Obecnie art. 27 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2509 ze zm.) pozwala instytucjom oświatowym na potrzeby zilustrowania treści przekazywanych w celach dydaktycznych lub w celu prowadzenia działalności naukowej korzystać z rozpowszechnionych utworów i zwielokrotniać rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów. Wielkości fragmentów objętych tą formą dozwolonego użytku ustawa nie określa.
Gdy jednak wejdzie w życie nowelizacja prawa autorskiego (patrz: ramka), dozwolone fragmenty zostaną ograniczone do 25 proc. objętości utworu.
Wszyscy byli przeciw ograniczeniom
Podczas prac nad nowelizacją ostro krytykowano to rozwiązanie. Przedstawiciele szkół wyższych wskazywali, że takie procentowe ograniczenie zablokuje wolność prowadzenia badań i utrudni pracę dydaktyczną. Konferencja Dyrektorów Bibliotek Akademickich Szkół Polskich, Centrum Cyfrowe i Future Law Lab we wspólnym stanowisku, popartym przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich, stwierdziły, że w praktyce może to np. zmusić naukowców do przerwania pracy nad tekstem w połowie rozdziału.
Podkreślono, że zamiana obecnych przepisów na limit procentowy to „skrajne ograniczenie możliwości wykorzystania utworów” do celów dydaktycznych i badawczych, które „w negatywny sposób wpłynie na rozwój polskiej dydaktyki i badań”. Według środowiska akademickiego „konieczne jest raczej wzmocnienie konstytucyjnej wolności prowadzenia badań naukowych i dydaktyki”, a nie osłabienie „poprzez niczym nieuzasadnione sztywne limity”.
Natomiast reprezentanci wydawców argumentowali, że jedna czwarta podręcznika to za dużo.
„Przepis taki jest rażąco sprzeczny z normalnym korzystaniem z utworów niekrzywdzącym uprawnionych” – stwierdziła Polska Izba Książki wraz ze Stowarzyszeniem Autorów i Wydawców Copyright Polska, zwracając się do senackiej komisji kultury.
Środowisko wydawców proponowało dwa sposoby naprawienia sytuacji. Jednym miało być opisowe określenie fragmentu jako ,,niewielkiego”. Drugim – obniżenie limitu do kilku procent.
Wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat zgłosiła poprawkę usuwającą ograniczenie procentowe, ale nie zyskała ona poparcia większości izby wyższej.
Ograniczenia 20 proc., 3 proc., 25 proc. w prawie autorskim
Czy należało dokładnie określać w ustawie wielkość dozwolonego fragmentu? A jeżeli już, to czy akurat na 25 proc.?
– Zawsze można twierdzić, że to za dużo albo za mało. Myślę, że przez niektórych uprawnionych to rozwiązanie może być uważane za dość liberalne: jedna czwarta dzieła to jednak sporo – mówi dr Tomasz Targosz, adwokat i partner w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy. – Można też podnosić, że ustalona przez ustawodawcę krajowego granica jest arbitralna i nie wynika z implementowanej dyrektywy – dodaje. Nowela wdraża unijną dyrektywę 2019/790 (tzw. dyrektywę DSM, patrz: ramka).
Doktor Marek Bukowski, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Bukowski i Wspólnicy, przypomina, że w projekcie rządowym objętość dozwolonych fragmentów nie mogła przekraczać 20 proc. Zdaniem projektodawcy doprecyzowanie miało „ułatwić korzystanie z tej formy dozwolonego użytku”.
– Nie ulega wątpliwości, że celem tego uregulowania było postawienie wyraźnej, górnej granicy dla tej postaci dozwolonego użytku, w szczególności chodziło o uniemożliwienie kopiowania całości książek i podręczników edukacyjnych i naukowych. Rozwiązanie to ma zatem walor praktyczny i jest podyktowane przede wszystkim potrzebą ochrony interesu wydawców edukacyjnych i naukowych – komentuje Marek Bukowski.
20 proc. to dla środowiska wydawniczego też było za dużo. Sejmowa komisji kultury obniżyła próg do 3 proc., ale na posiedzeniu plenarnym większość posłów poparła poprawkę klubu PiS z limitem 25 proc.
– Wydaje się, że jest to raczej wynik konsensusu politycznego – ocenia Marek Bukowski. Jak dodaje, podczas dyskusji w sejmowej komisji kultury brakowało argumentów opartych na analizach rynkowych.
Umożliwić czy zamknąć
Doktor Zbigniew Okoń, partner w kancelarii Rymarz Zdort Maruta, uważa, że kwantyfikacja dozwolonego fragmentu to nie jest dobre rozwiązanie. Wskazuje, że obecne przepisy pozwalają dostosować wielkość wykorzystywanego fragmentu większego utworu do potrzeb naukowych lub dydaktycznych w konkretnym przypadku. Nie dochodziło też dotychczas do sporów prawnych na tym polu.
– Natomiast na sztywno ustalone 25 proc. to może być czasami za dużo, a czasami za mało. Ponadto nie wiadomo, jak to liczyć. Pod pretekstem implementacji przepisu dyrektywy DSM, który miał umożliwić cyfrowe korzystanie z utworów w ramach nauczania, tak naprawdę wprowadziliśmy regulację, która ten wyjątek na sztywno zamyka w granicach 25 proc. – mówi Zbigniew Okoń.
Jak dodaje, dyrektywa nie określa procentowego progu dozwolonych fragmentów. Motyw 21 mówi o założeniu korzystania „jedynie z części lub fragmentów utworów, co nie powinno zastępować zakupu materiałów przeznaczonych przede wszystkim na rynki edukacyjne”. Stwierdza też, że przy wdrażaniu dyrektywy „państwa członkowskie powinny mieć swobodę określania – w odniesieniu do poszczególnych rodzajów utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną, w zrównoważony sposób – proporcji utworu lub innego przedmiotu objętego ochroną, z której można korzystać wyłącznie w celu zilustrowania w ramach nauczania”.
– Dyrektywa poszerza zakres swobody działalności dydaktycznej, natomiast w krajowej implementacji wprowadzono zawężenie tej swobody. Wygląda to na ukłon w stronę wydawców, których interesy zderzają się tu z potrzebami nauki i szkolnictwa. Nie wydaje mi się jednak, aby nasze szkolnictwo opływało w zbytki na tyle, aby traktować je jako dojną krowę – komentuje dr Okoń.
Jak mierzyć 25 proc. utworu?
W toku prac nad nowelizacją padały argumenty, że obliczanie 25 proc. utworu może nastręczać kłopoty. Ustawodawca nie sprecyzował np., czy w odniesieniu do książek uwzględniać okładkę, spis treści, przypisy, bibliografię, czy tylko tekst merytoryczny.
– W przypadku utworu słownego będzie to dość łatwe, ale już np. przy utworach czysto graficznych można mieć wątpliwości, czy dozwolony fragment to jedna czwarta całej powierzchni, wliczając tło – zastanawia się dr Targosz. W pracy dydaktycznej i naukowej korzysta się często z książek mających wielu autorów. Co wtedy?
– Powiedziałbym, że jeśli jest to wspólny utwór kilku osób, to ograniczenie procentowe należałoby odnosić do całości. Natomiast jeśli są to osobne utwory połączone do wspólnego rozpowszechniania (np. zbiór artykułów), to limit powinien się odnosić do poszczególnych utworów. Inaczej mogłoby dojść do sytuacji, że niektóre utwory składowe zostałyby wykorzystane w całości – uważa Tomasz Targosz.
"Możliwość kontroli przez twórców i wydawców jest iluzoryczna"
Artykuł 27 prawa autorskiego w dotychczasowym kształcie nie był wprawdzie powodem sporów sądowych, ale – jak zaznacza dr Bukowski – z powodu dużej skali korzystania z tego przepisu możliwość kontroli przez twórców i wydawców jest iluzoryczna.
– Przekłada się to oczywiście na spadek przychodów twórców i wydawców. Nie ulega zatem wątpliwości, że obecne rozwiązanie prawne nie daje twórcom i wydawcom skutecznych, a przede wszystkim efektywnych narzędzi ochrony ich praw. Stąd też kluczowe znaczenie ma zapewnienie właściwego balansu, który pozwoli twórcom i wydawcom uzyskiwać godziwe wynagrodzenie. Jednym ze sposobów zapewnienia takiego balansu jest przyznanie rekompensaty w postaci odpłatności za ten użytek. Problem jednak w tym, że opłaty te obciążałyby beneficjentów tego dozwolonego użytku, czyli przede wszystkim szkoły – analizuje Marek Bukowski.
Prawo autorskie nie przewiduje rekompensaty za tę postać dozwolonego użytku. Nie przewiduje go też nowelizacja.
– Wydaje się, że zmiany prawne nie powinny zmierzać do wprowadzania arytmetycznych ograniczeń, lecz balansować ten użytek poprzez przyznanie rekompensat dla twórców i wydawców – podsumowuje Marek Bukowski.©℗
Podstawa prawna
Etap legislacyjny
Ustawa czeka na publikację