Perspektywy na najbliższe lata nie wyglądają optymistycznie. Partia rządząca lekceważy większość kluczowych wyzwań związanych z opieką senioralną, ochroną zdrowia, transportem publicznym, budownictwem, edukacją i ekologią, uznając, że są to zbyt mało nośne tematy i trudno zdobyć na nich poparcie społeczne.
Tymczasem to właśnie zaniedbania w tych dziedzinach odpowiadają za wysoki poziom ubóstwa. Znaczny wzrost płacy minimalnej, jednorazowe wypłaty dla emerytów i niewaloryzowane świadczenie pieniężne dla rodzin z dziećmi to za mało, aby mówić o państwie dobrobytu.
Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że w 2018 r. odnotowano znaczny wzrost skrajnego ubóstwa w stosunku do 2017 r. – z 4,3 proc. do 5,4 proc. Oznacza to, że w ciągu roku skala biedy w Polsce zwiększyła się o ponad jedną czwartą! Widać to zwłaszcza wśród gospodarstw domowych utrzymujących się z zasiłków dla bezrobotnych i świadczeń socjalnych (źródeł niezarobkowych innych niż emerytury i renty) – odsetek osób biednych wzrósł w nich z 10,4 proc. do 14,1 proc. Skala biedy wyraźnie zwiększyła się również wśród innych grup, m.in. rolników, rencistów, rodzin wielodzietnych i gospodarstw, w których są osoby z niepełnosprawnościami. W górę poszła też stopa ubóstwa relatywnego, czyli odsetek osób w gospodarstwach domowych, w których poziom wydatków jest poniżej 50 proc. średniej krajowej (z 13,4 proc. do 14,2 proc.). W praktyce oznacza to zwiększenie nierówności społecznych.
Skąd tak fatalne wskaźniki? Przecież stopa bezrobocia jest niska, a wzrost gospodarczy wysoki, podobnie jak dynamika wzrostu wynagrodzeń, w tym płacy minimalnej. Wydaje się jednak, że pomimo dobrej koniunktury rząd źle dobiera instrumenty do walki z ubóstwem. W polityce społecznej PiS postawił na efektowne i bardzo drogie rozwiązania, choć niekoniecznie skuteczne. Flagowy program rządowy „Rodzina 500+” po zniesieniu kryterium dochodowego pochłania ponad 40 mld zł rocznie, a jego rola w zmniejszaniu biedy jest bardzo ograniczona. Jak informuje GUS, w 2018 r. stopa skrajnego ubóstwa przekroczyła nawet poziom z 2016 r. Tymczasem świadczenie 500+ nie jest waloryzowane, czyli przy wzroście cen, w tym szczególnie cen żywności, ma ono coraz mniejszą siłę nabywczą.
Od początku funkcjonowania rządowego programu wielu ekspertów zwracało uwagę, że radykalne zmniejszenie czy nawet wyeliminowanie skrajnego ubóstwa byłoby możliwe znacznie niższym kosztem. Wystarczyłoby wprowadzić minimalny dochód gwarantowany, czyli państwowe dopłaty do dochodów poniżej progu ubóstwa lub kwoty przekraczającej tę granicę np. o 200 zł. Jeżeli celem miałaby być całkowita likwidacja bezwzględnej biedy, to programy rządowe powinny obejmować nie tylko rodziny z dziećmi, lecz także osoby bierne zawodowo, bezrobotnych i rencistów. Niestety takie rozwiązanie byłoby mniej efektowne i trudniej byłoby do niego przekonać opinię publiczną, dlatego ani rząd, ani opozycja nawet nie inicjują dyskusji na temat niskiej skuteczności programu „Rodzina 500+” i konkurencyjnych wobec niego opcji.
Tym bardziej politycznie nieatrakcyjny jest temat wysokości świadczeń z pomocy społecznej oraz ich weryfikacji, mimo że to potencjalnie najbardziej efektywny instrument wsparcia finansowego dla osób ubogich. Obecnie zasiłki są bardzo niskie i selektywne, podobnie jak progi dochodowe uprawniające do ich otrzymywania. Na przykład w październiku 2018 r., przy okazji ostatniej weryfikacji zasiłku stałego dla osób niezdolnych do pracy, progi ustalono na poziomie 701 zł na osobę w jednoosobowych gospodarstwach i 528 zł w gospodarstwach wieloosobowych. Maksymalną kwotę zasiłku wyznaczono zaś na poziomie zaledwie 645 zł.
Warto też zwrócić uwagę, że świadczenia socjalne nie podlegają automatycznej waloryzacji co roku, lecz zwykle co trzy lata, a część jeszcze rzadziej. Maksymalna wysokość zasiłku okresowego, który można otrzymać ze względu na długotrwałą chorobę, niepełnosprawność i bezrobocie, wynosi od 2004 r. 418 zł. 15 lat bez zmian! Nie drgnęła również kwota słynnego swego czasu becikowego – od kiedy wprowadzono to świadczenie w 2006 r., jest ona równa 1 tys. zł. Tymczasem w ostatnich 13 latach ceny wzrosły o ponad jedną piątą, a zatem realna wartość pomocy znacznie się zmniejszyła.
Wzrost cen to zresztą czynnik, który ma istotny wpływ na skalę ubóstwa, a który jest lekceważony przez obecny rząd. W 2018 r. minimum egzystencji wyniosło 591 zł dla gospodarstwa jednoosobowego i 2014 zł dla gospodarstwa czteroosobowego z dwójką dzieci. W modelu Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych 50 proc. tej kwoty przypada na żywność (940 zł w gospodarstwie czteroosobowym) i ponad 30 proc. na mieszkanie (706 zł). Na to zwykle wydają bowiem znaczną część swoich dochodów osoby najbiedniejsze. Warto zaznaczyć, że w koszyku dóbr i usług składającym się na minimum egzystencji przyjęto, że rodzina czteroosobowa przeznacza na leki zaledwie 51 zł, a małżeństwo emerytów – 31 zł. Dane te najprawdopodobniej są niedoszacowane. Dla wielu emerytów refundacja leków i lepszy dostęp do lekarza czy rehabilitacji są znacznie ważniejsze i bardziej przekładają się na komfort życia niż trzynasta emerytura.
Wprawdzie średnioroczny wzrost cen w 2018 r. sięgnął 1,6 proc., ale np. ceny żywności poszły w górę o 2,7 proc., najmu mieszkań – o 3,8 proc., a opału – o 6,7 proc. Niestety w tym roku sytuacja osób ubogich może się jeszcze pogorszyć, gdyż ceny podstawowych dóbr i usług rosną szybciej niż w ubiegłym roku. W lipcu żywność zdrożała o 7,3 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem (ceny mięsa poszły w górę o 6,7 proc., pieczywa o 9,6 proc., cukru – o 28,4 proc., warzyw – o 32,4 proc.). Gdy do tego dorzucimy wzrost kosztów usług kanalizacyjnych, usług związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowego, podwyżki rachunków za gaz i wywóz śmieci (aż o 24 proc.), to okaże się, że inflacja jest coraz boleśniej odczuwalna przez ubogich Polaków i Polki.
Oczywiście w gospodarce wolnorynkowej władza nie sprawuje bezpośredniej kontroli nad cenami żywności. Niemniej może podjąć działania neutralizujące inflację, a tym samym wspierające osoby najbiedniejsze. Znacznie lepszym instrumentem walki z ubóstwem wśród dzieci niż 500+ byłby program pełnowartościowych, bezpłatnych posiłków dla wszystkich uczniów na każdym szczeblu kształcenia. Taki program miałby też pozytywny wpływ na ich stan zdrowia. W ubóstwie żyje też część osób, które mają dochód przekraczający ustawowe minimum, ale które dużo wydają na dojazdy do pracy, lekarza czy szkoły ze względu na wykluczenie komunikacyjne ich miejscowości. Koszt ten nie jest uwzględniany w granicy ubóstwa szacowanej co roku przez IPiSS. Niestety państwowe wydatki na odbudowę połączeń lokalnych są bardzo niewielkie.
Perspektywy na najbliższe lata nie wyglądają optymistycznie. Partia rządząca lekceważy większość kluczowych wyzwań związanych z opieką senioralną, ochroną zdrowia, transportem publicznym, budownictwem, edukacją i ekologią, uznając, że są to zbyt mało nośne tematy i trudno zdobyć na nich poparcie społeczne. Tymczasem to właśnie zaniedbania w tych dziedzinach odpowiadają za wysoki poziom ubóstwa. Znaczny wzrost płacy minimalnej, jednorazowe wypłaty dla emerytów i niewaloryzowane świadczenie pieniężne dla rodzin z dziećmi to za mało, aby mówić o państwie dobrobytu.