteligentne i piękne miny, Miętus odpowiadał mu topornymi grymasami, które budziły obrzydzenie, aż ostatecznie przegrał, bo zabrakło mu pomysłu, jak odpowiedzieć na pozę adwersarza. Bezradny, rzucił się na rywala z pięściami.
Memy i karykatury wojenne to również forma walki bez karabinów i rakiet. Tu bronią jest pędzel czy ołówek, myszka i klawiatura, a ofiarą każdy, kogo wyprowadzi z równowagi mem lub rysunek. Mogą rozśmieszać, ale nie muszą. Często jest to czarny humor, jak w przypadku takiej rysunkowej historyjki: do zabitego rosyjskiego żołnierza podbiega drugi, podsuwa trumnę, ale zamiast umieścić w środku zwłoki, ładuje do niej pralkę i telewizor z plądrowanego ukraińskiego domu.
– Dowcip i satyra uchodzą za coś beztroskiego i wesołego. Ale to nieprawda. Nasza twórczość jest bronią, pewną formą agresji, której tyrani pokroju Putina bardzo się boją. Oni najbardziej obawiają się ośmieszenia w oczach opinii publicznej, w czym karykaturzyści są mistrzami. Przy czym, żeby użyć modnego dziś stwierdzenia, satyra jest bronią defensywną. Rysując wojnę, tylko bronimy się przed agresorem – zapewnia Henryk Sawka, rysownik, satyryk i ilustrator.
Co tydzień na ostatniej stronie papierowego „Newsweeka” można obejrzeć jego impresje na aktualne tematy. Teraz oczywiście najważniejszym tematem jest wojna, a mój rozmówca przyznaje, że od dwóch miesięcy w zasadzie wszystko kojarzy mu się z Putinem, więc tworzy w militarnej estetyce. Nie przestał nawet na czas Wielkanocy. Z okazji świąt narysował jajko z niespodzianką w formie pisanki w kolorach flagi rosyjskiej, w której ukryto granat. Jest też niedźwiedź, który rzuca jajkami z koszyczka w uciekającego żółto-niebieskiego zająca.
– Wiele prac o wojnie schowałem do szuflady – mówi Sawka. – Nie można nimi ciągle naparzać w odbiorców. Nadmiar wystrzelonych pocisków sprawia, że wiele z nich się marnuje. Trzeba strzelać rzadziej, a celniej. I tak samo jest z rysunkami.
– Nie każdy jest w stanie wziąć broń do ręki albo napisać ciekawy artykuł geopolityczny, który posłuży wojennej analizie. A memy łatwo tworzyć. Każdy może to robić. Każdy może walczyć w internecie – mówi dr Jakub Kuś, psycholog z Uniwersytetu SWPS.

Otwieranie okna poglądów

Czy jest jakaś granica, której satyra nie ośmieli się przekroczyć? Skoro na wojnie wywołanej przez Rosję przestały obowiązywać „czerwone linie”, trudno oczekiwać, że twórcy będą się wykazywać przede wszystkim smakiem. – Wojna znosi granice subtelności. Stwierdzenie: „Russkij wojennyj korabl, idi nachuj” przestaje być wulgaryzmem. Staram się nie uprawiać makabreski, ale opowiadam się jednoznacznie po jednej stronie w tej wojnie i to widać na moich pracach. Niedawno zamieściłem w mediach społecznościowych jeden z moich „wojennych rysunków”. Ktoś się żachnął, że to dowcip niewysokich lotów. Odparłem: „W czasie wojny dopuszczalne są koszarowe dowcipy” – opowiada Sawka.
Memy tym bardziej nie uznają żadnych świętości. Łączą z pozoru nieprzystające do siebie porządki. – Są pewną konwencją, zabawą z formą, która da się dowolnie kształtować. Nierzadko miksują komizm z tragizmem, są niegrzeczne, niepoprawne politycznie. Przesuwają próg naszej tolerancji. Poszerzają tzw. okno Overtona, w którym mieszczą się poglądy akceptowalne w dyskursie publicznym – wyjaśnia prof. Kamińska.
Z drugiej strony nie da się o nich długo dyskutować. Żyją krótko, żywią się teraźniejszością, nawet jeśli dla komentowania bieżących wydarzeń posiłkują się obrazami z przeszłości. W wyszukiwarce łatwo znaleźć graficzne dowcipy sprzed internetowej ery – te poświęcone wojnie domowej na Bałkanach czy nawet II wojnie światowej. Ktoś do obrazka maszerujących na front żołnierzy z 1939 r. dopisał zgryźliwie, że to Niemcy w drodze na manifestację w obronie demokracji. Ale nie tylko czasy, także konteksty lubią się w memach mieszać. Na innej grafice widzimy ośmiornicę Paula – znaną z przepowiadania wyników meczów piłkarskiej reprezentacji Niemiec na mistrzostwach Europy w 2008 r. i świata w 2010 r. Bezkręgowiec wybierał w akwarium pojemnik z jedzeniem z naklejoną flagą narodową swojego zespołu albo drużyny rywala, wskazując w ten sposób zwycięzcę. W 1942 r. – jak pokazuje zabawna ilustracja – Paul wybrał sierp z młotem zamiast swastyki, na co rysunkowy Stalin zareagował triumfalnym uniesieniem rąk, a przygarbiony Hitler zaklął pod nosem.
Dlaczego memy sięgają do tego, co już było, chcąc opowiadać o tym, co jest teraz? – Może dlatego, że najbardziej lubimy historie, które już słyszeliśmy, parafrazując słynną sentencję z filmu „Rejs”? – zastanawia się prof. Kamińska. – Z drugiej strony za pomocą memów da się tę przeszłość trochę nagiąć, przedstawić w innym świetle, obrócić na własną korzyść. Podobnie, tylko w kinie, postępuje Quentin Tarantino, który nakręcił „Bękarty wojny” oraz „Pewnego razu w Hollywood”, aby odwrócić bieg historii i pozwolić dobru zatriumfować nad złem.

