Podwykonawca, który chce pójść na rękę generalnemu podwykonawcy i wbrew faktom potwierdza, że otrzymał zapłatę, nie może potem domagać się jej od inwestora.

Upadłości firm budowlanych tworzących infrastrukturę na Euro 2012 spowodowały kłopoty mniejszych przedsiębiorstw, którym przestali płacić generalni wykonawcy. To właśnie wtedy uchwalono przepisy mające chronić podwykonawców. Z jednej strony zwiększyły one zakres solidarnej odpowiedzialności zamawiających, z drugiej jednak obwarowano ją dodatkowymi zabezpieczeniami, które mają gwarantować, że generalny wykonawca będzie się z nimi rozliczał na bieżąco. Jedną z takich gwarancji jest obowiązek przedstawiania dowodów zapłaty wymagalnego wynagrodzenia podwykonawcom i dalszym podwykonawcom. Generalny wykonawca musi przekazać inwestorowi takie zaświadczenie, żeby otrzymać kolejną zaliczkę czy kolejną część zapłaty.
Prawo sobie, a praktyka sobie. Podwykonawcy, mimo że nie otrzymali całości należnego im wynagrodzenia, są nakłaniani przez generalnych wykonawców do wystawiania takich zaświadczeń. Często godzą się na to, chcąc otrzymywać kolejne zlecenia. Niestety wbrew deklaracjom nie zawsze dostają zaległe wynagrodzenia. Tymczasem droga dochodzenia solidarnej odpowiedzialności od inwestora może być zablokowana przez to, że poświadczyli nieprawdę.

Częsta praktyka

- Mechanizm „dasz papier, inwestor mi zapłaci i od razu przepchnę ci pieniądze” jest niestety mocno ugruntowany. Jeżeli jednak ktoś w takiej sytuacji powinien dostać finansowym rykoszetem, jest to właśnie podwykonawca, który złożył oświadczenie niezgodne z prawdą. Jeżeli nie otrzyma pieniędzy od wykonawcy, pozostaje mu liczyć, że sąd jakoś dobierze argumenty, żeby go chronić jako najsłabszego w procesie inwestycyjnym. Może go jednak spotkać zawód - zauważa Łukasz Mróz, partner zarządzający w kancelarii Mróz Radcy Prawni.
W jednej z takich spraw Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał wprost, że skoro podwykonawca złożył nieprawdziwe zaświadczenie potwierdzające brak zaległości ze strony generalnego wykonawcy, to nie może następnie dochodzić zapłaty od zamawiającego na podstawie przepisów o solidarnej odpowiedzialności. Gmina udzieliła zamówienia na przebudowę stadionu sportowego. Wykonawca zatrudnił do prac ziemnych mniejszą firmę. Najpierw regulował płatności po odbieraniu zrealizowanych robót, potem jednak przestał. Podwykonawcę zapewnił, że rozliczy się, gdy tylko dostanie kolejną część wynagrodzenia. Aby jednak ją mógł otrzymać, to zgodnie z umową powinien przedstawić zaświadczenie o tym, że nie zalega z płatnościami. Podwykonawca poszedł mu na rękę i wystawił stosowne dokumenty, w których potwierdził, że otrzymał wynagrodzenie za dotychczas zrealizowane prace i zrzeka się roszczeń z tego tytułu wobec gminy.
Choć zamawiający przekazał kolejną część to podwykonawca nie zobaczył swych pieniędzy. Co gorsza, inwestor odstąpił od umowy z generalnym wykonawcą. Podwykonawca wystąpił wówczas z roszczeniem wprost do niego, a w końcu skierował pozew do sądu. Ten w obydwu instancjach zasądził zapłatę od generalnego wykonawcy, ale oddalił pozew wobec gminy.
Oddalając apelację podwykonawcy, Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał przede wszystkim, że nie było podstawy do wypłaty wynagrodzenia generalnemu wykonawcy, gdyż nie spełniono jednego z obligatoryjnych warunków. Porównał to do sytuacji, w której okazałoby się, że np. nie dokonano formalnego odbioru robót, bo protokół został podpisany przez osobę nieupoważnioną.
„Taka sama sytuacja ma miejsce, gdy nieprawdą jest, że generalny wykonawca wypłacił wynagrodzenie podwykonawcy, gdyż dowody, które to potwierdzały (i to pochodzące od samego podwykonawcy) stwierdzają nieprawdziwy stan rzeczy. Nie powinno budzić wątpliwości, że gdyby inwestor wiedział o braku zapłaty na rzecz podwykonawcy, to nie dokonałby wypłaty generalnemu wykonawcy, lecz zachowałby środki finansowe, aby spełnić swój solidarny obowiązek wynikający z art. 6471 par. 1 kodeksu cywilnego i jego zachowanie byłoby usprawiedliwione brakiem wymagalności roszczenia” - uzasadniono wyrok z 28 stycznia 2022 r., sygn. akt I AGa 297/20.

Mała furtka

Sąd uznał, że gmina spełniła świadczenie, które nie było wymagalne wobec generalnego wykonawcy, bo ten wbrew wymogom umowy i przepisów o zamówieniach publicznych nie mógł przedstawić prawdziwego dowodu zapłaty podwykonawcy.
„Z istoty odpowiedzialności substytucyjnej wynika, że podwykonawca nie może domagać się od inwestora świadczenia, którego nie mógł się domagać się wykonawca. Warunki, w jakich ta ostatnia spółka mogła się domagać zapłaty, wynikają nie tylko z treści regulujących ten stosunek przepisów kodeksu cywilnego, Prawa zamówień publicznych, ale i postanowień umowy łączącej wykonawcę z inwestorem” - podkreślił sąd.
- Nie podpisałbym się pod argumentacją sądu, choć uważam, że sam kierunek rozstrzygnięcia jest prawidłowy. Wyrok, chociaż niezbyt odpowiadający interesom podwykonawców, zawiera pewną korzystną dla nich uwagę. Sąd przemycił w nim stwierdzenie, że ponieważ oświadczenie o zrzeczeniu się roszczeń wobec inwestora nie miało podstaw ekonomicznych (czytaj: podwykonawca nadal miał nieopłacone wynagrodzenie), nie powinno ono zostać uznane za skuteczne (czytaj: samo w sobie nie powinno zamknąć podwykonawcy drogi do portfela inwestora) - komentuje mec. Łukasz Mróz. ©℗
Mechanizm „dasz papier, inwestor mi zapłaci i od razu przepchnę ci pieniądze” jest niestety mocno ugruntowany
ikona lupy />
Co mówią przepisy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe