Tych wyborów nie przeprowadza się, by wypowiedział się suweren. A po to, by Kreml mógł skorygować skład elit. Od piątku do niedzieli trwa kolejne głosowanie

Do wzięcia jest 450 miejsc w Dumie Państwowej, w tym połowa z list partyjnych i połowa z okręgów jednomandatowych, dziewięć stanowisk szefów podmiotów federacji (kolejną kadencję z zapewne ponad 90-proc. poparciem zapewni sobie w Czeczenii Ramzan Kadyrow), 1722 miejsca w parlamentach tych podmiotów i 337 mandatów w radach ich niektórych stolic, a także liczne stanowiska niższego szczebla.
Władze skutecznie powycinały antyputinowską opozycję. Intryga jest więc głównie dla koneserów i polega raczej na pytaniu, jak dużą większość w parlamencie federalnym zdobędzie Jedna Rosja (JeR), na której czele formalnie stoi eksprezydent Dmitrij Miedwiediew, oraz w ilu organach niższego szczebla takiej większości nie zdobędzie.
Umnoje gołosowanije
Dobre czasy dla Kremla już się skończyły. Euforia po oderwaniu Krymu od Ukrainy w 2014 r., która wywindowała notowania JeR powyżej 50 proc., przeszła do historii. Socjologowie są nawet w stanie podać dokładny moment: to ogłoszenie w 2018 r. reformy emerytalnej, która zakładała podwyższenie wieku emerytalnego z 55 do 60 lat dla kobiet i z 60 do 65 lat dla mężczyzn. Rząd Dmitrija Miedwiediewa ogłosił ją podczas toczącego się mundialu, licząc, że sportowe emocje odwrócą uwagę od polityki. Nic bardziej mylnego; przez miasta przetoczyły się protesty, a notowania JeR od tej pory wahają się w okolicach 30 proc. (realny wynik wyborczy byłby wyższy, bo sondażownie podają dane z uwzględnieniem ok. 20–30 proc. niezdecydowanych i zapowiadających absencję).
Rządzący musieli więc zadbać, by niezadowolenie nie przekształciło się w poparcie dla opozycji, coraz bardziej utożsamianej z Aleksiejem Nawalnym i jego Fundacją Walki z Korupcją (FBK). W sierpniu 2020 r. funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa próbowali go otruć, ale Nawalnego odratowali najpierw rosyjscy, a potem niemieccy lekarze. Gdy wrócił z leczenia w Berlinie, został zatrzymany, po czym odwieszono ciążący na nim wyrok pozbawienia wolności. Ekipa Nawalnego w odpowiedzi opublikowała wyprodukowany zawczasu film o wartej setki milionów dolarów rezydencji Władimira Putina pod czarnomorskim Gelendżykiem, który dotychczas wyświetlono na YouTubie 119 mln razy. Na ulice w obronie lidera i przeciwko kleptokratom z Kremla wyszły setki tysięcy Rosjan. Władze odpowiedziały przemocą na bezprecedensową skalę.
Podczas protestów zatrzymano kilkanaście tysięcy demonstrantów, a potem władze przeszły do odpowiedzi systemowej. FBK uznano za organizację ekstremistyczną, a osobom powiązanym z takimi strukturami – w tym przypadku prawo działa wstecz – na poziomie ustawowym zakazano kandydowania w wyborach. Wielu znanych działaczy związanych z Nawalnym salwowało się ucieczką – na emigrację udali się były wiceminister energetyki i prezenter kanału Navalny.live Władimir Miłow, rzeczniczka opozycjonisty Kira Jarmysz i niektórzy regionalni koordynatorzy zdelegalizowanych sztabów Nawalnego, jak Siergiej Biespałow z Irkucka. Władze uderzyły też w taktyczny pomysł Nawalnego w postaci inteligentnego głosowania. Projekt przewidywał rejestrację antyputinowskich wyborców i zarekomendowanie im za pomocą specjalnej aplikacji, tuż przed głosowaniem, polityka, który w danym JOW ma największe szanse pokonania kandydata władzy. I choćby to był koncesjonowany komunista, chodziło głównie o to, by pokrzyżować plany JeR i dowieść, że partia władzy nie jest wszechmocna.
Władze próbowały różnych kontrdziałań. Hakerzy przejęli dane ludzi, którzy zarejestrowali się na stronie projektu, i ujawnili je na anonimowych kontach na komunikatorze Telegram, co wystawiło zwolenników opozycji na ryzyko represji w miejscu pracy i wizyt policji w domach. Nieznana spółka Wułintiertriejd ze Stawropola, zajmująca się sprzedażą owczej wełny, zarejestrowała termin „umnoje gołosowanije” jako swój znak towarowy, po czym na jej wniosek sąd wydał zakaz posługiwania się nim przez inne podmioty. Inni sędziowie zabronili Google’owi i Yandexowi pokazywania go w rezultatach wyszukiwań, a nadzór dodatkowo zażądał od Apple’a i Google’a usunięcia ze swoich serwisów aplikacji stworzonej przez Nawalnego. Zablokowano też związane z nim strony internetowe.
– Nas i tak nie dopuszczali do wyborów, ale dotychczas grali z nami w grę, że jeśli zbierzemy podpisy, to może nas zarejestrują. Teraz przekaz się zmienił: nie dopuścimy was, bo stanowicie zagrożenie – mówił nam w maju Władimir Miłow („Otwiera się droga do piekła”, Magazyn DGP z 14 maja 2021 r.). – Materiały sprawy o uznaniu FBK za organizację terrorystyczną zostały utajnione, ale adwokaci mówią, że ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, że ta struktura stanowi zagrożenie dla ustroju. To paradoks, bo konstytucja Federacji Rosyjskiej stwierdza przecież, że władza może być zmieniana w demokratyczny sposób, a nam o nic innego nie chodzi. Władze przyznały, że jesteśmy zagrożeniem dla tej jednopartyjnej dyktatury – dodawał. Za związki z FBK nie dopuszczono do kandydowania znanych opozycjonistów, jak Ilja Jaszyn czy Lubow Sobol. Były kandydat na prezydenta z ramienia komunistów Pawieł Grudinin został wyeliminowany za posiadanie nieruchomości za granicą, a Lew Szłosbierg z liberalnego Jabłka – za potwierdzony wyrokiem udział w proteście w obronie Nawalnego.
W Rosji obowiązuje przy tym stara zasada „wszystko dla swoich, prawo dla wrogów”. Marii Butiny z JeR, znanej z deportacji z USA za nielegalny lobbing i udział w spisku przeciwko Ameryce, nie skreślono z list, choć w deklaracji majątkowej wykazała aktywa zagraniczne, co jest zakazane. Z kolei kandydatka Jabłka Marina Litwinowicz zażądała, by za związki z ekstremistami skreślono ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Opozycjonistka cytowała przy tym oficjalne komunikaty MSZ ze spotkań ministra z przedstawicielami afgańskich talibów, organizacji uznawanej w Rosji za ekstremistyczną i przez to zakazanej. Oczywiście sądy się do tych wniosków nie przychyliły i w nowej kadencji parlamentu zobaczymy pewnie i Ławrowa, i Butinę, która po wyrzuceniu z USA szturmem weszła do życia publicznego i została członkinią rady eksperckiej przy rzeczniku praw człowieka. Najwyraźniej wzięto pod uwagę 15 miesięcy, które spędziła jako klientka amerykańskiego systemu penitencjarnego.
Koncesjonowani hipsterzy
Butina jest dobrym przykładem nowego typu polityków wysyłanych przez Jedną Rosję i jej satelitów na front parlamentarny. Najwyraźniej Kreml zdecydował się podjąć wyzwanie rzucone przez youtuberów i tiktokerów; odpowiedzieć na nowe wymagania stawiane przez świat żyjący pod dyktando portali społecznościowych. Do parlamentu trafią eksperci od zaorywania przeciwników, publicznego wyśmiewania ich głupoty i obnażania wrogich zamiarów. Co prawda zaocznego orania, bo w roli przeciwników zwykle są obsadzani: zgniły Zachód („Gejropa”), Joe Biden i politycy z Ukrainy. Na biorących miejscach list JeR znaleźli się nad wyraz liczni prezenterzy, propagandyści, pisarze, celebryci i specjaliści od marketingu politycznego. Poza Butiną można wymienić choćby Jewgienija Popowa, gospodarza talk show „60 minut” na kanale Rossija-1, znanego z prowokowania awantur kończących się wyrzucaniem gości ze studia.
Posłem z szeregów JeR może zostać Dienis Majdanow, przed aneksją Krymu śpiewający melodyjne, popowe piosenki o miłości, który w końcu odkrył w sobie gorące uczucia patriotyczne. Wersy o tym, że „jeśli pogasną dalekie gwiazdy / wyschnie cały światowy ocean / jeśli będzie za późno, by zbawić ten świat / bo za godzinę zamieni się w pył / nawet na rozpalonej pustyni / którą niegdyś zwaliśmy Ziemią / wiem, że serce twe nie ostygnie / będę wiedzieć, że kochasz mnie”, zastąpiły frazy o tym, że „nie boli serce wilka / tylko blask chłodnych oczu / od Moskwy po Nowy Jork / pracuje specnaz / jesteśmy tam, gdzie ból i strach / niech to zostanie we wroga oczach / światło zwycięstwa na zawsze w sercach / na barkach kraj, w gorących rękach kałasznikow” z odpowiednią oprawą teledyskową. Według prasy za taki kształt list wyborczych odpowiada Siergiej Kirijenko, pierwszy wiceszef administracji prezydenta, który w dalekich latach 90. zdążył przez chwilę pobyć premierem.
