To nie jest niezależna komisja; o tym, co zostanie zaprezentowane, decyduje minister obrony - przekonywał poseł PO Marcin Kierwiński, odnosząc się do przedstawionych w piątek ustaleń podkomisji smoleńskiej. Wskazywał, że część informacji nie ma potwierdzenia w raporcie komisji Millera.

Kierwiński mówił w bloku pytań podczas posiedzenia komisji obrony, że to, jak podkomisja jest niezależna, pokazuje piątkowe posiedzenie. "Przychodzi minister obrony narodowej i dysponuje - to komisja pokaże, tego nie pokaże, taki film puści, takiego nie puści, informuje tak naprawdę o tym, nad czym państwo pracujecie" - mówił.

"Jeśli uważacie, że to jest niezależność pracy, to panie doktorze Berczyński (Wacław, szef podkomisji smoleńskiej - PAP), nazwał się pan naukowcem, ale to jest śmieszne" - dodał. "Udowadnia pan tezy, które stawia jeden człowiek - minister obrony narodowej, nie ma to nic wspólnego z niezależnością" - mówił poseł PO.

Wśród sprzeczności, które zostały zaprezentowane w piątek przez podkomisję, w porównaniu z ustaleniami komisji Millera, Kierwiński wskazał kwestię momentu odsłuchania voice recordera Tu-154M. "Mówił pan, że odsłuchano go o 18 w dniu katastrofy, tymczasem są dokumenty, że rejestrator głosów otwarto 11 kwietnia przy udziale polskich specjalistów, ze złamaniem plomb fabrycznych" - mówił Kierwiński. "Dziwię się naprawdę, by tak oczywiste kłamstwa po prostu sprawdzić, ma pan swoich ekspertów, może pan po prostu zapytać" - dodał, zwracając się do szefa MON Antoniego Macierewicza.

Nawiązując do informacji przekazanych jako nowe - że elementy samolotu znaleziono 60 metrów przed brzozą - Kierwiński przypomniał, że jest to opisane w raporcie komisji Millera. "I nie było to 60 metrów, tylko 40" - mówił.

Powiedział, że minister Macierewicz nie powinien już mówić o "przepisaniu" rosyjskiego raportu MAK przez komisję Millera. "Jeżeli strona polska zgłasza ponad 150 stron uwag, to jakie to jest przepisanie raportu" - argumentował.