Ostatnio wybrzmiewa bardzo mocno temat reklamy alkoholu w internecie, a dokładnie w mediach społecznościowych. Pisaliśmy w DGP, że znany aktor reklamuje na swoim profilu na Instagramie whisky, a popularna influencerka zachęca swoich obserwatorów do wypicia grzańca. Oboje przekonują, że prawo stoi po ich stronie, bo przekaz jest do ograniczonej liczby osób.

ikona lupy />
Magdalena Zielińska-Kuć adwokat w kancelarii WKB, koordynatorka ds. handlu alkoholem w sieci w Izbie Gospodarki Elektronicznej / Materiały prasowe

Jak to jest, że po słynnej sprawie misiewiczówki (sygn. akt IX Ka 1218/22), czyli wódki promowanej na Twitterze przez byłego rzecznika MON, nadal jest tak małe zainteresowanie tym tematem? Można by się spodziewać, że po tym wyroku wzrośnie liczba tego rodzaju postępowań.

Trudno to stwierdzić. Stosunkowo niedawno na problem pojawiających się w mediach społecznościowych reklam alkoholu uwagę zwrócił prezes UOKiK, który wystąpił do Prokuratury Krajowej z prośbą o interwencję w tej sprawie. My z kolei ostatnio otrzymaliśmy z Prokuratury Krajowej informację (w ramach dostępu do informacji publicznej), że w 2021 r. zarejestrowano 74 sprawy o czyn z art. 452 ustawy alkoholowej (zakazana reklama), a w 2022 r zaledwie 43 sprawy. Nie wiemy, jak te sprawy się zakończyły. Wiadomo za to, że liczba tych spraw jest rzeczywiście niewielka.

Wróćmy jednak do misiewiczówki…

Produkt ten był sprzedawany za pośrednictwem specjalnej, dedykowanej mu strony internetowej (sklepu internetowego). Były rzecznik MON, który na swoim profilu na Twitterze (reklamował tam zarówno sklep, w którym można było nabyć produkt, jak i samą wódkę), opublikował tam wiele wpisów, w których zachęcał do składania zamówień w sklepie internetowym (pisał: „Zapraszam do składania zamówień”, „Zgodnie z obietnicą właśnie ruszył sklep”). Zachwalał tam także sam produkt, pisząc „Misiewiczówka to prawdopodobnie jedyna wódka, która smakuje nawet wtedy, gdy nie jest schłodzona”. Postom towarzyszyły zdjęcia i filmy przedstawiające wódkę, a także był udostępniany link do strony sklepu internetowego. Na profilu dodano także hashtagi, dzięki którym możliwe było wyszukiwanie treści bez wchodzenia na profil pana Misiewicza. W ocenie sądu te hasztagi ułatwiały pozycjonowanie postów, wpływając na ich widoczność na Twitterze. Nie bez znaczenia było, że profil, na którym były publikowane wspomniane treści, miał status publiczny. Z publikowanymi tam treściami mogła się zapoznać nieograniczona liczba osób, także niezalogowanych, a zatem dostęp był w zasadzie powszechny. W opinii sądu posty miały charakter zachęty zarówno do odwiedzenia sklepu internetowego, jak i do dokonania w nim zakupu, a ich celem było spopularyzowanie nowego na rynku znaku towarowego.

Czy takie same zastrzeżenia dotyczyły reklamy trunku na stronie internetowej sklepu?

Nie. Według sądu treści zamieszczone na stronie sklepu internetowego nie stanowiły reklamy, lecz graficzne zaprezentowanie produktu przeznaczonego do sprzedaży. Na stronie tej wyświetlana była plansza zawierająca wizerunek alkoholu i opis „najdelikatniejsza wódka w Polsce”. W ocenie sądu dostępna była ona jednak dla osób i tak zainteresowanych nabyciem alkoholu, a więc dla tych, którzy sami z siebie zdecydowali się wejść na stronę. W ocenie sądu odbiorcą tego komunikatu mogli być zatem jedynie potencjalni kupujący, którzy z własnej woli chcieli zapoznać się z produktem lub złożyć zamówienie. Celem nie była więc popularyzacja znaku towarowego i jego rozpowszechnianie (jak to miało miejsce na Twitterze). Inaczej znak ten umieszczono by na stronie internetowej niezwiązanej z samym produktem lub też na stronie oferującej do sprzedaży wiele innych produktów, a nie tylko ten jeden. Sąd podkreślił przy tym, że grono odbiorców treści zamieszczonych na stronie zostało ograniczone przez nałożenie obowiązku deklaracji wieku (przejście przez bramkę), co oznacza, że grafiki tam zamieszczone nie miały charakteru publicznego.

Czyli wracamy do punktu wyjścia. Argumentacja influencerów wygrywa?

W tym przypadku próbuje się wykazywać, że ich profile nie mają charakteru publicznego, gdyż ze swej natury wymagają założenia przez użytkownika indywidualnego spersonalizowanego konta, a więc, że dostęp do treści publikowanych w danym portalu społecznościowym ma ograniczone grono odbiorców. Influencerzy twierdzą też, że publikowane przez nich treści wyświetlane są tylko followersom danego profilu, a więc wyłącznie osobom, które obserwują lub polubiły dany funpage. ©℗

Rozmawiała Izabela Rakowska-Boroń

Zakazana nawet promocja

Przepisy ustawy z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (t.j. Dz. U. z 2023 r. poz. 165; ost. zm. Dz.U. z 2023 r. poz. 240) stanowią, że w Polsce generalnie jest zakazana zarówno reklama, jak i promocja napojów alkoholowych. Na zasadach określonych w ustawie można reklamować wyłącznie piwo. Przepisy nie wyłączają spod tych regulacji reklam publikowanych w social mediach.

Za reklamę napojów alkoholowych ustawa uznaje publiczne rozpowszechnianie znaków towarowych napojów alkoholowych lub symboli graficznych z nimi związanych, a także nazw i symboli graficznych przedsiębiorców produkujących napoje alkoholowe, nieróżniących się od nazw i symboli graficznych napojów alkoholowych, służące popularyzowaniu znaków towarowych napojów alkoholowych. Żebyśmy więc mieli do czynienia z niedozwoloną reklamą alkoholu, przekaz dotyczący tego napoju musi mieć charakter publiczny, a więc zasadniczo być skierowany do nieograniczonego, nieokreślonego kręgu adresatów. ©℗