Ślady podobnych zamiarów widać też na listach partii satelickich Jednej Rosji, które odgrywają rolę koncesjonowanej opozycji. Z jednej strony mają zagospodarowywać elektorat protestu, z drugiej – w najważniejszych momentach popierają władzę. W obecnym składzie parlamentu są trzy takie ugrupowania, które zapewne w komplecie znajdą się też w kolejnej kadencji Dumy: Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej Giennadija Ziuganowa, populistyczni nacjonaliści z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji skandalisty Władimira Żyrinowskiego i lewicowi narodowcy ze Sprawiedliwej Rosji, która przed wyborami zjednoczyła się z mniejszymi stronnictwami grupującymi choćby weteranów z Donbasu, czyli wojny, w której oficjalnie Rosja nie uczestniczy.
Z list JeR startuje Aleksandr Borodaj, były premier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, a w cywilu polittechnolog ze stajni finansującego prorosyjskich sabotażystów w sąsiednich krajach oligarchy Aleksandra Małofiejewa. Ale już znany także polskim czytelnikom pisarz Zachar Prilepin („Sańkja”), przyznający się do zbrodni wojennych popełnianych przez jego oddział w walkach z oddziałami rządowymi na Ukrainie, jako szef kanapowej partii O Prawdę połączył siły ze Sprawiedliwą Rosją. O tym, jak bardzo opozycyjna jest ta ostatnia, niech świadczy to, że z jej list startuje też niespełniony śpiewak i całkiem spełniony biznesmen Andriej Kowalow, autor nieznanej szerzej piosenki z nieudolnym tekstem: „Władimir Putin / on twardy jest jak skała / Władimir Putin / on robi rzeczy / Władimir Putin / on wybierze moment / Władimir Putin / najlepszy prezydent”. Na tle Kowalowa Majdanow jest artystą wybitnym.
Jak się wydaje, głównym zadaniem Kirijenki jako układającego listy wyborcze Jednej Rosji jest odbicie choć części rozczarowanych serc rosyjskiej klasy średniej i liberalnie nastawionych mieszkańców wielkich miast. Zdecydowanie opozycyjni wyborcy Nawalnego mogą sobie zostać w domu – stąd trwające od początku roku prześladowanie działaczy ruchu najsłynniejszego rosyjskiego więźnia politycznego – a ci wahający się mogą zagłosować na którąś z partii imitujących liberalną centroprawicę. W ostatnich dniach anonimowe kanały na Telegramie i badania z tych mniej miarodajnych sondażowni wróżą sukces partii Nowi Ludzie (NL), która ma ambicję zagospodarowania metropolii. NL w ubiegłorocznych wyborach lokalnych zdobyli już przyczółki w czterech parlamentach regionalnych, z których najmniej prowincjonalny jest ten w Nowosybirsku, trzecim co do wielkości mieście kraju.
Wpuszczenie Nowych Ludzi do Dumy Państwowej – a do tego trzeba pokonać 5-proc. próg wyborczy albo przynajmniej wygrać choć trochę JOW – wydawałoby się logicznym krokiem na drodze do wzmocnienia putinowskiego systemu politycznego kieszonkową partią dla wielkomiejskiej hipsterki. Stąd nie da się ich relatywnego sukcesu wykluczyć. Wiarę w opozycyjność NL mąci to, że na jej czele stanął działacz putinowskiego Wszechrosyjskiego Frontu Ludowego, przedsiębiorca Aleksiej Nieczajew. Ale obok niego na listach jest kilka ciekawych nazwisk, na czele z byłą mer Jakucka, niesłychanie popularną w swoim mieście Sardaną Awksientjewą („Opozycyjni szamani”, Magazyn DGP z 29 stycznia 2021 r.), a także – ta tendencja jest powszechna – telewizyjną celebrytką Jeleną Letuczą. Za kampanię NL odpowiada zbliżony do administracji Putina polittechnolog Jewgienij Minczenko.
