Od lat prawnicy i eksperci analizują zjawisko „infodemii”, czyli zalewu fałszywych i wprowadzających w błąd informacji w internecie. Strasburg jednak na ten temat milczał. Do czasu.
Instagram i COVID-19
Stan faktyczny jest zbliżony do tego w wielu sprawach, jakie obiegły opinię publiczną również w Polsce. Właścicielka salonu manicure w Rosji zamieściła na Instagramie post, w którym podała w wątpliwość rządowe dane o liczbie przypadków COVID-19 i sugerowała, że istnieją motywy finansowe dla zawyżania statystyk. Kilka dni później została ukarana grzywną (w przeliczeniu ok. 2 tys. zł) na podstawie rosyjskiego prawa administracyjnego za „rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji”. W związku z nałożeniem grzywny Avagyan zwróciła się do Strasburga ze skargą, zarzucając Rosji naruszenie art. 10 konwencji (wolność wyrażania opinii).
Trybunał zastosował klasyczny test trójstopniowy: legalność, uzasadniony cel i proporcjonalność. Uznał, że ingerencja miała podstawę prawną i że ochrona zdrowia publicznego w czasie pandemii była celem uzasadnionym. To kwestia proporcjonalności okazała się kluczowa. Sąd podkreślił, że skarżąca nie była dziennikarką ani osobą opiniotwórczą, miała małą liczbę obserwujących, a jej wpis szybko został skomentowany i podważony przez innego użytkownika. Co więcej, sądy krajowe nie zbadały jej intencji ani nie wykazały, że jej wypowiedź stanowiła realne zagrożenie dla zdrowia publicznego. W tych okolicznościach trybunał uznał, że ingerencja nie była uzasadniona i stwierdził naruszenie prawa do wolności słowa.
Cenzura czy walka z dezinformacją
Sprawa Avagyan to coś więcej niż tylko pojedynczy przypadek. To sygnał, że Strasburg zaczyna kształtować nową linię orzeczniczą w sprawach dezinformacji i robi to ostrożnie. Trybunał nie podważył samej idei przepisów zakazujących świadomego rozpowszechniania nieprawdziwych informacji. Wręcz przeciwnie, zasugerował, że jeśli takie przepisy są precyzyjne i stosowane w sposób wyważony, mogą być zgodne z konwencją. Sporne było nie istnienie przepisu, lecz jego nieprawidłowe zastosowanie przez sądy krajowe. Skarżącej przyznano 10 tys. euro zadośćuczynienia.
W opinii odrębnej trzech sędziów pojawiło się jednak poważne ostrzeżenie: nawet w czasie kryzysu państwa członkowskie nie powinny pełnić roli „arbitra prawdy”. Granica między ochroną zdrowia publicznego a cenzurą jest cienka i łatwa do przekroczenia.
Poligon trybunalski
Nie bez znaczenia jest też to, że trybunał rozpoczął tę nową ścieżkę właśnie od sprawy z kraju o niskiej reputacji, który już wcześniej notorycznie nie wykonywał wyroków ETPC, a od 2022 r. nie jest członkiem Rady Europy. Dla ETPC to względnie bezpieczne pole do eksperymentowania z nowym podejściem — bez obaw, że niewykonanie wyroku osłabi jego autorytet.
Tymczasem podobne sprawy z Łotwy i Bułgarii są już w toku. Ich rozstrzygnięcia pokażą, czy trybunał pójdzie drogą ograniczania możliwości walki państw z dezinformacją, czy też uzna ich działania za dopuszczalne w imię ochrony porządku publicznego i zdrowia. Stawka jest wysoka. Dezinformacja jest dziś bronią polityczną: wykorzystywaną do manipulowania wyborami, szczucia na mniejszości, pogłębiania podziałów społecznych. Ale walka z nią może łatwo przerodzić się w tłumienie głosów krytycznych lub opozycyjnych. Strasburg musi znaleźć równowagę, stworzyć doktrynę, która pozwoli chronić integralność informacji, ale nie kosztem swobody wypowiedzi.