W Niemczech za przekazanie policji po stłuczce nagrania z kamerki samochodowej można dostać grzywnę. W Polsce kamer nikt nie kontroluje - mówi Tomasz Borys, ekspert zajmujący się ochroną danych osobowych
Zgodnie z orzecznictwem, przynajmniej niektórych polskich sądów, same numery rejestracyjne aut czy telefonów nie są danymi osobowymi. Wynika z tego, że można je w zasadzie dowolnie wykorzystywać, choćby publikować w internecie. Zgadza się pan z tym podejściem?
Zdecydowanie nie. O wiele bliższe jest mi tu przeciwne do stanowiska sądów podejście UODO, które jest zbieżne z tym, co widzę w innych państwach europejskich. Wspomniane wyroki przenoszą nas w podejściu do ochrony danych czy wręcz ochrony prywatności o 10 lat wstecz. Sądy w Niemczech jeszcze przed wejściem w życie RODO zwracały uwagę na łatwość powiązania numeru rejestracyjnego z właścicielem auta, choćby przez najbliższe otoczenie, krewnych, pracodawcę, znajomych czy ubezpieczyciela. We wszystkich krajach, których orzecznictwo śledzę, numery rejestracyjne traktowane są jako dane osobowe, co znajduje odzwierciedlenie w podejściu do kamer samochodowych. Tak popularne u nas, w części państw nawet jeśli nie są wprost zakazane, to możliwość ich używania jest ograniczona.
Pozostało
95%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama