Wiejski, babuni, domowy – tych określeń lepiej nie nadużywać w nazwach sprzedawanych produktów spożywczych. W przeciwnym razie trzeba się liczyć z wieloletnią batalią w sądach.

Wymyślaniem nazw zajmują się dziś wyspecjalizowane firmy. Ostrzegają one, że nazwa może zarówno stworzyć, jak i zniszczyć produkt. Wśród pięciu najważniejszych rad, jakich udziela firma Owocni.pl, znalazło się „nie wyląduj w sądzie”. Na własnej skórze przekonał się o tym piekarz, który nazwał swoje chleby „tradycyjnym” i „wiejskim”. Podczas kontroli urzędnicy pomorskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych uznali, że produkty te nie odpowiadają jakości, jakiej oczekuje się od artykułów „wiejskich” i „tradycyjnych”, ponieważ użyta do ich produkcji mąka zawierała w swoim składzie środek E300 (kwas askorbinowy). Inspektorzy nałożyli na przedsiębiorcę karę za wprowadzenie do obrotu dwóch partii pieczywa (885 szt.) w wysokości niespełna 3 tys. zł. Ten wniósł odwołanie, a następnie skargę do sądu. Argumentował, że chleb jest produkowany „w oparciu o recepturę zakładową od początku istnienia piekarni”, pieczywo jest wypiekane na naturalnym zakwasie i rozczynie. Dodatkowo nazwy „wiejski” i „tradycyjny” odnoszą się do technologii wytwarzania ciast, która jest zgodna z tradycją piekarni. Podkreślił też, że nie każda mąka, która była używana, zawierała kwas askorbinowy.

– Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nie zgodził się z argumentacją przedstawioną przez przedsiębiorcę i oddalił wniesioną skargę, uznając, że nazwy produktów sugerowały konsumentom, że do produkcji zostały użyte wyłącznie naturalne składniki, co mogło wpłynąć na ich osąd i przyczynić się do podjęcia decyzji zakupowej. Tę ocenę potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny – mówi radczyni prawna Katarzyna Wójcik z kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak.

Rzetelne oznakowanie

Ekspertka zwraca uwagę na kluczowe w wyroku NSA z 16 kwietnia 2024 r. (sygn. akt II GSK 170/21) kwestie.

– Po pierwsze, orzeczenie podkreśla, jak ważne jest prawidłowe poinformowanie konsumenta o składzie produktu. Naruszenie przepisów żywnościowych polegało na wykorzystaniu w produkcji składnika, który z całą pewnością nie mieści się w pojęciu „tradycyjny” czy „wiejski”. Kiedy konsument widzi chleb z etykietką „wiejski”, może myśleć, że ma on zupełnie inny skład i użyte w produkcji składniki niż leżący obok „zwykły” chleb. Konsument podejmuje decyzję o wyborze takiego „wiejskiego” chleba pod wpływem błędu, często godząc się zapłacić wyższą cenę – wyjaśnia Katarzyna Wójcik.

Przedsiębiorca, który wprowadza konsumenta w błąd, narusza przepisy ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 1980), które nakładają obowiązek prawidłowego i rzetelnego oznakowania żywności, aby chronić kupujących przed nieuczciwymi praktykami fałszowania żywności. W przypadku chleba tradycyjnego i wiejskiego sąd zwrócił uwagę, że po produkcie, w którego nazwie używa się takich określeń, konsument spodziewa się nie tylko tego, że zawiera on naturalne składniki, lecz także tego, iż wytworzono je z naturalnych produktów, a nie sztucznie wzbogaconych, jak ma to miejsce w przypadku modyfikacji mąki.

Jak babcie robią krokiety

Podobnie sąd potraktował „ketchup domowy”, zarzucając producentowi oszukiwanie konsumentów, bowiem produktu masowej produkcji powstałego z użyciem zagęstników nie można nazywać domowym. Nie obronił się też wytwórca krokietów o „babcinym smaku”, który przygotowywał je z dodatkiem substancji konserwujących i stabilizatorów. W ocenie sądu nie tak babcie robią krokiety. Podobnie było z leczo, pod którego nazwą na etykiecie producent dodał określenie „kuchnia staropolska”. NSA orzekł, że obecność w produkcie skrobi modyfikowanej i ekstraktu z papryki wyklucza możliwość stosowania określenia „staropolskie” (sygn. akt II GSK 1097/19).

