Zanim przejdę do pytań o podsumowanie roku obowiązywania nowych przepisów o zamówieniach publicznych, chciałbym spytać o konkurs na prezesa Krajowej Izby Odwoławczej. Od września izba go nie ma.
Konkurs trwa, właśnie rozpoczęły się prace komisji kwalifikacyjnej. W tej chwili mogę jedynie powiedzieć, że zgłosiły się do niego cztery osoby.
Czy może pan zdradzić, ile z nich, jeśli w ogóle, stanowią członkowie KIO?
Na tym etapie mogę tylko powiedzieć, że kandydaci są i z wewnątrz izby, i spoza niej.
Przejdźmy do podsumowania roku obowiązywania nowych przepisów o zamówieniach publicznych. Przed ich wejściem w życie pojawiały się głosy, że rynek nie jest na to gotowy, choćby z powodu pandemii. Jak dziś ocenia pan te obawy?
Na szczęście okazały się one nieuzasadnione. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie ma idealnego momentu na duże zmiany systemowe. Gdy w 2019 r. uchwalano nowe prawo zamówień publicznych, część komentatorów mówiła, że 15-miesięczny okres vacatio legis jest zbyt długi. Przed samym momentem wejścia w życie nowych regulacji pojawiły się zaś głosy, że jest zbyt krótki. Do obaw związanych z nowymi regulacjami dodałbym dwie kolejne. Przede wszystkim elektronizację zamówień poniżej progów. Już sama skala tego przedsięwzięcia była poważna, bo z dnia na dzień pięć szóstych wszystkich zamówień przechodziło do internetu. Ostatnia z obaw wiązała się zaś z pandemią.
Tym bardziej cieszy mnie, że uczestnikom rynku udało się stanąć na wysokości zadania i ominąć wszystkie te zagrożenia. Statystyki za pierwsze 11 miesięcy pokazują, że wszczęto podobną liczbę postępowań co w tym samym okresie 2020 r. Co równie ważne nie zmniejszyła się średnia liczba składanych ofert, a więc wykonawcy również przekonali się do elektronicznej formy składania ofert.
Z nowymi przepisami wiązano spore nadzieje, m.in. na poprawę sytuacji wykonawców czy też odformalizowanie procedur. Udało się je spełnić?
Jest jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić. Pamiętajmy, że na początku roku panował pewien zastój związany z ogłaszeniem dużej liczby postępowań pod koniec ubiegłego roku. Działo się tak zresztą także przy wcześniejszych zmianach prawa, co jest związane z naturalnym strachem przed nowymi przepisami. Sprawia to jednak, że tak naprawdę możemy analizować raptem dziewięć miesięcy, a uważam ten okres za zbyt krótki, by wyciągać systemowe wnioski.
Trochę jednak podrążę ten temat na konkretnym przykładzie. Sporo zamawiających oczekiwało wprowadzenia wariantu, który pozwala na negocjowanie już złożonych ofert w trybie podstawowym, poniżej progów unijnych. Tymczasem niezbyt wielu go stosuje. Nie ma tu pewnej niekonsekwencji?
Jest, ale znów wydaje mi się, że nieco za wcześnie na wyciąganie wniosków. Zresztą już widać pewne zmiany. Na początku wariant umożliwiający negocjacje, którego sam jestem orędownikiem, prawie nie był stosowany. Dziś to już ok. 13 proc. wszczynanych postępowań krajowych. Widać więc, że coś drgnęło. Pracownicy UZP przez ten mijający rok sporo jeździli po Polsce i, spotykając się z zamawiającymi, pytali również o tę kwestię. Okazuje się, że część bała się wybierać ten wariant, nie mając pewności, czy ostatecznie prowadzenie negocjacji będzie miało sens. Obawiali się, jak to zostanie przyjęte przez kontrolerów. Inni zaś nie byli pewni, czy ewentualne negocjacje nie będą traktowane jako próba manipulowania pierwotnymi wynikami postępowania. Mam nadzieję, że przynajmniej część tych obaw udało nam się rozwiązać, także tłumacząc sens negocjacji instytucjom kontrolnym.

Jaki poziom postępowań wszczynanych z możliwością negocjacji uznałby pan za satysfakcjonujący, biorąc pod uwagę, że przynajmniej w założeniu ma on pozwalać na uzyskiwanie korzystniejszych ofert?

Powiedziałbym, że między 30-40 proc. To wynika z rozkładu poszczególnych zamówień. Procedura z możliwością negocjacji jest na pewno wskazana przy większości usług serwisowych i sporej części robót budowlanych. Przy dostawach jest mniej miejsca na negocjacje, choć i przy nich bym ich nie wykluczał, np. poprzez skracanie terminów dostaw. Zakres zamówień, w których można wykorzystać negocjacje jest więc stosunkowo duży, ale 30-40 proc. uznam za wynik satysfakcjonujący. Przy czym znów powrócę do naszych rozmów z zamawiającymi, w których coraz częściej pojawia się sugestia, by organizować szkolenia, nie z samych przepisów, ale właśnie z tych miękkich kompetencji, jak choćby z technik negocjacyjnych. I je również będziemy starać się organizować.

Wspomniał pan na początku rozmowy, że jedna z obaw dotyczyła tego, czy mniejsi zamawiający są przygotowani na e-zamówienia. Byli?
Tak. Na pewno od strony prawnej. Jeśli już pojawiają się problemy, to bardziej techniczne. To tendencja, o której zresztą przed chwilą wspominałem - rynek zna przepisy, także te nowe, bardziej potrzeba mu praktycznych wskazówek, które też staramy się mu przekazywać. Wydaje mi się, że to będzie już stały trend, co też jest dla mnie sygnałem, jeśli chodzi o tematykę szkoleń czy przygotowywanych przez UZP dokumentów.
Przejdźmy do elektronizacji. Ilu zamawiających korzysta z darmowego narzędzia, jakim jest miniPortal Bis, a ilu z komercyjnych platform pozwalających na przeprowadzanie e-przetargów?
Spośród ok. 12-13 tys. aktywnych zamawiających 7 tys. korzysta z miniPortalu Bis, a więc większość. Najważniejsze, że choć jest to oczywiście rozwiązanie tymczasowe, to nie ma dzisiaj większych problemów z jego funkcjonowaniem. Zgłaszane są może dwa, trzy zagadnienia miesięcznie. Poprawki wgrane przed końcem 2020 r., uwzględniające sugestie użytkowników, pozwoliły na sprawne funkcjonowanie tego rozwiązania.
Wszyscy czekają jednak na docelową Platformę e-Zamówienia. Jak idzie pilotaż?
W tej chwili uczestniczy w nim 98 zamawiających, teraz kończymy nabór poszerzający tę grupę o kolejnych 91 zamawiających. Cyklicznie będziemy starać się włączać kolejne grupy chętnych. Na razie tylko chętnych, ale zależy nam na tym, żeby testować platformę pod coraz większym obciążeniem. Trzeba przy tym pamiętać, że są to normalne postępowania, których skutkiem jest zawarcie umowy o zamówienie publiczne. Więc choć jest to pilotaż, to nie można go traktować tylko jako testu. Do połowy grudnia na platformie przeprowadzono 113 otwarć ofert i nie zgłoszono nam żadnych poważnych problemów. Zależy nam na tym, żeby przetestować działanie platformy na większej liczbie użytkowników, ale dotychczasowe doświadczenia są budujące. W jednym z przetargów złożono nawet 13 ofert i, jak na razie, nie było problemów.
Kiedy wszyscy zamawiający będą mogli zacząć korzystać z docelowej Platformy e-Zamówienia?
Zakładamy, że w kwietniu 2022 r., jeśli nie pojawią się jakieś krytyczne problemy. Na razie ich nie ma, a poprawki, które są konieczne, jak przy każdym wdrożeniu, udaje się wprowadzać na bieżąco. Na pewno nie widzę zagrożenia co do ostatecznego terminu oddania całej platformy - czyli daty 15 lipca 2022 r. Wcześniej, na 10 stycznia 2022 r., zaplanowane jest udostępnienie modułu sprawozdań, w późniejszych terminach - API oraz komponentu ogłoszeń zamówień powyżej progów unijnych. Później, w II kw. 2022 r., ruszy moduł, dla mnie osobiście najistotniejszy, czyli moduł monitorowania i analiz. Dzięki niemu będziemy mieli dane w czasie rzeczywistym i m.in. UZP będzie mogło na bieżąco monitorować sytuację na rynku.
Przez jaki czas zamawiający będą mogli prowadzić przetargi na obydwu platformach: e-Zamówień i na miniPortalu Bis?
Planujemy, że przez miesiąc. Jeśli więc z początkiem kwietnia ruszy dostępna dla wszystkich Platforma e-Zamówienia, to przez miesiąc nadal będzie można ogłaszać nowe postępowania na miniPortalu Bis. Później będzie on już wygaszany, co oznacza, że wszystkie trwające na nim postępowania będą oczywiście mogły być kontynuowane, ale nowych nie będzie już można ogłaszać.
Na tym zakończy się elektronizacja zamówień publicznych?
Mam nadzieję, że nie. Kolejny krok, który planuję, to w pełni elektroniczne postępowania przed KIO - czyli zdalne rozprawy, ale to na razie plany. Chciałbym tu wykorzystać potencjał zespołu UZP, który pracuje nad elektronizacją zamówień. Elektronizacją, która - i to chciałbym podkreślić - przebiegała równolegle do zmian w prawie. A mimo tych zmian została tak przygotowana, że Platforma e-Zamówienia nie wymagała jakichś specjalnych modyfikacji. Chciałbym w tym momencie bardzo podziękować pracownikom UZP, którzy sprostali temu zadaniu.