Trzech Wiszniewskich
Te wszystkie starania nie byłyby potrzebne, gdyby rosyjski system wyborczy był taki jak w Azerbejdżanie albo na Białorusi, gdzie komisje nie muszą nawet liczyć głosów, bo dostają instrukcje, jakie poparcie dla partii winno znaleźć się w protokołach. Jak mówił nam Siergiej Biespałow, „jedna trzecia Rosjan mieszka w regionach, w których nie liczą uczciwie głosów, jedna trzecia tam, gdzie fałszują, kiedy nikt nie widzi, a w reszcie kraju jest w miarę uczciwie”. W tej pierwszej kategorii tradycyjnie znajdują się narodowe republiki Kaukazu Północnego z Czeczenią na czele, które zawsze zapewniają Jednej Rosji i Putinowi parę ładnych milionów pewnych głosów. Do tej ostatniej kategorii – duża część Syberii. Władze postanowiły się więc zająć regionami spomiędzy, gdzie „fałszują, kiedy nikt nie widzi”. Tym razem większa będzie szansa, że nikt nie zauważy, bo Rosja zrezygnowała z ogólnodostępnych transmisji online z komisji do głosowania, dzięki którym w minionej dekadzie niezależni obserwatorzy wykryli niezliczone manipulacje.
Wyborów nie będą też obserwować wysłannicy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, którzy zrezygnowali z przyjazdu do Rosji w proteście przeciwko dziesięciokrotnemu ograniczeniu wielkości ich delegacji przez Moskwę. Już dziś napływają doniesienia o częstszym niż dotychczas przymuszaniu do głosowania wyborców zatrudnionych w budżetówce i spółkach państwowych, najchętniej za pomocą elektronicznego systemu przypisanego do rosyjskiego odpowiednika naszej aplikacji e-Obywatel. Kreml uznał, że większość e-wyborców zagłosuje na Jedną Rosję, nie wierząc, że tak oddany głos na pewno będzie anonimowy. Naciski na głosowanie „na rozkaz” są też sposobem na mobilizację elektoratu z mniejszych miast. Jego dylemat zwykle polega na wyborze między oddaniem głosu na Putina a niepójściem na głosowanie, więc podobne naciski to całkiem skuteczna metoda na pozyskanie nadmiarowych głosów.
Były też bardziej tradycyjne sposoby na szkodzenie rywalom, znane także z poprzednich wyborów, nie tylko zresztą rosyjskich. Boris Wiszniewski, kandydat Jabłka do Zgromadzenia Ustawodawczego Petersburga, musiał się zdziwić, kiedy odkrył w swoim okręgu dwóch innych Borisów Wiszniewskich, którzy zarejestrowali własne kandydatury. Mężczyźni upodobnili się do oryginału nawet fizycznie: obaj zapuścili brody i uczesali się w podobny sposób. Obaj dopiero niedawno zmienili imiona i nazwiska, ale już nie imiona odojcowskie, których w Rosji zmienić się nie da. Stąd obok prawdziwego Borisa Łazariewicza Wiszniewskiego do rady wystartują Boris Giennadjewicz i Boris Iwanowicz. Obaj mają jedno zadanie: zdobyć trochę głosów oddanych przez mniej uważnych wyborców. Wiszniewscy stali się gwiazdami niezliczonych memów w internecie. Główny portal sportowy Sports.ru opublikował np. skład rosyjskiej kadry na mecz z Maltą, w której na każdej pozycji wystawiono Borisów Wiszniewskich.
W nowej kadencji Dumy będzie pewnie mniej posłów Jednej Rosji (w 2016 r., gdy działał jeszcze efekt #krymnasz, „jedinorossy” wzięli aż 343 na 450 mandatów), ale skład klubu parlamentarnego partii władzy wpłynie na znacznie bardziej widowiskowy przebieg obrad. Inną rangę będzie miało też obrzucanie błotem Bidena przez człowieka z legitymacją poselską niż zwykłego politologa czy dziennikarza. Andriej Piercew przewiduje w analizie napisanej dla Moskiewskiego Centrum Carnegie, że może to wpłynąć na złagodzenie przekazu przedstawicieli władzy wykonawczej. Skoro Biden będzie obrażany w telewizji przez posłów, można będzie np. zastąpić kimś bardziej – nomen omen – dyplomatycznym znaną z agresywnych wystąpień rzeczniczkę MSZ Mariję Zacharową i wysłać ją na jakąś atrakcyjną placówkę zagraniczną. Niestety Republika Zielonego Przylądka odpada, bo – jak nieoficjalnie podało „RBK” – zaoferowano ją już medialnej gwieździe z czasów zajmowania Krymu, dawnej ukraińskiej prokuratorce Natalji Pokłonskiej.
fot. Anatoly Maltsev/EPA/PAP
Wyborcza kampania na ulicach Sankt Petersburga. 11 września 2021 r.