Sąd wytknął też przedsiębiorcy, że leczo nie jest daniem staropolskiej kuchni.

Poza koniecznością zmiany nazwy i pokrycia kosztów procesów przedsiębiorca, który nazywając produkt, wprowadza konsumentów w błąd, musi się liczyć z karą finansową. Wymierzając ją, inspektorzy biorą pod uwagę m.in. stopień szkodliwości czynu, wartość kontrolowanych artykułów czy wielkość przychodów. W przypadku wspomnianego leczo kara wyniosła ponad 13 tys. zł.

W zgodzie z przepisami

– Kwestie oznakowania środków spożywczych reguluje przede wszystkim unijne rozporządzenie 1169/2011 w sprawie przekazywania konsumentom informacji na temat żywności. Zgodnie z nim informacje na temat żywności nie mogą wprowadzać w błąd w szczególności co do właściwości produktu, czyli jego składu, metod wytwarzania czy kraju pochodzenia. Nie mogą przypisywać produktowi działania, którego on nie posiada. Zabronione jest także sugerowanie, że środek spożywczy ma szczególne właściwości, podczas gdy w rzeczywistości wszystkie podobne środki spożywcze mają takie właściwości – tłumaczy Katarzyna Wójcik.

Za wprowadzanie w błąd uznawane jest także sugerowanie wyglądem czy opisem na etykiecie, że chodzi o określony środek spożywczy lub składnik, mimo że w rzeczywistości komponent lub składnik naturalnie obecny lub zwykle stosowany w danym produkcie został zastąpiony innym komponentem lub składnikiem.

Przedsiębiorcom, którzy chcą, by nazwy ich produktów były zgodne z prawem, postępowania nie ułatwia mnogość odnoszących się do tego regulacji. Poza wspomnianym rozporządzeniem trzeba wziąć pod uwagę jeszcze rozporządzenie PE i Rady (UE) nr 1924/2006 w sprawie oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności. Do tego dochodzi ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 1448) oraz przywoływana już ustawa o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych.

Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych nie prowadzi statystyk produktów, których nazwy zakwestionował. Doktor Tomasz Białas, dyrektor biura strategii i kontroli wewnętrznej GIJHARS, informuje, że wojewódzcy inspektorzy, prowadząc kontrole, sprawdzają, czy etykiety nie wprowadzają konsumenta w błąd nie tylko w kwestii składu produktu, ale również sposobu oraz technologii produkcji.

– Inspekcja stoi na stanowisku, iż określenia „wiejski, tradycyjny, domowy” zamieszczone w oznakowaniu stanowią wartość poszukiwaną przez konsumentów żywności, sugerując, iż produkty te mają wyższą jakość z uwagi na tradycyjne metody produkcji, lepszy skład, np. bez dodatku substancji dodatkowych – wyjaśnia dr Białas, podkreślając, że inspekcja kieruje się orzecznictwem sądów. Przywołuje wyrok, który dotyczył konserw mięsnych i gołąbków z mięsem oznakowanych jako produkty kuchni staropolskiej. NSA stwierdził, że „w orzecznictwie podkreśla się, że stosowanie określeń typu «wiejski», «ze wsi», «jak ze wsi», «jak wiejski», «domowy», «babuni», «tradycyjny», «domowe receptury» (…) w oznakowaniu środków spożywczych, przy jednoczesnym używaniu do ich produkcji dodatków, wzmacniaczy smaku, substancji stabilizujących i zwiększających wodochłonność, zagęstników, konserwantów, barwników i aromatów, a także przetworzonych surowców (np. mięsa oddzielonego mechanicznie, izolatów lub hydrolizatów białka sojowego, skrobi) wprowadza konsumentów w błąd” (sygn. akt II GSK 3788/17). Zaś określenie „domowy smak” sugeruje domową metodę wytworzenia, przez co produkt może być postrzegany jako atrakcyjniejszy od otrzymywanych w sposób przemysłowy. ©℗

ikona lupy />
Polacy chcą się zdrowo odżywiać / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe