Quis custodiet ipsos custo des? Ta rzymska paremia oddaje dylematy przy budowaniu modelu kontroli śledztw motywowanych politycznie. O tym, na jakim szczeblu prokuratury powinno dochodzić do takiej weryfikacji, muszą decydować dwie kwestie: niezależność procedur kontrolnych i szybkość ich wdrożenia. Z perspektywy niezależności weryfikacji obecnie zarówno Prokuratura Krajowa, jak i prokuratury regionalne powinny być przygotowane na przeprowadzenie audytu. Doszło już do zmian na stanowiskach funkcyjnych, a więc wykluczona jest zależność pomiędzy osobami kierującymi jednostkami odpowiedzialnymi za weryfikacje a samymi weryfikowanymi. Formalnie przynajmniej nie powinno być w tym przypadku konfliktu interesów, chociaż realia nakazywałyby umiejscowić zespół weryfikujący w Prokuraturze Krajowej, podległej bezpośrednio prokuratorowi generalnemu.
Ponadto sprawy motywowane politycznie najczęściej są skomplikowane. Stwierdzenie, że doszło do zmiany kierunku śledztwa, wymaga zapoznania się z niuansami wynikającymi z akt sprawy. Przykładem może być zbieżność zmiany kierunku śledztwa ze zmianą prokuratora. W takiej sytuacji bardziej realne narzędzia do kontroli istnieją po stronie prokuratur regionalnych, które mają dostęp do akt spraw karnych oraz do prowadzących je prokuratorów. Ponadto w ramach jednostek prowadzących istnieje często ogólna wiedza o sposobie prowadzenia spraw. W tych jednostkach należałoby jednak zapewnić dodatkowe kadry, które mogłyby zająć się przede wszystkim procedurami kontrolnymi. Aby nie powstało ryzyko, że prokuratorowi kontrolującemu można by postawić podobne zarzuty.
Procedury yeti
Po otrzymaniu wyników weryfikacji śledztwa rodzą się pytania, czy są procedury, które pozwalają „coś zrobić”, i czy na prokuraturze ciąży obowiązek skorzystania z tych procedur. Na te pytania należy odpowiedzieć dwa razy „tak”. Niestety, z niektórymi instytucjami prawnymi jest jak z mitycznym włochatym stworem: wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział. Brak ich stosowania wynika z pragmatyzmu czy z niechęci przyznania się do błędów? Obrazami takiego myślenia jest znane obrońcom stwierdzenie: „nie po to prokurator stawia zarzuty, żeby je umarzać” czy „może pan wybroni klienta przed sądem, oceniam szanse na 50/50”.
Jeśli śledztwo było motywowane politycznie, to nie było realnych podstaw do przedstawienia komuś zarzutów czy skierowania do sądu aktu oskarżenia. Takie ustalenie powinno skutkować natychmiastowym działaniem prokuratury. Prokurator prowadzący śledztwo powinien umorzyć postępowanie przeciwko osobie. Jeśli prokurator wysłał już do sądu akt oskarżenia, to także prokurator powinien skierować oświadczenie o jego cofnięciu. Prokuratura jest związana zasadą obiektywizmu i nie tylko nie powinna, lecz wręcz nie może podtrzymywać oskarżenia, jeśli w procedurze weryfikacyjnej ustalono, że zarzuty nie mają żadnych merytorycznych podstaw.
W sprawie weryfikacji śledztw motywowanych politycznie mogą być jeszcze dwie bardzo ważne bariery. Są one natury nie tyle instytucjonalnej, ile mentalnej.
Prokuratura się nie kaja
Pierwszą z nich może być przekonanie, że organy państwa (a już w szczególności organy ścigania) nie powinny przyznawać się do błędów. Powinny brnąć w oskarżenie nawet do momentu uniewinnienia. Przyznanie się do nieprawidłowości miałoby naruszać autorytet instytucji. Wydaje się jednak, że jest wręcz przeciwnie. Nie popełnia błędów, tylko ten, kto nic nie robi. Odcięcie grubą kreską wcześniejszych nieprawidłowości (z wszelkimi procesowymi konsekwencjami) może być dobrym punktem wyjścia przed planowanymi zmianami dotyczącymi sposobu ukształtowania prokuratury polegającym m.in. na oddzieleniu funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Drugą barierą jest kwestia pewnej solidarności korporacyjnej (nie wydaje się, żeby prokuratura rządziła się innymi zasadami niż inne grupy zawodowe). Zasada ta zabrania publicznego prania brudów i kalania własnego gniazda. I tak weryfikujący mogą spodziewać się niechęci lub wypominania własnych postaw w czasach, gdy w przypadku niektórych śledztw działo się, jak się działo. Może zatem się okazać, że na skuteczności weryfikacji śledztw motywowanych politycznie zaważy coś innego niż nieprzezwyciężenie problemów kadrowych lub proceduralnych. Że zwycięży pragmatyzm, a odpowiedzialność za weryfikowanie prawidłowości działania prokuratury zostanie przerzucona na barki (i tak już przeciążonych) sądów. ©℗