15 października nie był w tym roku dniem wielkiej radości po stronie koalicji, która zawdzięcza władzę wyborom sprzed dwóch lat. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że o wielkich osiągnięciach obecnego rządu najchętniej opowiadały ugrupowania mniejsze niż Koalicja Obywatelska.
To o tyle ciekawe, że zwłaszcza PSL i Polska 2050 Szymona Hołowni (nazwa ta brzmi dzisiaj jak gag kabaretowy) potrafiły lekko zaznaczać swoją autonomię wobec działań koalicji, którą współtworzą. Jaki ma to skutek sondażowy, łatwo sprawdzić. Ani nie mają one poparcia społecznego, ani nie utworzyły sprawnego ośrodka władzy. Polacy są dość powszechnie przekonani, że rząd sunie torem chaosu i bezwładu. Przesadzona opinia – jak to zwykle bywa z ocenami rzeczywistości politycznej – niemniej łatwo wskazać jej źródła. Pierwsze to sam premier. Człowiek o wybitnej inteligencji i dużym oczytaniu z lat młodości uwierzył w 2023 r., że kraj wrócił do 2007 r. Niepojęte, ale stało się. Drugie źródło to próby mniejszych koalicjantów bycia kimś i zarazem bycia nikim specjalnym. Czasem jakieś wypowiedzi, okazjonalnie jakiś blok – jak w kwestii dekryminalizacji aborcji czy domniemanego półzamachu stanu. Ale zasadniczo słabizna w budowaniu wizerunku partii śmiałej, mającej odrębny od PO plan na Polskę. W rezultacie wyborca z 15 X pozostaje po dwóch latach z poczuciem, że wybrał mało zaradnego premiera i jakieś trzecie, niepotrzebne nogi.
„Ponieważ prawa ogólne i ustawy publiczne dotyczą nie pojedynczego człowieka, ale ogółu narodu, przeto (....) postanowiliśmy, że odtąd na potomne czasy nic nowego stanowionym być ma przez nas i naszych następców, bez wspólnego zezwolenia senatorów i posłów ziemskich”. Jak zapewne każdy rozpoznaje, to cytat ze wspaniałej konstytucji sejmowej Nihil novi. Decyzji sejmowej z 1505 r., która stanowi kamień węgielny polskiego parlamentaryzmu. Jeżeli ktoś nie rozpoznał, to nie ma się czego wstydzić, pewnie zadziałał mechanizm wyparcia. Tak się bowiem składa, że polski parlamentaryzm, perełka w historii Europy, u samych Polaków jest jak muzyka pogrzebowa. Przecież uczą w szkołach: już 200 lat po Nihil novi Rzeczpospolita politycznie upadła. A jak dodamy jeszcze trochę lat, to się okaże, że upadła całkiem i na długo.
Możemy podśmiewać się z tego utrwalonego u nas narzekactwa. Jednak... nie lekceważyłbym prostego faktu, że parlamentaryzm jest w naszym głębokim DNA zrośnięty z opowieścią o polskiej klęsce. Nieudolność rządzących, zdziecinniała opozycja, postawienie na wieczny, wewnętrzny konflikt „o wszystko” ze zdrajcami ożywiają pytania o to, czy parlamentaryzm w ogóle ma szansę się w Polsce utrwalić. ©Ⓟ