15 września w życie weszły przepisy, które umożliwiają sprzedawcom wystawianie tzw. e-paragonów. Kupujący mogą pobrać na telefon aplikację stworzoną przez Ministerstwo Finansów i przy zakupach poprosić sprzedającego o wydanie paragonu w formie elektronicznej, zamiast klasycznego papierka. W praktyce jednak mało który przedsiębiorca i konsument wie, że takie rozwiązanie już w Polsce istnieje. Dlaczego tak się stało?

Standardowo każdą sprzedaż na rzecz osób fizycznych rejestrujemy przy pomocy kasy fiskalnej. Program e-paragony 2.0 umożliwia wydawanie paragonów z takiej sprzedaży w formie online. "E-Paragony 2.0 to przełom w zarządzaniu i kontroli nad codziennymi wydatkami. (…) to bezpłatna aplikacja, dzięki której możesz zarządzać wydatkami, zgłaszać nieprawidłowości i sprawdzać paragony z kodem QR. Aplikacja jest w pełni bezpieczna i całkowicie anonimowa" - informuje resort na swojej stronie internetowej.

- W teorii zasada działania jest prosta. Program pobieramy na telefon, w sklepie pokazujemy nasz indywidualny kod, następnie sprzedawca go skanuje, a paragon wędruje prosto do naszej aplikacji - wyjaśnia Piotr Juszczyk, Główny Doradca Podatkowy inFakt.

Elektroniczne paragony - oszczędność czy dodatkowe koszty dla sprzedawców?

Michał Wachowski, doktor nauk ekonomicznych i redaktor portalu Subiektywnie o finansach.pl podkreśla jednak, że e-paragony to na razie wciąż rozwiązanie dobrowolne. Przypomina, że klient może po zrobieniu zakupów poprosić o paragon w formie elektronicznej, ale by taki paragon faktycznie został wydany - sprzedawca musi taką możliwość przewidywać w swoim systemie. - W Polsce wciąż mamy wiele kas fiskalnych starego typu. Sprzedawcy na pewno najpierw będą testować, czy klienci będą w ogóle zainteresowani wydawaniem paragonów online, a dopiero potem zdecydują się na wymianę starego sprzętu. W naszym kraju sklepy korzystają z ponad miliona kas online, w tym kilkudziesięciu tysięcy kas wirtualnych. W nich należy po prostu dokonać odpowiedniej aktualizacji. Ale w przypadku półtora miliona tradycyjnych kas, by wydawać e-paragony, konieczna jest wymiana na nowy model.

- Ostatnio w kilku sklepach próbowałem skorzystać z tego nowego rozwiązania, ale niestety żaden nie oferował tej opcji. U sprzedawców widziałem tylko zdziwienie, że taka możliwość w ogóle istnieje. Nikt nie wydał mi jeszcze e-paragonu, mimo że aplikację zainstalowałem od razu po jej uruchomieniu - dodaje Piotr Juszczyk.

W jego ocenie, to brak edukacji i nagłośnienia przez Ministerstwa Finansów wpłynął na niewiedzę w kwestii e-paragonów. - W teorii to nowe rozwiązanie jest bardzo korzystne. Eliminuje sytuacje, w których kupujący może zarzucić sprzedawcy niewydanie mu papierowego paragonu, kładąc jedynie kwitek na ladzie, a nie wręczając go bezpośrednio do ręki. Z kolei dla przedsiębiorców e-paragony to oszczędność na papierze czy drukarce. Codziennie sprzedający produkują tony niepotrzebnego papieru w postaci paragonów, których klient i tak nie zabiera ze sobą, tylko zostają one w sklepach. Żeby wydawanie e-paragonów się jednak upowszechniło, to potrzebna jest edukacja społeczeństwa w tym zakresie - mówi doradca podatkowy.

Cyfryzacji i tak nie zatrzymamy

Ministerstwo Finansów zakłada, że w ciągu najbliższych dwóch lat nadal 95 proc. paragonów będzie wciąż wystawianych w tradycyjnej formie. W opinii Michała Wachowskiego, rozwoju cyfryzacji jednak i tak nie zatrzymamy. - Jeśli pojawi się więcej aplikacji obok rządowej i dojdzie do tego wygodny interfejs, to wówczas postęp technologiczny na pewno będzie szybszy - ocenia doktor nauk ekonomicznych.

Elektroniczne paragony porównuje on do płatności telefonem. Choć wiele osób na początku było sceptycznych co do tej formy płacenia i wątpiło w bezpieczeństwo tej funkcji, to teraz stało się ono codziennością dla wielu konsumentów. - Póki e-paragony są dobrowolne, potrzebujemy kilku albo kilkunastu lat, by z nimi było analogicznie. Postęp technologiczny mógłby przyspieszyć jedynie, gdyby któryś z rządów wprowadził e-paragony jako rozwiązanie obowiązkowe - tłumaczy Wachowski.

W rządowej aplikacji są błędy do poprawki

W App Store aplikacja Ministerstwa Finansów ma ocenę 2,6 na możliwe 5, z kolei w Google Play jedynie 2,1. Rozmówcy Dziennika Gazety Prawnej wskazują, że program zawiera wiele błędów, a powinien być intuicyjny, szybki, wygodny i ekonomiczny. - Widzę tu spore pole do konkurencji. Jako że sprzedawcy wystawiają coraz więcej e-paragonów, to z pewnością pojawi się sporo prywatnych aplikacji do ich obsługi, które ponadto będą przewidywać różnego typu gratisy czy zwroty za zakupy. Z doświadczenia wiem, że kiedy kapitał prywatny tworzy aplikacje, to są one bardziej użyteczne niż te rządowe - mówi Michał Wachowski.

Wśród minusów rządowej aplikacji doktor nauk ekonomicznych wymienia to, że każdorazowo trzeba się do niej logować, co może "odstraszać potencjalnych kupujących". Do tego sprzedawca musi przypisać określonej transakcji piętnastocyfrowy kod kreskowy. - To kolejna karta do zeskanowania po karcie lojalnościowej i płatniczej. Wyobrażam sobie, że podczas tego procesu może się coś zwyczajnie zepsuć - twierdzi Wachowski.

Potrzebny efekt kuli śnieżnej

Oprócz poprawek technicznych wprowadzonych w samej aplikacji, rozmówcy Dziennika proponują także wprowadzenie informacyjnych plakatów i ulotek, które mogłyby znaleźć się w polskich sklepach. W takich materiałach powinien być umieszczony kod QR przekierowujący bezpośrednio do ściągnięcia aplikacji. - Proces edukowania społeczeństwa mógłby być wtedy jak taka kula śnieżna. Każdy z nas stopniowo zacząłby korzystać z aplikacji - podsumowuje Piotr Juszczyk.