Dziś ukraińskość i patriotyzm nabierają szczególnego znaczenia – budowane są na wrogości czy wręcz nienawiści do Rosji, koncentrują się na kwestii przetrwania Ukrainy jako państwa niepodległego, niezależnego od Moskwy - mówi w rozmowie z DGP Jadwiga Rogoża analityczka Zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2015-2018 radca Ambasady RP w Moskwie.

Jadwiga Rogoża analityczka Zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2015-2018 radca Ambasady RP w Moskwie / Materiały prasowe
Z Jadwigą Rogożą rozmawia Estera Flieger
Wojna sprawiła, że ukraińskie i rosyjskie społeczeństwa rozeszły się, czy zakończyła proces rozchodzenia, który zaczął się dużo wcześniej?
To ostateczny rozbrat społeczeństwa ukraińskiego z rosyjskim. Proces postępował od lat - zapoczątkowała go aneksja Krymu i wojna na Donbasie. Władze i społeczeństwo Ukrainy zdecydowały wówczas o konieczności osłabiania więzi łączących ją z Rosją - politycznych, ideologicznych, społecznych, religijnych i gospodarczych - i przyjęcia orientacji na Zachód. Przez wyrażenie aspiracji euroatlantyckich i reformy wewnętrzne Ukraina stopniowo zrywała z postsowiecką spuścizną.
Ukraina to nie Rosja.
Książkę pod takim tytułem w 2003 r. wydał ówczesny prezydent Ukrainy Łeonid Kuczma. Sam wywodził się z sowieckiej nomenklatury i wiele - łącznie z językiem - łączyło go z Rosją; również ta książka została napisana i wydana w języku rosyjskim. Kuczma uchwycił w niej jednak wyraźną odrębność obu państw, różnice w ich kulturze politycznej i społecznej, rozprawił się z mitem Ukrainy jako młodszej siostry Rosji, której niepodległość jest przypadkiem i pomyłką dziejową, zaś sam tytuł książki stał się szeroko cytowaną sentencją. W rosyjskiej retoryce od zawsze akcentowano wspólnotę narodów słowiańskich, a Putin w wystąpieniach i artykułach historycznych uporczywie nazywał Rosjan, Ukraińców i Białorusinów jednym narodem, odmawiając „młodszym braciom” Rosji podmiotowości, odrębności, prawa do samodzielnego wyboru ścieżki rozwoju i prawa do sojuszy. Jednak przyglądając się społeczeństwom rosyjskiemu i ukraińskiemu - dominującym postawom i zachowaniom w zwrotnych momentach dziejowych - można dostrzec więcej różnic niż podobieństw.
Skąd te różnice? I na czym polegają?
Kształtowała je historia. W rosyjskiej świadomości są głęboko zakorzenione postawy imperialne, a także poparcie dla silnej władzy i scentralizowanego państwa oraz idąca za tym gotowość podporządkowania wolności, dobrobytu czy nawet życia jednostki jego interesom. Rosjanie czerpią dumę z wielkości państwa, jego podbojów geopolitycznych, faktu, że „Rosji boi się pół świata” - dla wielu to rekompensuje mizerny poziom życia, brak zabezpieczeń socjalnych, nawet brak ochrony przed samą władzą, która z obywatelem może zrobić wszystko. Rosjanie dają władzy - autorytarnej, a w niektórych okresach totalitarnej - przyzwolenie na nieograniczone rządy i naruszanie swoich praw. Grupa rządząca na czele z wodzem podejmuje najważniejsze decyzje we własnym gronie, a społeczeństwo je jedynie akceptuje post factum, uczestnicząc w takich rytuałach jak głosowania. Ale wybory w Rosji nie są mechanizmem wymiany władzy, tylko rodzajem operacji propagandowej, mającej usankcjonować już podjętą za kulisami decyzję. To wszystko wyrasta na określonym podglebiu społecznym. Poza postawami imperialnymi tamtejsze społeczeństwo cechuje bierność oraz atomizacja. Rozpowszechniona jest nieufność wobec współobywateli, która utrudnia konsolidację i obronę przed nadużyciami państwa, oraz oczekiwanie, iż inicjatywa przyjdzie z góry. Nieprzypadkowo rosyjskie powiedzonko głosi, że inicjatywa jest karalna. Mamy oczywiście w tym kraju grupy, które się wyłamują, ale są one bardzo nieliczne. Te zalążki społeczeństwa obywatelskiego nie stanowią masy krytycznej, ich działania nie przekładają się na jakiekolwiek poważne zmiany. Władza jest w stanie poddać je coraz większym represjom i zdusić ich potencjał. Tak stało się choćby z Aleksiejem Nawalnym i całym ruchem społecznym, który powstał wokół niego kilka lat temu.
A społeczeństwo ukraińskie?
Są w nim silne tradycje wolnościowe, sięgające głęboko w przeszłość, a więc do Rusi Kijowskiej, tradycji kozackich, przynależności do Rzeczypospolitej Obojga Narodów, którą cechował znacznie większy zakres swobód niż ówczesne Carstwo Rosyjskie, zwłaszcza pod rządami Iwana Groźnego. Z jednej strony, ukraińskie społeczeństwo ma w sobie gen anarchizujący, co przejawia się w tendencji do stawiania oporu wobec rządów autorytarnych, a z drugiej posiada olbrzymi potencjał do podejmowania działań oddolnych - jest aktywne, samodzielne, dobrze zorganizowane, w chwilach krytycznych zaś łatwo się konsoliduje i mobilizuje.
W ten właśnie sposób Ukraińcy myślą o sobie?
Badania opinii publicznej pokazują, że ukraińskie społeczeństwo z dumą podkreśla to, co je odróżnia od rosyjskiego. Ukraińcy szczycą się tym, że nie godzą się na autorytarne rządy, że cechuje ich zdrowy krytycyzm wobec władzy i umiłowanie wolności, a także demonstrują prozachodnie aspiracje i poczucie odrębności wobec Rosji, która nie chce przyjąć tego do wiadomości. W ostatnich 30 latach tamtejsze społeczeństwo nieraz demonstrowało te cechy w praktyce. W Ukrainie regularnie zmienia się władza. Wołodymyr Zełenski jest już szóstym ukraińskim prezydentem od czasu rozpadu ZSRR, podczas gdy Putin dopiero drugim i, zdaje się, dożywotnim. Jeszcze na początku jego rządów popularny był dowcip, że Rosja ma dwóch prezydentów: pierwszego i ostatniego. Ukraińska scena polityczna jest natomiast pluralistyczna, rozdrobniona, momentami panuje tam chaos czy nawet anarchia, jednak istnieje w niej wiele ośrodków konkurujących z ośrodkiem prezydenckim.
Ale podobnie jak w Rosji swoją rolę odgrywają na niej oligarchowie.
Rzeczywiście, oligarchowie odgrywają wydatną rolę w ukraińskim życiu publicznym, tworzą ośrodki wpływów politycznych i gospodarczych. Wielu z nich ma media, kontroluje część deputowanych w parlamencie. Jest to oczywiście zjawisko patologiczne, hamujące transformację państwa, sprzyjające trwałości dysfunkcyjnych układów. Mimo to w Ukrainie nie przyjął się model władzy jak w Rosji, gdzie ośrodek władzy jest jeden, niekontrolowany przez nikogo z zewnątrz, model, w którym nawet oligarchowie w każdej chwili mogą zostać „rozkułaczeni”, gdzie społeczeństwo jest wykluczone z procesów politycznych. Z kolei ukraińskie społeczeństwo regularnie samoorganizuje się, by wyrazić sprzeciw wobec autorytarnych zapędów kolejnych rządów. Kilkukrotnie wybuchały kolorowe rewolucje, bunty przeciwko decyzjom władz odbieranym jako niesprawiedliwe. W latach 2004-2005 miał miejsce pierwszy Majdan w proteście przeciwko sfałszowaniu wyborów na korzyść Wiktora Janukowycza, który doprowadził do przesilenia politycznego i wygranej Wiktora Juszczenki.
Był też kolejny.
To był Euromajdan, rewolucja godności z lat 2013-2014. To był protest przeciwko polityce Wiktora Janukowycza, który blokował europejskie aspiracje Ukrainy. Majdan dowiódł ogromnej społecznej determinacji do obrony prawa Ukrainy do samostanowienia, do wyboru zachodniego modelu rozwoju. Protest trwał przez wiele miesięcy, solidarnie wspierany przez obywateli nie tylko z Kijowa, lecz z wielu regionów Ukrainy, a swoje zwycięstwo przypłacił wysoką ceną - ponad stu zabitych, co zrodziło legendę Niebiańskiej Sotni. Doprowadził do upadku Janukowycza, który uciekł do Rosji, do zmiany władzy w Kijowie. Ukraińskie społeczeństwo wykazuje się więc nie tylko aktywnością, lecz także zdolnością wpływania na politykę, podczas gdy w Rosji wybory są organizowaną przez władze operacją, której wynik jest z góry przesądzony. Również dojście do władzy Zełenskiego było decyzją wyborców, dość zaskakującą. W obliczu licznych błędów i nadużyć „patriotycznego” prezydenta Petra Poroszenki wyborcy opowiedzieli się za liderem kompletnie spoza świata polityki. Notabene, w Rosji tuż przed wyborami 2019 r. większość elit wyrażała absolutne przekonanie, że Poroszenko jest skazany na reelekcję, że użyje wszystkich dostępnych mechanizmów przysługujących prezydentowi; jak mawiają w Rosji - resursu administracyjnego, by nie dopuścić do przegranej. To po raz kolejny dowodzi, jak bardzo Rosjanie patrzą na Ukrainę przez własną optykę, nie widzą i nie chcą widzieć ukraińskiej odrębności. Kolejna różnica: ukraińska scena polityczno-społeczna - inaczej niż w Rosji - nie jest zogniskowana wokół prezydenta: jego samego (Putin), ośrodków przez niego kontrolowanych (pro-Putin) oraz niewielkich grup go zwalczających (anty-Putin). W Ukrainie jest wielość ośrodków wpływu. Prezydent i rząd, oligarchowie i powiązane z nimi media, mozaika partii w Radzie Najwyższej, rozbudowany trzeci sektor, w tym społeczne instytucje antykorupcyjne i śledcze, niezależne i coraz popularniejsze media internetowe. Już przed wybuchem wojny ukraińskie społeczeństwo dowiodło więc, że bardzo różni się od rosyjskiego.
A w jakim stopniu oba społeczeństwa nadal łączy język?
Kwestia językowa jest bardzo dynamiczna, zwłaszcza w kontekście kształtowania się nowej tożsamości ukraińskiej. Formalnie ukraiński od dawna jest jedynym językiem państwowym, stanowi o tym konstytucja z 1996 r. W praktyce prawie wszyscy obywatele Ukrainy rosyjski znają, a wschodnie i centralne obwody kraju na co dzień w większości posługują się rosyjskim. W większości rosyjskojęzyczny w ostatnich 30 latach był również Kijów. Jednak to zmienia się na naszych oczach. Już pierwsza wojna z Rosją i aneksja Krymu stała się bodźcem do kształtowania nowej tożsamości i ograniczania roli języka rosyjskiego, zarówno na poziomie państwa, jak i obywateli. Za prezydentury Poroszenki przyjęta została reforma językowa, której wdrażanie miało być rozłożone w czasie i wieloetapowe, a więc stopniowo obejmujące kolejne obszary życia - politykę, handel, media, kulturę i oświatę. Sprawiło to, iż po ukraińsku publicznie zaczęła wypowiadać się absolutna większość polityków, urzędnicy państwowi zdawali egzamin znajomości języka, na ukraiński przechodzą szkoły i media. Dobrą ilustracją tego procesu jest sam prezydent Zełenski, który pochodzi z rosyjskojęzycznego Krzywego Rogu i całe życie posługiwał się rosyjskim. Jednak po objęciu urzędu szybko opanował ukraiński, choć w wielu wystąpieniach zdarzało mu się spontanicznie przechodzić na rosyjski. W Kijowie słychać coraz więcej ukraińskiego, choć nadal - jak to w okresie przejściowym - nie zawsze jest on w pełni poprawny, częściej to surżyk, czyli ukraiński z rosyjskimi naleciałościami. Charakterystycznym elementem całego procesu jest komunikacja hybrydowa - w rozmowach ludzi, w mediach często występuje sytuacja, że jedna osoba mówi po ukraińsku, druga odpowiada po rosyjsku. Często bywa, że ktoś w codziennej komunikacji nadal stosuje rosyjski, jednak podejmuje decyzje, że po ukraińsku zacznie pisać i wypowiadać się publicznie. Tak więc proces upowszechniania się ukraińskiego postępował, choć z pewnym trudem i wieloma nieoczywistymi elementami. Ten proces bardzo przyspieszyła trwająca wojna, która wywołała w ukraińskim społeczeństwie ogromny szok, ale jeszcze większą nienawiść do agresora. W przypadku bardzo wielu Ukraińców nienawiść ta dotyczy nie tylko rosyjskich władz, wojska czy Cerkwi, lecz wszystkiego, co rosyjskie - również języka. Wiele osób zadeklarowało, że przechodzi na ukraiński w codziennych kontaktach, że zrywa kontakty towarzyskie czy nawet rodzinne z osobami z Rosji, z którymi dzieli je teraz przepaść w ocenie trwającej wojny.
Jaką rolę w procesie kształtowania się tożsamości ukraińskiej odgrywają klasy polityczne? Spotkałam się z opinią, że rządzący wcześniej Ukrainą politycy byli naznaczeni sowiecką czy postsowiecką kulturą polityczną, z kolei Zełenski jest pierwszym wolnym od niej prezydentem.
Paradoksalnie, kluczowe w procesie kształtowania się nowej ukraińskiej tożsamości wydają się akty rosyjskiej ingerencji i agresji, które motywują i mobilizują Ukraińców do odcinania kolejnych więzi z Moskwą. Wówczas nawet politycy ukształtowani w czasach sowieckich, a takich w Ukrainie jest większość, przyjmują na siebie rolę „patriotów” i orędowników nowego, niesowieckiego ładu. Po pierwszym Majdanie, gdy do władzy doszedł Wiktor Juszczenko, Ukraina podjęła pierwszą systemową próbę budowy tożsamości odwołującej się nie do spuścizny sowieckiej, tylko do dziedzictwa Ukraińskiej Republiki Ludowej, do mitu formacji nacjonalistycznych jako bohaterów walki narodowowyzwoleńczej oraz do języka ukraińskiego. Juszczenko włożył wiele wysiłku w upamiętnienie i uhonorowanie przemilczanych przez historiografię sowiecką wydarzeń Wielkiego Głodu i akcentował konieczność dekomunizacji na szerszą skalę. Proces ten został reaktywowany po 2014 r. - po Euromajdanie, aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny z Rosją. Napędzany był zarówno oddolną energią społeczną, jak i działaniami władz - prezydent Poroszenko oparł swoją kampanię wyborczą na haśle: „Wiara, armia, język”. Za jego prezydentury przyjęto reformę językową, a Ukraina zintensyfikowała zabiegi o autokefalię dla Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego. Zabiegi te zostały uwieńczone sukcesem w grudniu 2018 r. - Ekumeniczny Patriarchat Prawosławny w Konstantynopolu nadał Ukrainie tomos, powołujący autokefaliczny Ukraiński Kościół Prawosławny, co stanowiło bardzo ważny element emancypacji od Rosji na płaszczyźnie religijnej. Z wpływów rosyjskich stopniowo oczyszczane były również ukraińska armia i służby specjalne. Tocząca się obecnie wojna konsoliduje i przyspiesza proces ostatecznego zrywania więzi z Rosją i oferowanym przez nią ruskim mirem, opartym na atrakcyjności Rosji i potencjale jej oddziaływania na ukraińskie społeczeństwo. I to bez względu na rozwój wydarzeń w najbliższym czasie - bo Ukrainę wydaje się czekać czas ogromnych zniszczeń, strat i ofiar, być może tymczasowej okupacji. Jednak ten rozbrat z Rosją, który dokonał się w umysłach, sercach i świadomości absolutnej większości Ukraińców, wydaje się już nieodwracalny.
Co to znaczy „naród Ukrainy”? Taką frazą posługuje się prezydent Zełenski.
