Wskaźnik maksymalnego zysku jako główny wyznacznik rozwoju musimy odłożyć na półkę. Równie ważna musi być droga, którą przedsiębiorstwo do niego kroczy.
Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego / Dziennik Gazeta Prawna
Marcin Chludziński, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu / Dziennik Gazeta Prawna
Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych / Dziennik Gazeta Prawna
Krzysztof Opolski, przewodniczący Kapituły Nagrody Prezydenta RP / Dziennik Gazeta Prawna
Zdzisław Sokal, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego / Dziennik Gazeta Prawna
Marcin Szumowski, prezes OncoAredi Therapeutics / Dziennik Gazeta Prawna
System gospodarczy w Polsce budujemy od 28 lat. Od samego początku na jego rozwój miały wpływ uwarunkowania zewnętrzne. W latach 80. i 90. stawiano na mocne ograniczenie roli państwa, niskie podatki i ulgi dla przedsiębiorców. Była to reakcja na kilka dekad wzrastania roli związków zawodowych i regulacji gospodarczych. Jednak w połowie lat 70., po kryzysie paliwowym, klimat zaczął się zmieniać. Nowe prądy, których symbolem stały się polityki ekonomiczne USA i Wielkiej Brytanii, obiecywały wyrwanie się z marazmu.
– Na początku lat 90. panowało przekonanie, że dzięki działaniom Reagana i Thatcher obalono komunizm. To był model kapitalizmu ultraliberalnego, więc dochodziło do absurdów. Na przykład w 1991 r. ujawniono notatkę podpisaną przez głównego ekonomistę Banku Światowego Larry’ego Summersa, w której sugerował, by toksyczne odpady eksportować do krajów Trzeciego Świata ze względu na to, że i tak ludzie żyją tam krócej – tłumaczy Marek Dietl, szef Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.
W takich realiach Polska dołączyła do grona wyścigu państw kapitalistycznych. – Nasza przewaga miała być zbudowana na tym, że będziemy jeszcze bardziej zderegulowani niż Zachód – dodaje Dietl. A więc każdy przedsiębiorca miał dbać wyłącznie o własny zysk, suma ich starań miała szybko przełożyć się na powszechny dobrobyt Polaków. Okazało się jednak, że tzw. pozytywny egoizm nie zawsze działa. – Fakt, komunizm przegrał z kapitalizmem jako systemem, a niekoniecznie z jego bardzo liberalną wersją. Stąd pojawiły się napięcia, także o charakterze moralnym – zauważa prezes GPW.
Moralność przedsiębiorcy
Jak więc zatem powinien postępować przedsiębiorca chcący kierować się etyką? – Budowanie wartości firmy jest dla właścicieli celem nadrzędnym. Ale w jaki sposób dążyć do tej maksymalizacji? Odpowiedzialnie. Innymi słowy, powinnyśmy mieć na uwadze aspekty społeczne i środowiskowe. Jeżeli przedsiębiorstwa będą odpowiedzialne, zagrożenie chciwością będzie ograniczone. Mamy wiele przykładów – ostatni to krach z 2008 r. – kiedy dążono do maksymalizacji wartości, pomijając wrażliwość społeczną i środowiskową, a wręcz dążono do tego za wszelką cenę – twierdzi Cezary Kochalski, doradca prezydenta RP, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
– Co się kryje pod pojęciem moralnego biznesu? To po prostu biznes uczciwy. Taki, który prezentuje prawdziwe dane i jest prospołeczny. Buduje trwały wizerunek, lojalność konsumenta i daje możliwości pozyskania ewentualnych partnerów. Moralność trzeba rozszerzyć na takie kwestie jak relacja z klientem i rzetelność podawanych mu informacji. Moralność i etyka wynikają z siebie nawzajem. To są zbliżone pojęcia, na których powinien bazować współczesny biznes – mówi z kolei prof. Krzysztof Opolski z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Kapituły Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP. Podkreśla on, że sam zysk nie jest kategorią moralną. Ale droga, która prowadzi do niego – już tak.
To z kolei zmusza do pytania, jakie są wartości, którymi powinien się kierować biznes. Jeśli niektóre zawody regulują je w swoich wewnętrznych kodeksach, to czy takie uregulowania powinny dotyczyć także biznesu? – W biznesie i w życiu najważniejsza jest uczciwość zarówno wobec partnerów, jak i pracowników. Zysk jest ważny, ale nie kosztem pracowników. Powinien być on osiągany, ale bez łamania zasad współżycia społecznego. Nie może na tym ucierpieć dobro wspólne. Dlatego trzeba przywrócić właściwe znaczenie słowom. Nie powinno być czegoś takiego jak moralność biznesu. Standardy moralne dotyczą wszystkich obszarów życia i każdy powinien ich przestrzegać – to zdanie Marcina Chludzińskiego, prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu. W sukurs prezesowi ARP idzie Zdzisław Sokal, ekonomista i prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Zauważa on, że uczciwość w biznesie jest związana z innymi sferami życia. – Etyka i zasady w biznesie powinny być dokładnie takie same jak w naszym codziennym życiu. Czyli, najkrócej mówiąc, traktujemy innych tak, jak sami chcemy być traktowani – mówi.
Nieludzcy wizjonerzy
Dzisiaj mamy kolejny problem, związany z kulturą startupową. Wraz z nią pojawiło się podejście do biznesu, które można nazwać kowbojskim. Firmy takie jak Uber, Apple czy Tesla trudno uznać za prowadzone wzorcowo. W przypadku Ubera krytykowany jest sam jego model biznesowy – choć firma rywalizuje z tradycyjnymi korporacjami taksówkarskimi, jej przedstawiciele podkreślają, że nie oferują usługi przewozu osób. Apple czy Tesla to projekty, których twórcy kreują się na wizjonerów, a nie zwykłych biznesmenów. Nie zmienia to jednak faktu, że Steve Jobs potrafił nieludzko traktować współpracowników. Także z firmy Elona Muska co rusz płyną wiadomości o eksploatowaniu do granic możliwości pracowników. Ale to są dziś biznesowi idole, których czarowi ulegają inwestorzy.
Pytanie, czy z perspektywy polskiego rynku startupowego w ogóle można mówić o podobnych problemach? – Na poziomie małych firm czy start-upów moralność i etyka biznesowa to zbiór drobnych decyzji. Czy np. wykupienie mniejszościowego udziałowca za jedną dwudziestą wartości jego akcji ze świadomością, że zaraz jego udziały będą warte o wiele więcej, jest OK? Są osoby, które za takie działanie oczekują premii. Z mojej perspektywy narusza to przyzwoitość biznesową – odpowiada Marcin Szumowski, twórca wielu start-upów technologicznych, a obecnie prezes OncoArendi Therapeutics.
Równie istotne, co uczciwe traktowanie współpracowników, jest także uczciwe podejście do konsumentów. Zdaniem prof. Opolskiego powinno to być elementem długofalowej strategii. Ale wedle jego opinii ciągle zbyt wielu przedsiębiorców w Polsce myśli kategoriami chwili. – Za dużo w zarządzaniu jest taktyki, a za mało strategii. Tylko myślenie strategiczne pozwoli nam zakorzenić etykę w biznesie – uważa. Kwestią do rozważenia jest pytanie, który system etyczny jest najlepszy. Gdy się przyjrzeć normom na świecie, to jednak są one wszędzie podobne. Trudno znaleźć taki, który pochwalałby kradzież czy krzywdę wobec bliźniego.
Wady systemu
– Powinniśmy rozróżniać sytuacje zachowania moralnie nagannego od takich, które wynikają z wadliwości sytemu instytucjonalnego – podkreśla Dietl. I podaje przykład ze swojego życia zawodowego. – Niedopuszczalne są oportunizm i nadużywanie pozycji negocjacyjnej. Wiele lat pracowałem w firmie, w której zasada była taka, że nie płacono tak dobrze jak u konkurencji, ale jednocześnie spółka gwarantowała zatrudnienie w chudszych czasach. Niestety, w wielu przedsiębiorstwach po kryzysie w 2008 r. siła przetargowa była nadużywana. Warto więc zastanowić się, jak w odpowiedni sposób połączyć chęć generowania zysku z potrzebą moralnego postępowania. Jako giełda odpowiedzi na to pytanie staramy się udzielić w dokumencie „Dobre Praktyki Spółek Notowanych na GPW” – dodaje. Warto też przypomnieć, że – jak wskazują badania – dbałość o ład korporacyjny po prostu się opłaca i przynosi firmom wiele korzyści: większą wiarygodność w oczach inwestorów, lepszą wycenę czy możliwość łatwiejszego pozyskania finansowania.
Nie wszystkie firmy straty poniesione w gorszych czasach odbijały sobie na pracownikach. Chludziński przywołuje historię swojego znajomego z branży budowlanej, który nawet w czasach niedawnego kryzysu zatrudniał ludzi na umowę o pracę. Uważał, że należy im dać poczucie bezpieczeństwa, dzięki czemu będą lepiej pracować.
Ale wobec nowych wyzwań, które stoją przed rynkiem pracy – automatyzacją, robotyzacją oraz sztuczną inteligencją maszyn – taka postawa wobec pracownika to za mało. – Tutaj moralność będzie polegać na czym innym: wiem, jako pracodawca, że za chwilę pojawią się maszyny, więc umożliwiam mojemu pracownikowi przekwalifikowanie się. Nie zostawiam go na lodzie i nie mówię, żeby radził sobie sam. Dostarczanie informacji należy do kanonu moralności – twierdzi prof. Opolski. I jako przykład podaje przypadek Niemiec. W pewnym momencie rząd zorientował się, że będzie za dużo nauczycieli, bo zawód ten znów cieszy się prestiżem i daje dobre zarobki. Zorganizowano więc kampanię informacyjną, w której ostrzegano przed możliwym bezrobociem. W efekcie wielu niedoszłych nauczycieli miało szansę się przekwalifikować.
Czym jest więc moralny biznes? Najkrócej mówiąc, to taki, który uwzględnia wartości fundamentalne. I taki, w którym wszyscy grają fair. Że to ideał daleki od rzeczywistości? Na pewno. Ale powinniśmy do niego dążyć.