Zastanawiamy się, czy w ogóle jest sens zgłaszać uwagi do projektu o ROP, czy może po prostu zaapelować o napisanie wszystkiego od nowa - mówi Robert Szyman, dyrektor Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych

Dwa tygodnie temu Ministerstwo Klimatu i Środowiska skierowało do konsultacji projekt ustawy o rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP). Jakie są państwa pierwsze opinie na temat tych propozycji?
Nasze zdanie na temat tego projektu jest dość krytyczne. Mamy wrażenie, że ministerstwo w ogóle nie uwzględniło uwag przedsiębiorców i zaprezentowało propozycję, która w kluczowych kwestiach powiela to, co przedstawiło 1,5 roku temu. Stąd zastanawiamy się, czy w ogóle jest sens zgłaszać uwagi do tego projektu, czy może po prostu zaapelować o napisanie wszystkiego od nowa.
To surowa ocena, jakie argumenty za nią stoją?
Przypomnijmy, że zgodnie z dyrektywą producenci, którzy produkują produkty w opakowaniach i wprowadzają je na rynek, mają ponosić koszty zarządzania odpadami, czyli zbiórki, selekcji i przekazywania do recyklingu. Dyrektywa zakłada, że może być to odpowiedzialność finansowa lub organizacyjna i finansowa. Polscy przedsiębiorcy chcieliby mieć i odpowiedzialność organizacyjną, i finansową, jednak ustawodawca optuje za modelem, w którym mają tylko płacić, bez możliwości wpływania na system.
Jak jednak można by zwiększyć wpływ biznesu, przy założeniu, że organizatorem systemu jest regulator?
Ponad połowę składu rady doradczej przy ministrze stanowić mają przedstawiciele administracji. To raczej nie wskazuje na chęć dialogu z przedsiębiorcami. Przedsiębiorcy też powinni mieć swoją istotną reprezentację w tym gremium.
Kolejna sprawa powiązana jest z tym, że w polskim prawie władztwo nad odpadami mają gminy. Nasz główny postulat w tej sprawie jest taki, by pieniądze z ROP trafiały na poprawę gospodarki odpadami opakowaniowymi, a nie wszystkimi odpadami. Tak wskazują zapisy dyrektywy UE. Niestety projekt nie jest precyzyjny w tej sprawie, więc nie mamy pewności, że z pieniędzy przedsiębiorców gminy nie będą finansować poprawy gospodarki odpadami w ogóle, np. odpadami bio.
Generalnie ministerstwo proponuje system typowo fiskalny, który skazuje przedsiębiorców na opłaty, bez względu na efektywność systemu. W wyniku tego, jak wskazują doświadczenia węgierskie, nie wzrośnie jednak poziom odzysku i recyklingu opakowań. Nie zwiększy się też poziom selektywnej zbiórki. Tymczasem to przedsiębiorcy – którzy nie będą mieli żadnego wpływu na system – mają odpowiadać za osiąganie wymaganych poziomów odzysku i recyklingu. W przypadku nieosiągnięcia wyznaczonych poziomów będą zmuszeni płacić opłatę produktową ponad dwukrotnie wyższą.
Co należy zatem zrobić, by Polacy lepiej segregowali śmieci, dzięki czemu więcej odpadów opakowaniowych trafiałoby do recyklingu?
To oczywiście niejedyne ważne ogniwo sukcesu, ale bardzo istotne. Determinuje ostateczny efekt, ponieważ z odpadów zmieszanych niewiele można uzyskać. Należy przekonać mieszkańców do segregowania. W tej chwili ani nie ma obowiązku, ani kontroli w tej sprawie. System powinien premiować tych, którzy właściwie segregują – zachęty finansowe są najbardziej skuteczne. Klucz w tej sprawie jest w rękach samorządów – powinny przeznaczać uzyskane środki, między innymi, na poprawę selektywnej zbiórki odpadów opakowaniowych. Niewątpliwie edukacja tutaj też odgrywa bardzo ważną rolę.
Czy to realne, czy raczej – pana zadaniem – import odpadów do recyklingu lub recyklatu to nieunikniony scenariusz?
W mojej ocenie konstrukcja systemu opartego na operatorze państwowym spowoduje zbyt niski poziom dostępności dobrej jakości surowca do recyklingu. Ale przecież nie chodzi o wykorzystanie importowanych surowców z recyklingu. Aby spełnić wymagania dyrektywy i poprawić wykorzystanie własnych odpadów komunalnych do produkcji nowych wyrobów, powinniśmy zwiększać strumienie wysortowanych odpadów krajowych. Przecież dla dobra środowiska i nas samych powinniśmy ograniczać poziom odpadów trafiających na składowiska, a poddawać termicznemu przetworzeniu tylko te, których nie jesteśmy w stanie obecnie przetworzyć.
Z drugiej strony słychać obawy, że np. zagraniczne sieci sklepów będą eksportowały – pozyskane dzięki systemowi kaucyjnemu – wysokiej jakości odpady np. PET. Zgadza się pan z tym?
Nie podzielam tych obaw, które są nawiązaniem do systemu kaucyjnego w Niemczech, gdzie handel jest właścicielem zebranych odpadów opakowań. Natomiast w pozostałych ośmiu krajach właścicielem są producenci i mają dostęp do surowca. Poza tym system kaucyjny jest nieunikniony, aby osiągnąć wysokie poziomy selektywnej zbiórki i recyklingu odpadów butelek i puszek. Zwłaszcza w przypadku jednorazowych butelek szklanych i butelek PET poziomy zbiórki osiągają zaledwie połowę ilości wprowadzonych opakowań. Wszystkie te opakowania doskonale nadają się do recyklingu. Jeżeli chodzi o butelki PET problemem jest także spalanie ich w przydomowych piecach. Wobec tego kaucja z pewnością ten proces odwróci i odpady butelek znikną z przestrzeni publicznej i lasów.
Na koniec zapytam o stawki opłaty opakowaniowej, które wskazać ma rozporządzenie MKiŚ do ustawy, a których górny pułap określono na 2 zł za kg. Ze strony samorządów, NGO-sów i recyklerów słychać, że kwoty powinny być wyższe. Zgadza się pan z tym?
Stawki opłaty powinny być ustalane według ściśle określonych kosztów zarządzania odpadami poszczególnych rodzajów opakowań zgodnie z zapisami Ramowej Dyrektywy Odpadowej UE. Z pewnością będą wielokrotnie wyższe niż te, które obecnie płacą producenci. W mojej ocenie najważniejsze jest to, czy dodatkowy duży strumień finansowy spowoduje istotny wzrost selektywnej zbiórki i recyklingu krajowych odpadów opakowań. A właśnie co do tego mam poważne wątpliwości.
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel