Czy Miloš Zeman przejdzie do historii jako najbardziej wyrazisty i cyniczny prezydent w historii Czech?

Kilka dni temu czeski komentator Martin Fendrych napisał: „Nowa koalicja, nowa Izba Poselska i stary Senat stanęły przed pierwszym egzaminem – testem z odwagi. Głupio zaczynać od tchórzostwa, ale większą odwagą byłoby zostawić prezydenta Miloša Zemana w spokoju”. Bo Zeman nawet z łóżka stojącego na OIOM-ie potrafi namieszać w polityce. Przez kilka tygodni po wyborach, które wygrała opozycja, wydawało się, że nie uda się utworzyć rządu – premiera powołuje prezydent, a ten trafił w ciężkim stanie do szpitala.
Był to cios nie tylko dla Zemana, co zrozumiałe, ale i dla urzędującego premiera Andreja Babiša, którego prezydent przed wyborami zapewniał, że niezależnie od ich wyniku to właśnie jemu powierzy misję tworzenia nowego gabinetu. W zamian Babiš miał mu oferować przychylność w wysyłaniu kandydatów głowy państwa na ambasadorów. W dziwacznej interpretacji Zeman uznał, że bloki koalicyjne – a w ten sposób startowała opozycja – to fikcja, więc największą partią po wyborach pozostanie startujące samodzielnie ANO Babiša, który spróbuje stworzyć rząd z poparciem Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (ČSSD) i trzech ugrupowań populistycznych. Plany wzięły w łeb, bo trzy z tych czterech stronnictw nie przekroczyły progu.
Stan zdrowia Zemana gwałtownie pogorszył się w połowie roku. W sierpniu przestał się pojawiać publicznie. Jego otoczenie długo odmawiało jakichkolwiek informacji, przez co dziennikarze zaczęli porównywać zwyczaje panujące na Hradzie do tych z Turkmenistanu czy Uzbekistanu. Przy okazji październikowych wyborów parlamentarnych jego biuro prasowe próbowało rozwiać wątpliwości, demonstrując zdjęcia Zemana podczas głosowania. Wyszło najgorzej, jak mogło. Zeman nie był w stanie unieść karty do głosowania i wyglądał na półprzytomnego. Nazajutrz po wyborach spotkał się z przegranym premierem Babišem. Po spotkaniu karetka odwiozła go do szpitala. Dotąd go nie opuścił.
O jego stanie właściwie niewiele było wiadomo, ale kiedy Senat przygotowywał się do debaty na temat czasowego odebrania mu władzy, by było komu powołać premiera, prezydent o sobie przypomniał. W ostatni piątek w radiowym wywiadzie ogłosił, że mianuje na szefa rządu Petra Fialę, kandydata zwycięskiej centroprawicowej koalicji Razem. Babiš już wcześniej publicznie zaakceptował swoją klęskę, czym ułatwił Zemanowi decyzję. Przy okazji, choć wydawałoby się, że to niemal jego ostatnie słowa, prezydent nie omieszkał wbić kilku szpil. – Ludzka nienawiść nie ma granic. Przynajmniej u niektórych osób. Weźmy choćby publiczną wypowiedź księdza Tomáša Halíka, że byłoby lepiej, gdybym nie żył – wypominał prezydent. Duchowny oznajmił, że nie wypowiedział słów, które zarzuca mu prezydent, choć mówił, że Zeman już umarł, tylko ukrywa to jego otoczenie.
Król Zeman
„To cały Miloš, zachowuje się jak król i myśli, że nim jest” – jeden z czeskich dziennikarzy pobłażliwie opisuje wybryki prezydenta. David Klimeš, analityk polityczny z Aktuálně.cz, dodaje, że jest w tym szczypta prawdy. Jak tłumaczy, Czechy to jedyne państwo w regionie, w którym prezydent mieszka na zamku. – Hrad niewątpliwie dodaje aury, która miała wpływ na to, że Zeman wygrał po raz drugi wybory prezydenckie – mówi Klimeš.
Zemana łatwo krytykować z perspektywy ostatnich lat, gdy zaczął przypominać karykaturę samego siebie. – Ale to dzięki tym cechom, które doprowadziły go do tej sytuacji, nad Wełtawą zaistniała lewica. I to jako licząca się siła polityczna – mówi Klimeš. Bo Zeman, mimo długiej listy wpadek – od pijaństwa przez kłótnie z dziennikarzami, po wyciąganie ręki w stronę Chin i Rosji – przez 30 lat pozostawał jednym z głównych rozgrywających na czeskiej scenie politycznej. W latach 90. udało mu się zjednoczyć środowiska niekomunistycznej lewicy wokół swojej ČSSD, a następnie zagwarantować jej kilkudziesięcioprocentowe poparcie. Symbolicznie ČSSD wypadła z parlamentu dopiero teraz, gdy i kariera jej twórcy zbliża się ku końcowi.
Jako dwudziestoparolatek Zeman zapisał się do Komunistycznej Partii Czechosłowacji, a w latach 70. został z niej wyrzucony z powodów politycznych. Pracował w przedsiębiorstwie sportowym, skąd też wyleciał za poglądy, a następnie w kombinacie rolnym. Po 1989 r. poczuł, że otwiera się dla niego szansa. Z wykształcenia ekonomista, opublikował kilka krytycznych artykułów o systemie komunistycznym (później rozwijał karierę naukową w Czeskiej Akademii Nauk). W 1990 r. dostał się do parlamentu jako poseł bezpartyjny, a potem dołączył do ČSSD. Szybko został przewodniczącym ugrupowania i sprawował władzę przez niemal dekadę. – Wtedy zdał sobie sprawę, że bez wyrazistej retoryki partia nie wybije się w sondażach. Dlatego postawił na populizm, głośne i mocne hasła. I robił to skutecznie – opowiada Klimeš.
Kolejne lata to pasmo jego zwycięstw. Był premierem, przewodniczącym Izby Poselskiej, wreszcie w 2013 r. wygrał pierwsze powszechne wybory prezydenckie. Po pięciu latach powtórzył sukces, choć wydawało się, że skompromitował się już tak bardzo, że nikt na niego nie zagłosuje. – Jest rasowym politykiem. Świetnie wie, czego ludzie się boją. Gra na tych strachach, nawet jeżeli wiąże się to ze zmianą dotychczas głoszonych opinii – tłumaczy Klimeš. I dodaje, że z jednej strony ludzie widzą, że Zeman jest skuteczny, a z drugiej lubią go za pozycję enfant terrible polityki, przeciwnika establishmentu, który nie poddaje się jego regułom. – A przecież od upadku komunizmu był jego częścią – mówi analityk Aktuálně.cz.
Becherovka i papierosy
Wizerunek „złego” sprawił, że nikogo nie raził jego alkoholizm. Przeciwnie: dodawał mu wiarygodności człowieka, który niczego nie ukrywa, za to robi swoje. Ba, podtrzymuje to jego wizerunek zwykłego Czecha, z którym można pogadać o życiu w hospodzie, w kontrze do zadzierających nosa i oderwanych od zwykłych spraw ważniaków w rodzaju księcia Karela Schwarzenberga, którego pokonał w drugiej turze w 2013 r. Dlatego nigdy się ze swoją miłością do mocniejszych trunków nie krył. Wcześniej lubił becherovkę, a w 2018 r., kiedy ubiegał się po raz drugi o fotel prezydenta, opowiadał, że stawia na śliwowicę. Pytany, ile dokładnie pije, wyliczał, że pięć czy sześć lampek wina i dwa lub trzy kieliszki śliwowicy dziennie.
Jego miłość wykorzystywali producenci becherovki. Wizerunek Zemana zaraz po wygranych wyborach pojawił się w reklamie tego ziołowego trunku z hasłem „Miloš wygrał na procenty”, „Wznieśmy toast z prezydentem Milošem”. – Wie pan, ile w drodze do pana wypiliśmy? Autobus jechał napędzany dwoma paliwami: benzyną i becherovką – chwalił się przed ówczesnym prezydentem Václavem Havlem w jednym z filmów dokumentalnych. Jednak sam zarzekał się, że alkoholikiem nie jest i nikt go nigdy nie widział pijanego. Tutaj jednak mijał się z prawdą.
Do historii przeszło jego zachowanie podczas uroczystego otwarcia wystawy klejnotów monarszych na Zamku Królewskim. Najpierw opierał się o ściany, nie mogąc złapać równowagi, następnie niebezpiecznie chwiał się nad samymi skarbami. Nikomu nie umknęło, że prezydent dotarł na zamek po suto zakrapianej imprezie w rosyjskiej ambasadzie. Jego rzecznik najpierw tłumaczył, że szef ma problemy z nogami, a potem przekonywał, że dopadł go jakiś wirus. Jeden z komentatorów zasłynął powiedzeniem, że „do klejnotów – korony, berła i jabłka – doszła jeszcze szabla”; „szabla” po czesku znaczy tyle, co po polsku „puszczenie pawia”. Po wizycie w Portugalii otoczenie prezydenta dementowało, jakoby musiało znosić szefa ze schodów. – Nie nieśliśmy go, tylko podpieraliśmy. Tak jak to robimy, kiedy schody są strome albo nie mają poręczy – informował rzecznik.
Zeman jest również znany z zamiłowania do papierosów. Kiedy zamieszkał w pałacu prezydenckim, jeden z pracowników skarżył się, że gobeliny na Hradzie przesiąkają dymem papierosowym. Przejmował się też losem zabytkowych waz, które zamieniają się w popielniczki. Jednak do obecnego stanu zdrowia najbardziej przyczyniły się trunki. Hospitalizacja, która doprowadziła do polityczno-prawnego klinczu, to efekt choroby wątroby i powikłań cukrzycowych. Forma 77-letniego prezydenta od dawna była tematem rozważań dziennikarzy, co również prowadziło do wpadek. Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi zrobił sobie sesję zdjęciową na biegówkach w stroju olimpijskim. Komentatorzy wychwycili, że coś tam nie pasuje: kijki były do nart zjazdowych, a nie biegowych. To był kolejny znak, że stan zdrowia głowy państwa nie jest najlepszy.
Krecik, panda i matrioszka
Nałogi, które pośrednio doprowadziły do politycznych zawirowań, to niejedyna kwestia, która kładzie się cieniem na prezydencie. Postrzegany jako człowiek sprzyjający Moskwie i Pekinowi, jeszcze w lipcu planował na przyszły rok kolejną podróż do Chin. Wielokrotnie był krytykowany za przychylność wobec kraju, który nie dość, że brutalnie łamie prawa człowieka, to jeszcze jest głównym przeciwnikiem sprzymierzonych z Czechami Stanów Zjednoczonych. W jednym z wywiadów Zeman mówił, że nie jedzie do Pekinu po to, by pouczać gospodarza o prawach człowieka, tylko uczyć się, jak doprowadzić do wzrostu gospodarczego i „stabilizować społeczeństwo”. Podczas wizyty podpisano wiele umów, w tym porozumienie o stworzeniu wspólnego serialu animowanego „Krecik i Panda” nawiązującego do kultowej czechosłowackiej dobranocki.
Oprócz tego promował w Chinach czeskiego biznesmena posiadającego jedną z największych firm pożyczkowych, a potem wrócił do kraju jego prywatnym odrzutowcem. Powód? – Musiałem się wyspać przed obchodami dnia niepodległości, a dzięki prywatnemu lotowi zaoszczędziłem trzy i pół godziny, bo lot mógł się odbyć bez międzylądowania – zbywał dziennikarzy. Jak nam wówczas mówił jeden z rozmówców, media nie analizowały dawniejszych związków z tym przedsiębiorcą. Tymczasem ten sam biznesmen miał być sponsorem czesko-chińskiego forum inwestycyjnego i to właściwie jego jedynego Zeman promował w Chinach, przedstawiając najwyższym rangą politykom.
Jeszcze ściślejsze są jego związki z Rosją. W ramach jednej audycji, zapytany o prawa człowieka w Rosji, wypalił, że Michaił Chodorkowski, który odsiedział w łagrze 13 lat, to zwykły łobuz, który jeździł z walizkami wypchanymi milionami, zaś kobiety z zespołu Pussy Riot uwięzione za antyputinowski happening to pornograficzna grupa chuliganek. A potem nie mógł się powstrzymać i zaczął wyjaśniać, co znaczy nazwa grupy. – No p….a. P….a tu, p….a tam, to słowo pojawia się w tekstach – tłumaczył Zeman. Oburzenie, zwłaszcza na Ukrainie, wzbudzało używanie kremlowskiej narracji do opisu sytuacji w tym kraju. Prezydent Czech przekonywał, że w Donbasie toczy się „wojna domowa między dwiema grupami ukraińskich obywateli”, usprawiedliwiał zagarnięcie Krymu sprawą Kosowa i przekonywał, że Zachód powinien się z tym pogodzić.
Znany z ostrego języka polityk nabierał wody w usta, gdy Rosjanie zachowywali się agresywnie w stosunku do jego kraju. Nie odrzucił dezinformacji, zgodnie z którą nowiczok, którym próbowano zamordować byłego szpiega Siergieja Skripala, mógł zostać wyprodukowany w Czechach. Po ujawnieniu roli kremlowskich służb w wysadzeniu magazynu z amunicją we Vrběticach („Jednostka 29155”, Magazyn DGP z 23 kwietnia 2021 r.) przekonywał, że policja bada różne wersje, choć na tym etapie nikt nie miał już wątpliwości co do udziału Rosjan. Każdy taki krok odbijał się ogromnym echem, nagłaśniany przez rosyjskie media państwowe pod hasłem „Nawet prezydent Czech przyznaje, że…”.
Choć zdarzała mu się też łagodna krytyka Kremla. Gdy w 2020 r. Rosjanie wszczęli śledztwo przeciwko praskim radnym za decyzję o zdemontowaniu pomnika zdobywcy Pragi Iwana Koniewa, powiedział, że to „mieszanie się w nasze wewnętrzne sprawy”, choć zaraz dodał, że „likwidacja pomnika marszałka Koniewa to głupota”.
Jeszcze większe wątpliwości wzbudzało jego otoczenie. Szef kancelarii prezydenta Vratislav Mynář, który pod nieobecność schorowanego szefa jest osobą numer jeden na Hradzie, od ośmiu lat nie uzyskał od kontrwywiadu certyfikatu dającego mu dostęp do informacji niejawnych. Doradca Martin Nejedlý, który nie wiadomo jakim prawem przez lata korzystał z paszportu dyplomatycznego, to wieloletni współpracownik rosyjskiego Łukoilu z epizodem mieszkania w Moskwie. Doradcę ds. rosyjskich Petra Pirunčíka, znanego z kolportowania moskiewskiej narracji, Zeman chciał nawet wysłać na ambasadora do Kijowa, ale Ukraińcy dali do zrozumienia, że Pirunčík nie może liczyć na agrément, czyli zgodę na pełnienie funkcji.
– Jak długo Zeman przebywa na Hradzie, tak długo Czechy nie będą prowadziły spójnej polityki zagranicznej – mówił nam Ondřej Kundra, autor książki „Novičok nebo kulka. Jako umírají Putinovi kritici” (Nowiczok albo kulka. Jak umierają krytycy Putina). Każda tego typu wypowiedź Zemana była jednak stanowczo krytykowana przez media. Być może stąd nienawiść prezydenta do ich przedstawicieli. – Jestem przekonany, że inteligencja czeskich dziennikarzy jest czasami na poziomie dronta dodo, który został eksterminowany. Niestety czeskich dziennikarzy nie da się eksterminować – zakończył jedno ze spotkań z ambasadorami na Hradzie. A podczas spotkania z Władimirem Putinem, za którego rządów zginęło wielu reporterów, posunął się jeszcze dalej i oświadczył, że „dziennikarzy trzeba eliminować”.
Hitler jednak nie był dżentelmenem
Brak wyczucia raz doprowadził go do porażki w sądzie. Chodziło o sytuację z 2015 r., kiedy podczas przemówienia z okazji 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz wymienił brytyjskiego premiera Winstona Churchilla, norweskiego pisarza Knuta Hamsuna oraz czeskiego pisarza Ferdinanda Peroutkę jako tych, którzy dali się choćby na chwilę uwieść czarowi Adolfa Hitlera. Na dowód swoich słów przywołał tekst Peroutki, w którym miało paść sformułowanie, że „Hitler jest dżentelmenem”. Wnuczka nieżyjącego publicysty uznała, że to szarganie imienia jej dziadka, który przeszedł horror obozu koncentracyjnego, a potem na emigracji był dyrektorem czeskiej rozgłośni Radia Wolna Europa. Wszyscy rzucili się do poszukiwania wspomnianego przez Zemana artykułu – bezskutecznie.
Jednak nie zawsze tak było. Był czas, kiedy Zeman był przez media z wzajemnością lubiany. Zawsze można było liczyć na bon mot albo newsa. Z czasem prezydent stawał się coraz bardziej radykalny i wulgarny. Nie oglądał się na to, jak to wpływa na jego wizerunek. Teraz płacą za to on sam i jego rodzina, bo czeskie media bez owijania w bawełnę rozstrząsają jego stan zdrowia i zastanawiają się, kto wystartuje w przedterminowych wyborach prezydenckich po jego spodziewanej śmierci. Apele jego żony Ivany o większą powściągliwość i poszanowanie uczuć rodziny niewiele w tej kwestii pomagają.
Czy Zeman przejdzie do historii jako najbardziej wyrazisty i cyniczny prezydent w historii Czech? Praga miała już szczęście do wyrazistych polityków, by wymienić Václavów Havla i Klausa, nie sięgając nawet po przedwojennych przywódców – Tomáša Masaryka i Edvarda Beneša. Zdaniem naszych rozmówców także pod względem cynizmu nie jest wcale numerem jeden. Do wyrazistych i może nawet bardziej cynicznych, a na pewno sprytniejszych polityków należy odchodzący premier Andrej Babiš, który już rozpoczął nieformalną kampanię prezydencką. Zgodnie z politycznym kalendarzem wybory powinny się odbyć w 2023 r., ale nikt nie da gwarancji, że Zeman dotrwa do końca kadencji. Sondaże nie stawiają Babiša na straconej pozycji. Po Zemanie Czesi mogą mieć kolejnego prezydenta, o którym będą często plotkować w hospodach.