Polacy, z którymi rozmawiała PAP w Londynie mówią, że po atakach na rodaków w miejscowości Harlow nie czują się zagrożeni. "To jest za bardzo rozdmuchane przez media" - powiedział młody mężczyzna.

"Nie czuję się zagrożony, myślę, że to jest za bardzo rozdmuchane przez media" - mówi młody mężczyzna. Jego zdaniem rodacy powinni łączyć się w obliczu tragedii, która wydarzyła się w Harlow. Dlatego - jak dodał - wziął udział w marszu milczenia po zamordowaniu Polaka.

Kobieta pytana przez PAP również podkreśla, że nie czuje złego nastawienia do Polaków. "W pracy też nie muszę się niczego obawiać, w ogóle temat Brexitu zanikł kompletnie" - mówi Polka mieszkająca w Londynie. Przyznaje, że o atakach w Harlow rozmawiają we własnym gronie. "Każdy zadaje sobie pytanie, dlaczego akurat Polacy" - dodaje.

"Jeżeli zaczniemy bać się ludzi, to sami zaczniemy się alienować" - stwierdza kolejna rozmówczyni. Inna mówi tymczasem, że po atakach bardziej się boi, bo na ulicach dostrzega czasem młodych, agresywnych ludzi.

Pod koniec sierpnia mężczyzna polskiego pochodzenia Arkadiusz J. został pobity na placu The Stow w miejscowości Harlow, w południowo-wschodniej Anglii. 40-latek zmarł w szpitalu, w wyniku odniesionych obrażeń głowy.

Do drugiego ataku na Polaków w ciągu tygodnia doszło zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak ulicami Harlow przeszedł liczący ponad 700 uczestników marsz milczenia, upamiętniający śmierć Polaka. Śledczy prowadzący obie sprawy biorą pod uwagę, że sprawcy mogli być motywowani nienawiścią na tle narodowościowym.