Nowe zasady refundacji i sposobu ich dystrybucji są nieczytelne dla branży aptekarskiej. Nie da się w dwa miesiące całkowicie zmienić łańcucha dostaw – skarżą się hurtownicy.

Krytykowana przez wielu największa w historii nowelizacja ustawy refundacyjnej (tj. Dz.U. z 2023 r. poz. 1938) wchodzi w życie już 1 listopada. Oznacza to, że na przygotowanie się do jej wdrożenia branży został niecały miesiąc.

– To zdecydowanie zbyt mało. Nie da się w tym czasie całkowicie przemodelować dotychczasowego sposobu dystrybuowania leków i produktów aptecznych. To ogromne wyzwanie logistyczne, z którego, mówiąc wprost, nie da się realnie wywiązać – ostrzega Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”.

Za mała podaż

O zaniepokojeniu branży farmaceutycznej pisaliśmy w DGP pod koniec czerwca. Już na etapie ustalania przez Ministerstwo Zdrowia ostatecznej wersji projektu przedstawiciele Konfederacji Lewiatan zgłaszali zastrzeżenia co do sposobu procedowania nowych regulacji. Kacper Olejniczak, ekspert ds. Life Science z Konfederacji Lewiatan, mówił o braku dobrej woli ze strony ministerstwa i wprowadzaniu nowych zapisów bez konsultacji z branżą.

Ta specyficzna praktyka była kontynuowana również na kolejnych etapach procedowania ustawy. Wbrew wcześniejszym ustaleniom w ostatnim momencie procesu legislacyjnego wprowadzono przepis, który zobowiązuje producentów do dostarczenia leków deficytowych po równo do minimum dziesięciu przedsiębiorców prowadzących hurtownie farmaceutyczne.

– W takiej sytuacji producent nie będzie miał prawa decydować o sprzedawanej ilości leków do poszczególnych hurtowni na podstawie zapotrzebowania i udziału w rynku, ale będzie musiał podzielić pulę leków na co najmniej dziesięć równych części i dostarczyć po równo do hurtowni różnej wielkości, np. do hurtowni zaopatrującej tysiące aptek w całym kraju oraz hurtowni działającej w centrum Polski zaopatrującej znacznie mniej podmiotów – wyjaśnia Bartosz Kędzierski, dyrektor ds. jakości z Polskiej Grupy Farmaceutycznej.

W praktyce oznacza to, że leki deficytowe będą trafiały nie do miejsc, w których są realnie potrzebne, ale do tych wynikających z nowych reguł redystrybucji. Irena Rej twierdzi, że tego typu działanie nie tylko nie rozwiąże problemu z dostępnością do leków, ale wręcz go pogłębi.

– Braki w dostępności niektórych leków nie wynikają z „ukrywania” ich przez producentów i hurtowników, ale z niedoborów komponentów potrzebnych do ich produkcji. Rozwiązaniem jest współfinansowanie przez państwo i UE fabryk produkujących te składniki w Europie zamiast w Azji – przekonuje.

Według niej sztuczny podział zaproponowany przez resort zdrowia może doprowadzić do sytuacji, w której hurtownie, a w konsekwencji także apteki z największym zapotrzebowaniem na dany lek otrzymają go mniej niż dotychczas. Zwłaszcza że do tej pory tylko niektóre, z reguły te największe, hurtownie zajmowały się obrotem lekami deficytowymi. Ostatecznie konsekwencje niedoborów odczują ostatni w łańcuchu dostaw, a więc pacjenci.

– Zazwyczaj braki leków na rynku wynikały z niewystarczającej podaży, a wprowadzone narzędzie nakazujące sprzedawać wszystkim tyle samo leków deficytowych może jedynie zmienić rozkład produktów w kraju na korzyść województw centralnych i pogorszyć dostęp do leków pacjentów z innych regionów – dodaje Bartosz Kędzierski.

Wątpliwości mają zostać wyjaśnione

– Zakończyliśmy zbieranie wątpliwości zgłaszanych nam przez hurtowników i producentów. Lista została przesłana do Ministerstwa Zdrowia, które zapowiedziało przygotowanie specjalnych warsztatów, podczas których mają zostać wyjaśnione wszelkie niejasności – mówi Irena Rej.

Zapytany przez DGP resort zdrowia nie ustosunkował się do samej idei warsztatów oraz nie wyjaśnił, w jakiej formie byłyby one prowadzone. Zapytaliśmy ministerstwo także o jego podejście do egzekwowania kar zapisanych w ustawie w przypadku niewywiązania się przez hurtowników z nałożonych na nich obowiązków. Na to pytanie również nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Choć, jak przyznaje Bartosz Kędzierski, nowelizacja ustawy refundacyjnej była oczekiwana przez hurtownie farmaceutyczne, to obok zmian pożądanych i koniecznych wprowadziła rozwiązania oceniane jako zagrażające dostępności leków dla pacjenta i krytykowane przez stronę społeczną.

– Konieczne było uregulowanie marży hurtowej, która nie pokrywa kosztów związanych z finansowaniem zapasów, przechowywaniem, transportem i spełnieniem restrykcyjnych wymogów dotyczących dystrybucji leków. Nie można jednak mówić, że nowe rozwiązanie zapewnia pokrycie pełnych kosztów gwarantujących dostępność leków – przekonuje Bartosz Kędzierski.

Wśród innych niejasności nasi rozmówcy wskazują na znaczną redukcję finansowania leków recepturowych, tzn. tych komponowanych bezpośrednio przez farmaceutę z dostarczanych mu przez producentów surowców. Według nich ograniczenie w finansowania doprowadzi do znaczącego spadku dostępności tego rodzaju medykamentów.

Hurtownicy podobnie negatywnie oceniają sam mechanizm ogłaszania przez Ministerstwo Zdrowia listy leków deficytowych. Według naszych rozmówców przyznanie ministrowi prawa do dokonywania zmian na liście w dowolnym momencie „według bieżących potrzeb” zamiast okresowo, np. co rok, znacząco utrudni producentom i dystrybutorom planowanie swoich działań.

– Mimo nadarzającej się okazji nie rozwiązano także mechanizmu zwracania niesprzedanych leków przez aptekarzy z powrotem do hurtowni i dalej do producenta. Zdarza się, że farmaceuta robi to na pół roku przed upływem terminu ważności. Dlaczego koszt niesprzedanego produktu ma ponosić producent zamiast proporcjonalnie każdy z uczestników łańcucha sprzedaży? – pyta Irena Rej. ©℗

ikona lupy />
Co mówi przepis / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe