Węgierskiego podejścia do Rosji nie zmieniła nawet jej napaść na Ukrainę. I nie widać w tym różnicy między władzą i opozycją.

Stosunek Węgier do wojny w Ukrainie budzi w Polsce zaskoczenie. Żadnych romantycznych wyrazów solidarności, masowych protestów przeciwko agresji. Kiedy padło wreszcie słowo áldozat, czyli ofiara, odnosiło się do… oddziałów Sberbanku, „ofiary brukselskich sankcji”. Autorem wypowiedzi był minister spraw zagranicznych i handlu Péter Szijjártó. To naturalna konsekwencja wschodniej polityki Węgier. Jednym z jej elementów był proces „odpaństwowienia” Ukrainy w publicznym dyskursie, który trwał od lat. Dla władz liczyło się tylko jedno – mniejszość węgierska na Zakarpaciu.
Przekaz kontrolowany
Przeciętny Węgier o wojnie w Ukrainie wie tyle, ile dowie się albo z państwowych mediów, albo z tych, które przyjęły linię narracyjną władz. A ta jest dwojaka. Nadrzędną perspektywę stanowią wybory, które odbędą się na Węgrzech za niespełna miesiąc, 3 kwietnia. Wobec tego należy kreować obraz świata, w którym z jednej strony nic szczególnego się nie dzieje (stąd brak w mediach np. programów specjalnych na wzór tych, które oglądamy w Polsce). Z drugiej – na tyle podkreślać możliwość rozlania się wojny na zachód Ukrainy (czyli Zakarpacie), by wymóc na wyborcach odpowiednie zachowanie. Media mają wpłynąć na odbiorców, utrzymując ich w przekonaniu, że jedynie rządząca koalicja Fidesz-KDNP może uchronić Węgry przed wojną.
Wypowiedzi takich jak w Polsce – że choć nie można wykluczyć różnych scenariuszy, to jesteśmy w NATO i mamy gwarancję bezpieczeństwa – próżno szukać na Węgrzech. Nieprzypadkowo Budapeszt nie zgodził się na przyjęcie dodatkowych wojsk Sojuszu.
Co najbardziej oburza polskiego odbiorcę? To, że Węgrzy odmówili dostaw broni dla walczącej Ukrainy. Nie zezwolą także na tranzyt broni przez swoje terytorium. Dlaczego? Bo jak mówią władze, naraziłoby to życie rodaków w samych Węgrzech oraz w obwodzie zakarpackim. A mieszka ich tam ok. 150 tys. Jak powiedział minister Péter Szijjártó, jest oczywiste, że jeśli ktoś będzie chciał przerwać takie dostawy, to uderzy w transporty. Według deklaracji polityka rządu ma więc być w pełni podporządkowana ochronie obywateli. Sam Viktor Orbán stwierdził, że Budapeszt nie przekaże broni, bo nie dysponuje taką, bez której mógłby się obyć.
My i oni
Oczywiście pomoc na granicach jest udzielana, z Ukrainy dotarło już ponad 130 tys. uchodźców. Gros z nich to zakarpaccy Węgrzy i to na nich skupia się przekaz. Rządowy program pomocowy, który przybrał formę zbiórki publicznej, nieprzypadkowo nazywa się „Most Zakarpacki”. W świadomości ludzi jego adresatami pozostają ich zamieszkujący tuż za granicą rodacy. To zasadnicza różnica pomiędzy Warszawą a Budapesztem. Mimo bardzo licznej mniejszości polskiej nikt nad Wisłą nie traktuje tej grupy w sposób szczególny na tle pozostałych obywateli Ukrainy. Nad Balatonem owszem, i nie jest to domena wyłącznie koalicji rządzącej. Nawet członkowie opozycyjnych partii politycznych mówią na wiecach wyłącznie o zakarpackich Węgrach.
Trzeba także pamiętać, że do traktatu z Trianon w 1920 r. Zakarpacie znajdowało się w węgierskich granicach, a rządy Fidesz-KDNP silnie rozbudziły tęsknotę za dawną potęgą. Nie, nie oznacza to, że węgierskie wojsko szykuje się do wkroczenia na te tereny – bo i takie plotki pojawiają się w polskiej przestrzeni publicznej.
Co jeszcze wpływa na bierność? Kulturowo z Ukrainą nic Węgier nie łączy. Ani język, ani kultura, ani historia. Jednakże istotne są bardzo bliskie relacje z Rosją. Swoją wizytę w Moskwie z 1 lutego Viktor Orbán określał mianem misji pokojowej. Nie realizował jej jednak w drugim zainteresowanym kraju... Péter Szijjártó nie oddał otrzymanego nieco ponad dwa miesiące temu od Władimira Putina orderu przyznanego za „szczególne zasługi dla rozwijania węgiersko-rosyjskiej przyjaźni”. Państwowy Uniwersytet w Debreczynie wciąż także nie odebrał Władimirowi Putinowi tytułu doktora honoris causa.
Ewentualne porywy sumienia obywateli przykrywa się deklaracjami w tonie: „opozycja chce wysłać nasze wojska na wojnę, ale rząd się na to nie zgodzi”, a „z rosyjskiego gazu zrezygnować nie może, bowiem spowoduje to przestój przemysłu i utratę miejsc pracy”. Nie buduje się alternatyw dla rzeczywistości, w której tak naprawdę można mówić o uzależnieniu od Rosji. Jak zapewnia szef węgierskiej dyplomacji, rozbudowa elektrowni atomowej w Paks nie zostanie wstrzymana, bowiem oznaczałoby to gwałtowny wzrost cen energii (nie rozważa się nawet porzucenia partnera – Rosatomu – na rzecz innej firmy). Kiedy politycy mówią, że „Węgrzy nie będą płacili ceny za wojnę”, to odnosi się właśnie do energii. A prorządowe media cały czas komentują, że polityka władz zabezpiecza „interesy węgierskich rodzin”.
To, czym jest dla Węgier Ukraina, wyłożył w czwartek 3 marca 2022 r. na łamach węgierskiego tygodnika „Mandiner” sam Viktor Orbán. Powiedział w wywiadzie, że sednem węgierskiego myślenia taktycznego jest to, by pomiędzy Rosją a Węgrami istniał odpowiednio szeroki i głęboki obszar buforowy. „Dzisiaj terytorium to nazywa się Ukrainą”.
W sprawie mniejszości
Występujący od lat silny konflikt pomiędzy oboma państwami skupia się na ustawie narodowościowej oraz o języku. Dotyczyły one w równym stopniu wszystkich mniejszości, ale doprowadziły do znaczącego zaostrzenia węgierskiej retoryki. Dość powiedzieć, że w maju 2014 r., a więc tuż po aneksji Krymu przez Rosję, Orbán rozważał w parlamencie utworzenie na Zakarpaciu autonomii. Państwo węgierskie w tym regionie jest bardzo aktywne – przekazuje znaczące środki pieniężne na utrzymanie państw, szkół, instytucji kulturalnych czy kościelnych.
W maju 2018 r., tuż po zaprzysiężeniu rządu, jego szef przygotował zaś memorandum, w którym wezwał państwa NATO do rewizji polityki wobec Ukrainy. Orbán pisał, że Ukraina nie jest państwem praworządnym, nie respektuje praw mniejszości i nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań wobec organizacji międzynarodowych. Dodał, że to państwo upadłe i skorumpowane. Dominujący przekaz dotyczył tego, że i tak nie będzie ono członkiem ani NATO, ani UE. Węgrzy żądali także wysłania przez OBWE na Zakarpacie misji obserwacyjnej, by monitorować antywęgierską politykę władz.
Od tamtego czasu Budapeszt systematycznie blokował jakiekolwiek rozmowy stowarzyszeniowe między Ukrainą a UE i NATO. Jeszcze w styczniu, w obliczu realnego już wtedy zagrożenia ze strony Rosji, Szijjártó stwierdził, że jeżeli Ukraina nie zmieni ustawy o obywatelstwie, to Węgry nie będą w stanie jej wspierać. W ostatnim tygodniu prezydent János Áder nie podpisał listu intencyjnego w sprawie przyśpieszenia rozmów o przyznaniu Ukrainie statusu państwa kandydującego do UE. Nie było pewne, czy Węgry w ogóle ten wniosek poprą, a w Radzie Europejskiej potrzebna jest jedność. Dopiero pod wpływem presji politycznej szef dyplomacji powiedział, że Węgry popierają europejskie aspiracje Ukrainy.
„Po wojnie Rosja będzie nadal istnieć. A Węgry i Unia Europejska będą miały interesy nawet po wojnie” – stwierdził Viktor Orbán. To idealne streszczenie postawy jego państwa. ©℗