To jednoznacznie ukraiński naród polityczny, złożony z różnych narodowości, który w całej swojej złożoności występuje pod niebiesko-żółtą flagą. Prezydent Zełenski często zwraca się do ludzi „Obywatele Ukrainy” lub po prostu „Ukraińcy”, odwołując się jednak nie do wspólnoty etnicznej, lecz do wielonarodowej, wielokulturowej, wielojęzykowej społeczności złączonej poczuciem więzi z Ukrainą. Ukraina była i jest państwem wieloetnicznym - sam Zełenski pochodzi z rodziny rosyjskojęzycznych Żydów ze wschodniej Ukrainy i dobrze uosabia tę złożoność. Wielu zagorzałych ukraińskich patriotów nawet dziś posługuje się rosyjskim i właśnie po rosyjsku wykrzykuje sprzeciw wobec rosyjskich okupantów. Protestujący mieszkańcy zajętych miast, merowie Charkowa czy Mariupola, wszyscy po rosyjsku oskarżają Rosję o ludobójstwo narodu ukraińskiego, każą w niewybrednych słowach żołnierzom okupanta wynosić się z ukraińskiej ziemi. Dziś ukraińskość i patriotyzm nabierają szczególnego znaczenia - budowane są na opozycji, wrogości czy wręcz nienawiści do Rosji, koncentrują się na kwestii przetrwania Ukrainy jako państwa niepodległego, niezależnego przede wszystkim od Rosji.
Putin, a szerzej kremlowskie elity, tego społeczeństwa nie rozumieją?
Nie rozumieją, bo rozumieć nie chcą, bo nie mieści się to w ich wizji świata, w której Ukraina należy do strefy wpływów Rosji, jest główną perłą w jej imperialnej koronie. Rosja od zawsze przyjmowała postawę lekceważenia odrębności, potencjału i wewnętrznej dynamiki mniejszych państw w jej otoczeniu. W rosyjskich ośrodkach naukowych z trudem można było znaleźć specjalistów od Białorusi czy Ukrainy, na uczelniach nie było filologii białoruskiej i ukraińskiej - to dobrze ilustruje kremlowskie założenie, że to jeden język i jedna mentalność, którą Rosja może bez trudu rozgrywać. Kalkulacje te okazywały się błędne, co nieraz przynosiło Rosji efekty odwrotne od zamierzonych - choćby stopniową utratę Ukrainy, jaka dokonywała się od 2014 r. Mimo to elity rosyjskie na czele z Władimirem Putinem, żyjące w bańce własnych przekonań, nie zmieniły oglądu rzeczywistości i nadal z uporem powtarzają tezę o jednym narodzie. Opór ze strony Ukraińców Rosja tłumaczy działaniami Zachodu, podburzaniem i prowokacjami zwłaszcza ze strony USA. Wielu rosyjskich polityków, strategów i żołnierzy musi być dzisiaj ogromnie zaskoczonych nie tylko tym, jak bohatersko walczy ukraińska armia, ale również odwagą i determinacją, z jaką cywile stawiają im opór, ich nienawiścią do najeźdźcy. Widać wyraźnie, że rosyjscy żołnierze tracą rezon wobec wychodzących im naprzeciw nieuzbrojonych cywilów - w tym kobiet, którzy wykrzykują: „Wynoście się z naszej ziemi!” albo „Tu czeka na was tylko śmierć!”. Sądzę, że dla wielu z nich musi być już jasne, że nawet w przypadku złamania oporu Ukraińców jest wysokie prawdopodobieństwo powstania silnego ruchu partyzanckiego, stałych akcji sabotażu i dywersji. Jakąkolwiek marionetkową administrację nie zainstalowałaby tam Rosja, będzie musiała się ona mierzyć z ogromnym sprzeciwem, a rządy te będą bardzo niestabilne i kosztowne. Ukraina jest dziś dewastowana przez Rosję, która za wszelką cenę próbuje ją złamać, nie zważając na skalę ofiar i strat, wręcz te ofiary mnożąc, by zastraszyć i złamać opór. Jednak to jeszcze mocniej konsoliduje Ukraińców - władze, wojsko, struktury obrony terytorialnej, służby, całe społeczeństwo - w zwalczaniu rosyjskiego okupanta. Pogłębia też przekonanie, że jakikolwiek wspólny projekt z tym państwem jest niemożliwy. I jakkolwiek się będą rozwijały wydarzenia w kolejnych tygodniach i miesiącach, jakkolwiek wysoką cenę przyjdzie Ukrainie zapłacić, Rosja nie odwróci tego procesu: powrotu do ruskiego miru w Ukrainie już nie będzie.
Wielu Ukraińców czuje nienawiść nie tylko do rosyjskich władz, wojska czy Cerkwi, lecz wszystkiego, co rosyjskie - również języka. Wiele osób zadeklarowało, że przechodzi na ukraiński, że zrywa kontakty towarzyskie czy nawet rodzinne z osobami z Rosji, z którymi dzieli je przepaść w ocenie trwającej wojny