Statek jeszcze nie zatonął, ale to z ich strony bardzo mądry ruch, biorąc pod uwagę najbliższe lata. Opuszczając rodzinę królewską, Harry i Meghan przestają być ofiarą burz szalejących w pałacu. Weszli do szalupy ratunkowej, zanim statek zaczął nabierać wody.

Z Clive'em Irvingiem rozmawia Magdalena Miecznicka
Clive Irving, dziennikarz, felietonista portalu The Daily Beast, były redaktor zarządzający „The Sunday Times”. Autor książki „The Last Queen. Elizabeth II's Seventy Year Battle to Save the House of Windsor” (Ostatnia królowa. Siedemdziesiąt lat walki Elżbiety II o to, by ocalić Dom Windsorów).
Dlaczego pana książka ma taki pesymistyczny tytuł: „The Last Queen” (Ostatnia królowa)?
Elżbieta II stała się uosobieniem monarchii, a dla ludzi takich jak ja, z którymi była przez całe życie, wydaje się wieczna. Ale będzie ostatnią królową, wystarczy spojrzeć na linię sukcesji: nie ma w niej innych kobiet. A poza tym nie sądzę, by monarchia na Wyspach po jej śmierci długo przetrwała. Co się stanie po jej zgonie? Rozpocznie się bardzo wnikliwe przyglądanie się monarchii, przyglądanie, jakiego dotąd nie było. Rozmawiałem z historykami w Australii, którzy mówią to samo – dopóki na tronie zasiada Elżbieta II, dopóty Australia nie wystąpi z Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (Commonwealth). Ale potem...
Elżbieta II jest w Wielkiej Brytanii dobrze oceniana?
Jej społeczne poparcie sięga 80 proc. Więc tak, jest dobrze oceniana. W przypadku jej i jej ojca, króla Jerzego VI, mieliśmy szczęście, bo przed nimi na tronie zasiadali nieudolni monarchowie. Edward VIII, brat Jerzego VI, abdykował, by ożenić się z Wallis Simpson. Przed nim był Jerzy V, okropny król i ojciec. Z kolei jego ojciec, Edward VII, tak długo czekał na sukcesję po matce, królowej Wiktorii, że stał się dekadentem i zupełnie się nie nadawał do roli monarchy. W ogóle, co ciekawe, najbardziej udały nam się nasze królowe: Elżbieta I, Wiktoria i Elżbieta II.
A jakim królem będzie Karol?
Zapewne bardzo nieodpowiednim. I kłopotliwym. Poparcie dla Karola sięga najwyżej 35 proc., a więc między nim a jego matką jest przepaść. Po pierwsze, Karol jest jedną z tych irytujących osób, które lubią się we wszystko wtrącać. Pokazała to ujawniona przez „The Guardian” kilka lat temu afera black spider memos – to były liściki, które wysyłał do rządu w latach 2004–2005. Lobbował w nich na rzecz różnych spraw oraz ludzi, łamiąc zasadę niemieszania się rodziny królewskiej w politykę. Po drugie, Karol otacza się klakierami. Zachowuje się tak, jakby żył nie w XXI w., tylko w XVIII w., jak dawny arystokrata, który ma własny pałac i w nim siedzi, nie dopuszczając do siebie głosów z otaczającego go świata. Po trzecie, jest hipokrytą. Udaje bardzo nowoczesnego, np. wcześnie zaczął mówić o zmianie klimatu. I słusznie, ale nigdy nie dał przykładu, jak można temu zapobiec. A mógł doprowadzić do położenia paneli fotowoltaicznych na dachach pałaców, by stały się samowystarczalne energetycznie. Jest właścicielem wielkich obszarów ziemi, mógł postawić wiatraki wytwarzające prąd, lecz tego nie zrobił. Wszędzie lata prywatnym samolotem, a więc jego ślad węglowy jest sto razy większy niż gdyby korzystał z samolotów pasażerskich. Trzeba go oceniać po tym, co robi, a nie po tym, co mówi.
Jak wpłynęło na niego wychowanie? Miał niezbyt szczęśliwe dzieciństwo.
Odebrał wychowanie całkowicie nieodpowiednie dla swojej osobowości. Sam mówi, że jest introwertykiem oraz samotnikiem. Nigdy nie lubił sportów drużynowych, w przeciwieństwie do brata Andrzeja. Szkoła z internatem w Szkocji, do której posłano go, i w której panował zimny chów, była kompletnie nie dla niego. Później wbrew własnej woli został zmuszony do ślubu z Dianą. Kiedy zaczęły się problemy w jego małżeństwie, spodziewano się po obojgu, że zacisną zęby i będą trwali, choć żadne z nich już nie chciało tego związku. Kolejny epizod, który kładzie się cieniem na jego charakterze, to jego obsesja na punkcie Kamili. Po śmierci Diany Karol zajmował się wyłącznie swoją miłością i prawie nie było go przy synach. Nie dość, że dzieci tęskniły za zmarła matką, to na dodatek nie było przy nich ojca. A poza tym wiedziały, że ojciec nigdy nie kochał matki. To rzecz, z którą trudno sobie poradzić.
Czego dowiedział się pan o osobowości królowej, śledząc jej życie jako dziennikarz?
Niewiele. Nie ustaliłem żadnej z dwóch podstawowych rzeczy, które chcemy wiedzieć o innych: co czują i co myślą. Elżbieta II jest jedną z najbardziej znanych osób świata, ma 95 lat, panuje od niemal siedemdziesięciu, i nie wiemy o niej prawie niczego. Jak każdy dziennikarz, pisząc książkę porównywałem źródła, by oddzielić złe od dobrych – i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w jej wypadku po prostu nie ma dobrych źródeł.
Dlaczego Elżbieta II jest taka skryta?
Po pierwsze, to kwestia wychowania. Kiedy wychodziła za mąż, była bardzo młoda i niedoświadczona. Nie miała nigdy innego chłopaka, żyła w kokonie, który dawał jej poczucie bezpieczeństwa – uważała, że dopóki w nim pozostanie, nic jej nie grozi. Dlatego nie lubi z tego kokonu wychodzić. Po drugie, ojciec ją nauczył, że monarcha jest instytucją, a nie żywym człowiekiem. Po trzecie, jej życie przypadło na czasy niesłychanej potęgi prasy. W zasadzie jej życie to jedna wielka wojna z prasą. Była pierwszym monarchą, który musiał się zmagać z takim zainteresowaniem mediów. W ogóle z istnieniem takich mediów, jakie mamy dzisiaj – nie tylko tabloidowych gazet, ale i tabloidowej telewizji. Po raz pierwszy tabloid rzucił się na rodzinę królewską w 1936 r. Był to „Daily Mirror”, a tekst dotyczył romansu Wallis Simpson i Edwarda VIII. Przedtem prasa robiła wszystko, żeby chronić królewskie sekrety. Magnaci prasowi dostawali od rodziny królewskiej parostwa, stawali się lordami i przestrzegali niepisanego kodeksu autocenzury.
Co się zmieniło w latach trzydziestych, że ta zasada została złamana?
Wielki Kryzys zmienił społeczeństwo. Wykształcona, walcząca o swoje prawa klasa pracująca domagała się gazet mówiących do niej jej językiem. I pierwszą taką gazetą był właśnie „Daily Mirror”. Jego redaktorzy uznali, że czasy się zmieniły i nie muszą już chronić klasy panującej. Zaczęli rozmontowywać system autocenzury.
Jakie były najniebezpieczniejsze skandale, z którymi królowa Elżbieta II musiała się borykać w czasie panowania?
Można odpowiedzieć jednym słowem: Diana. Diana była najlepszą ilustracją tego, co to znaczy zostać źle potraktowanym przez Windsorów. Najpierw została wessana do systemu jako bardzo młoda i niewinna dziewczyna, nierozumiejąca, czego będzie się od niej wymagało. Kiedy już to zrozumiała, krytykowała system od środka, pokazując prawdę o rodzinie. Królowa popełniła wtedy wielki błąd, nie doceniając popularności Diany. Po jej śmierci, gdy świat płakał, przez cały tydzień nie rozumiała, jak powinna się zachować. Cały Londyn wyszedł na ulice, a ona siedziała w zamku Balmoral w Szkocji i milczała, na pałacu Buckingham nie pojawiły się oznaki żałoby. To było najtrudniejsze wyzwanie i największy błąd Elżbiety II. Wynikał z tego, że nie rozumiała siły, jaką Diana zyskała przez swoją popularność. Nie wiem nawet, czy dziś to rozumie. Był to nowy rodzaj sławy, możliwy do zyskania dzięki tabloidowym mediom. Diana sprzedawała gazety, była na okładce amerykańskiego magazynu „People” chyba 58 razy. Efekt Diany, tego oświetlania rodziny królewskiej od środka, jest z nami do dzisiaj, np. pod postacią Harry’ego i Meghan.
Diana była pierwszą tabloidową księżną?
Pierwszą na taką skalę, ale miała poprzedniczkę – to księżniczka Małgorzata, siostra obecnej królowej. Małgorzata musiała borykać się z ogromnym zainteresowaniem mediów. Fakt, że prowadziła szalone życie, najpierw z mężem, a potem sama, zmienił ton wokół rodziny królewskiej. Małgorzata stała się postacią znaną z tabloidów. Była pierwszą tabloidową księżniczką.
Czy królowa popełniła jeszcze inne błędy?
Dla mnie problemem jest jej pozytywny stosunek do księcia Andrzeja. I to, jak wiele mu wybacza, znacznie więcej niż Karolowi.
Jaka była jej reakcja na sprawę uwikłania Andrzeja w historię Jeffreya Epsteina, przestępcy seksualnego, który sprowadzał do swoich posiadłości nieletnie dziewczyny i płacił im za seks ze swoimi bogatymi znajomymi?
Nigdzie tego publicznie nie wyraziła, ale przypuszczam, że uwierzyła zapewnieniom Andrzeja, że nie wiedział, z kim ma do czynienia. To oczywista nieprawda. Epstein był bogaczem, który wprowadził go do świata ekscesów. Potem w 2019 r. dopuszczono do tego, by Andrzej udzielił wywiadu w telewizji. Uważano, że trzeba mu dać prawo głosu. Ogromny błąd, biorąc pod uwagę, że rozmowę prowadziła ostra dziennikarka BBC Emily Maitlis. Andrzej przekonywał, że to normalne, że bywał u Epsteina, kiedy ten był już skazany za przestępstwa seksualne, nie wykazał najmniejszej empatii wobec ofiar i zaplątał się we wstydliwe szczegóły swojego życia. Wywiad doprowadził do absolutnej katastrofy wizerunkowej. W rezultacie Andrzej musiał zrezygnować ze wszystkich oficjalnych funkcji i usunąć się w cień, a Maitlis obsypano nagrodami dziennikarskimi.
Królowa nie rozumie mediów?
Myślę, że trudno jej jest oddzielić ludzi od mediów. Może dlatego, że jest stara i nie rozumie tego, że media robią z ludzi kogoś zupełnie innego. Od lat trzydziestych, w których się wychowała, media przeszły tak ogromną zmianę, że trudno jest jej do końca pojąć to, co się dzieje. A mianowicie, że jeśli postawimy rodzinę tak dysfunkcyjną jak brytyjska rodzina królewska w świetle jupiterów, natychmiast zamieni się to w 24-godzinną operę mydlaną.
Jak pan ocenia wyjazd Harry’ego i Meghan do USA?
Bardzo dobrze. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś dyktuje pani, jak ma pani spędzić resztę życia. A tak było w ich wypadku. To dwoje indywidualistów, którzy chcą żyć na własny sposób. Mają pomysł, żeby wykorzystać popularność do zrobienia czegoś dobrego w swojej kampanii promowania zdrowia psychicznego i wiedzą, że nie byliby w stanie tego uczynić, pozostając w rodzinie królewskiej.
Ale badania opinii publicznej w Wielkiej Brytanii pokazały, że stracili przez to sporo sympatii wśród Brytyjczyków.
Nie przestaje mnie szokować, jak Brytyjczycy są uprzedzeni wobec Meghan. Wynika to z rasizmu. Rodzina królewska opowiada o promowaniu różnorodności, a teraz „Guardian” odkrywa, że w latach sześćdziesiątych w pałacu Buckingham był zakaz zatrudniania ciemnoskórych imigrantów oraz obcokrajowców na stanowiskach urzędniczych. Ale Brytyjczycy nie lubią Meghan też z powodu mizoginii, nie podoba im się, że jest silną i niezależną kobietą. Wymyślono, że uprowadziła Harry’ego, co uwłacza im obojgu. W rzeczywistości są świetną parą. Jest też trzeci składnik niechęci wobec Meghan – antyamerykanizm. Jako ktoś, kto mieszkał w Londynie, a potem wyniósł się do USA, wiem doskonale, jak to działa. Wystarczy, że odniesie się sukces za oceanem, a na Wyspach od razu przestają cię lubić.
A jaka jest reputacja Meghan i Harry'ego w USA?
Są lubiani, zupełnie inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Harry i Meghan reprezentują coś, co w USA ma długą tradycję: bunt przeciw monarchii brytyjskiej.
Czy uciekli z tonącego statku?
Statek jeszcze nie zatonął, ale to z ich strony bardzo mądry ruch, biorąc pod uwagę najbliższe lata. Opuszczając rodzinę królewską, Harry i Meghan przestają być ofiarą burz szalejących w pałacu. Weszli do szalupy ratunkowej, zanim statek zaczął nabierać wody.
Czy Brytyjczycy doczekają się czasu, gdy na tronie zasiądzie obecny książę William?
Myślę, że nie. Z pewnością czekają nas burzliwe lata, kiedy Karol po śmierci matki zasiądzie na brytyjskim tronie. Ale nawet jeśli monarchia nie zniknie zupełnie, zostanie bardzo przycięta, tak jak inne na kontynencie.