Żart a sprawa polska

Memy dotyczące wojny w Ukrainie bywają też komentarzem do polskiej polityki. Weźmy ten pokazujący premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w pociągu do Kijowa, kiedy obaj siedzą nad mapą, a Morawiecki wodzi po niej palcem i mówi Kaczyńskiemu: „Tu się chowa prywaciarz”, co jest satyrą na walkę PiS z ekonomicznymi elitami w Polsce.
Sporo takich prześmiewczych grafik na „użytek wewnętrzny” produkuje Michał Nowak – twórca facebookowej strony Sekcja Gimnastyczna. Ośmieszając wpływ kremlowskiej propagandy na rosyjskie społeczeństwo, dworuje sobie także z polskiej rzeczywistości, która przypomina mu propagandę z czasów PRL. Demaskatorem takich zabiegów był Stanisław Bareja, po którego twórczość chętnie sięga Nowak. I tak bohaterowie „Misia” wygłaszają w memach Nowaka okolicznościowe bon moty („Nie ma takiego krążownika, Moskwa. Jest łódź podwodna Moskwa”).
– Zdaję sobie sprawę, że memy to przekaźniki informacji. W internecie, i nie tylko, toczy się wojna, mówiąc w największym uproszczeniu, między lewą i prawą stroną. Ja zajmuję się polskim fragmentem informacyjnym tej wojny i szczerze mówiąc, wolałbym dalej kpić z Polskiego Ładu, niż koncentrować się na wojnie w Ukrainie. Ale wojna przyćmiła inne problemy, stąd od wielu tygodni media internetowe są jej w 100 proc. podporządkowane – mówi Michał Nowak, który nazywa memiarzy paradziennikarzami, a ich zajęcie określa jako „opakowywanie informacji w obrazek z satyrycznym komentarzem”.

Putin przegrał w statki

Memy są bronią, ale nie tyle w rękach Rosjan i Ukraińców, ile reszty świata, która ogląda tę wojnę z bezpiecznego dystansu. – One są bardziej potrzebne nam, którzy nie uciekamy przed spadającymi na głowy bombami, tylko siedzimy w domach i oglądamy te straszne sceny. Tworzymy satyrę internetową, aby odreagować stres. To wentyl bezpieczeństwa. A zarazem próba wpłynięcia na rzeczywistość, żeby stała się bardziej znośna. Trochę na zasadzie: „Jeśli się czegoś boisz, wyśmiej to”. Szydzenie z przeciwnika nie jest niczym nowym w czasie trwającej wojny. Kiedyś służyły do tego piosenki, dzisiaj dysponujemy memami – zauważa dr Kuś. I ma rację. Kto nie zna piosenki „Siekiera, motyka” („Siekiera, motyka, bimber, alasz / Przegra wojnę głupi malarz”)?
Tak jak nie każda rakieta sięga celu, nie każdy mem przebija się do szerokiej publiczności. Nigdy nie wiadomo, czy chwyci. Jego siłą jest oryginalność, która wyklucza możliwość powstania gotowej recepty na nośną satyrę ilustrowaną. To sztuka oddolna, choć istnieją firmy specjalizujące się w produkowaniu takich grafik. Zwykle jednak powstają one pod wpływem impulsu, dlatego ich walory informacyjne są sprawą drugorzędną. Gdy zatonął krążownik „Moskwa”, internet nie czekał na potwierdzenie informacji, czy okręt zatopiono, czy uległ awarii. Memy przypisały uszczuplenie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej dzielnej postawie strzegących granic swojego kraju Ukraińców. I wysypały się do sieci obrazki, jak ten przedstawiający Putina z Zełenskim, którzy grają przez telefon w statki. Ukraiński prezydent podaje współrzędne, a jego odpowiednik na Kremlu odpowiada z nietęgą miną: „Trafiony, zatopiony”. – Dla memów prawda nie ma żadnego znaczenia. Liczy się po prostu dobra historia, którą da się atrakcyjnie opowiedzieć. W przypadku ilustrowania wojny dla internautów istotne jest też opowiedzenie się po słusznej stronie konfliktu – uważa prof. Kamińska.
Który mem wojenny wyjątkowo ją rozbawił? Ten pokazujący defiladę w Rosji z okazji 9 maja, gdzie przez gruzy ukraińskiego miasta maszerują rosyjscy żołnierze, ale zamiast broni demonstrują przed generalicją w loży honorowej ukradzione sedesy i pralki. To przykład przerysowanej prawdy. Rosjanie kradną z ostrzeliwanych domów, co się da, ale też takie „trofea” są na wyposażeniu każdego domu w cywilizowanym świecie, do którego rosyjskiemu społeczeństwu zabrania się aspirować. Memy demaskują to, co Rosjanie woleliby ukryć.

Memy nie wygrają wojny

Produkcja poświęconych wojnie memów ruszyła dopiero wtedy, kiedy świat uwierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę. Początkowo sieć zalała masowa produkcja rosyjskich fake newsów, które miały zohydzić w jego oczach „ukraińskich nacjonalistów”. Dopiero po paru dniach internet przeszedł do medialnej kontrofensywy i zaczął stroić sobie coraz śmielsze żarty na temat armii rosyjskiej.
Zepchnięcie Rosji do internetowego narożnika musi zdumiewać. Przecież tyle się mówiło o wszechmogących hakerach ze Wschodu, którzy są w stanie wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w USA i zainstalować w Białym Domu eurosceptycznego Donalda Trumpa albo przekonać Brytyjczyków do brexitu. I trollach specjalistach, którzy potrafią dotrzeć ze swoją wersją rzeczywistości do niczego nieświadomych odbiorców. Dlaczego rosyjscy macherzy zostali w blokach startowych?
– To rzeczywiście dziwi – zgadza się prof. Kamińska. – Można tylko podejrzewać, skąd ten falstart. Prawdopodobnie Rosjanie uwierzyli, że wojna potrwa trzy, cztery dni, najwyżej tydzień, więc woleli za dużo na jej temat nie mówić, zakazując nawet używania tego słowa. Trochę na zasadzie: „ciszej jedziesz, dalej zajedziesz”. Po tygodniu okazało się, że napadnięci nadspodziewanie dobrze sobie radzą, odpierają ataki i momentami przejmują inicjatywę, jak ten ukraiński traktor ciągnący rosyjski czołg.
– Internetowa przewaga Ukraińców nad Rosjanami wynika z tego, że tym drugim brakuje dystansu, wyobraźni, poczucia humoru i zmysłu improwizacji. Są śmiertelnie poważni w głoszeniu haseł: „Bóg, honor, ojczyzna”, co jest po prostu nieśmieszne i nudne. Ukraina stoi na straży demokratycznego porządku i szeroko rozumianej wolności, także naszej, którą próbuje się na różne sposoby ograniczać. Dlatego cały wolny świat robi dla niej memy, aby ośmieszyć ruskich trolli – uważa Nowak.
Rosja wciąż może zbrojnie zdominować Ukrainę. Trudniej jej będzie osiągnąć przewagę w walce informacyjnej, a już niemożliwe wydaje się narzucenie Zachodowi własnej propagandy. Trudno jednak oczekiwać, że to wystarczy. – Kreml został ośmieszony i samotny, ale znając Rosjan, wykorzystają to na użytek swojej wewnętrznej propagandy. „Cały świat się na nas uwziął. Wszyscy się z nas śmieją, bo mamy rację” – spodziewam się mniej więcej takiego przekazu w ramach samoobrony. Zwycięstwo w II wojnie światowej reklamowano w Związku Radzieckim jako triumf na faszyzmem i ta narracja nadal pozostaje w Rosji w użyciu, bo legitymuje działania niepokonanych obrońców pokoju, którzy de facto są agresorami – uważa prof. Kamińska.
Memy z pewnością nie obalą Putina i nie zakończą wojny. Zadadzą natomiast bolesne straty wizerunkowe wojsku rosyjskiemu i utrwalą obraz imperium na glinianych nogach, którego symbolem stanie się rosyjski dron strącony przez mieszkankę Kijowa słoikiem z kiszonymi pomidorami. Putin, który chciał przejść do historii jako ten, który zjednoczył „Wielką Ruś”, może do niej trafić jako negatywny bohater memów. ©℗