Pierwsza powyborcza wiadomość, która nadeszła z Moskwy, dotyczyła planów utworzenia superresortu bezpieki. Niedzielne wybory parlamentarne były tylko operacją polityczną Kremla, która ma się zakończyć reelekcją Władimira Putina. Głosowanie na prezydenta jest planowane na 2018 r., ale w Moskwie pojawiają się głosy, że władze przesuną je na jesień 2017 r., by odbyło się ono jednocześnie z tzw. jedynym dniem wyborczym, podczas którego corocznie przeprowadzane są wybory lokalne w poszczególnych regionach kraju.
W poniedziałek „Kommiersant” ujawnił pomysł konsolidacji służb specjalnych w ramach ministerstwa bezpieczeństwa publicznego (MGB). W gruncie rzeczy chodziłoby o przywrócenie struktury służb znanej z czasów sowieckich. Do minionej epoki odwołuje się sama nazwa planowanego resortu. W ten sposób nazywała się bezpieka w latach stalinowskich, a konkretnie między lutym a lipcem 1941 r. oraz w latach 1943–1953. MGB miałoby skupić dotychczasowe kompetencje Federalnej Służby Bezpieczeństwa i Służby Wywiadu Zewnętrznego. Władze nie potwierdziły informacji dziennika.
Jeśli reforma zostanie przeprowadzona, będzie kolejnym krokiem na drodze do całkowitej przebudowy służb specjalnych. W kwietniu zlikwidowano Federalną Służbę Migracyjną, w czerwcu – Federalną Służbę Kontroli nad Obrotem Narkotykami. Ich kompetencje przekazano MSW. Także w kwietniu przestały istnieć wojska wewnętrzne MSW, z których utworzono Federalną Służbę Wojsk Gwardii Narodowej (Rosgwardija), którą podporządkowano bezpośrednio prezydentowi Putinowi. Ta ostatnia decyzja została zinterpretowana jako dowód rosnącej nieufności Putina wobec własnego otoczenia. Na czele 400-tysięcznej Rosgwardii stanął gen. Wiktor Zołotow, szef ochrony Putina w latach 2000–2013 i jego były sparingpartner w boksie i judo jeszcze z czasów petersburskich.
Na rosnące wpływy przedstawicieli struktur siłowych wskazują decyzje w sprawie cięć budżetowych podejmowane po 2014 r. Wydatki na obronę rosły nawet podczas recesji, podczas gdy rząd przy wysokiej inflacji zamrażał emerytury i renty, obcinał fundusze przeznaczone na edukację i inwestycje. Poza wzrostem gotowości bojowej sił zbrojnych wskazuje to na rosnącą popularność formuły modernizacji państwa poprzez inwestycje w zbrojeniówkę, co ma za sobą pociągnąć wzrost zaawansowania technologicznego i efektywności w całej gospodarce. A zarazem idzie wbrew poglądom ludzi uznawanych za prokremlowskich liberałów.
Za jednego z nich tradycyjnie uchodzi premier Dmitrij Miedwiediew, który nie cieszy się ostatnio dobrą passą. W przeddzień wyborów opozycjonista Aleksiej Nawalny ujawnił film nakręcony przy użyciu dronu, pokazujący luksusowy majątek eksprezydenta w nadwołżańskim miasteczku Plos. Jego wartość oceniono na co najmniej 25 mld rubli (1,5 mld zł), co wzbudziło skojarzenia z Meżyhirją, należącą dawniej do eksprezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Miedwiediew jest też coraz częściej wyśmiewany za kolejne gafy, z których najsłynniejszą była jego odpowiedź na pytanie krymskiego emeryta o termin odwołanej rewaloryzacji emerytur. – Nie ma pieniędzy. Znajdziemy pieniądze, zrobimy rewaloryzację. Trzymajcie się, wszystkiego dobrego, dobrego nastroju i zdrowia – odpowiedział premier.
„Gra przeciwko Miedwiediewowi po wyborach stanie się bardziej intensywna” – przewidywała w niedawnej analizie politolog Centrum Carnegie Tatjana Stanowa. Na korzyść premiera, który jest zarazem szefem prokremlowskiej Jednej Rosji, gra natomiast świetny wynik wyborczy, który dał rządzącemu ugrupowaniu większość konstytucyjną w nowej Dumie. Rozgrywki kremlowskich frakcji nie pozostają bez wpływu także na politykę zagraniczną. Im silniejsi jastrzębie, tym większe ryzyko zaostrzenia kryzysu w relacjach z Ukrainą i Zachodem.