Parlament spróbuje dziś wybrać głowę państwa. Jeśli jednak żaden z kandydatów nie uzyska wymaganej większości, nominacja przesunie się o miesiąc.
ikona lupy />
Estoński dług w zasadzie nie istnieje / Dziennik Gazeta Prawna
Prezydenta w Estonii wybiera Riigikogu, czyli tamtejszy parlament. Musi to zrobić w trzech rundach głosowania. Podczas pierwszej, która odbyła się wczoraj, żadnemu z kandydatów nie udało się zdobyć wymaganych do zwycięstwa 2/3, czyli 68 głosów. W związku z tym deputowani zagłosują dzisiaj jeszcze raz. Jeśli impas będzie trwał, bliżej wieczora dojdzie do ostatniej, trzeciej rundy. Ma ona postać dogrywki między dwójką kandydatów, którzy w poprzedniej turze zdobyli najwięcej głosów.
Wybór prezydenta utrudnia rozkład mandatów w Riigikogu. Do 101-miejscowej izby po ubiegłorocznych wyborach trafili przedstawiciele sześciu ugrupowań. Najliczniejszą, 30-mandatową reprezentacją dysponuje Estońska Partia Reform (ERK), z której wywodzi się obecny premier Taavi Roivas. Rządząca koalicja, składająca się z trzech ugrupowań, nie dysponuje jednak wystarczającą liczbą głosów, aby przeforsować własnego kandydata. Stąd wyborczy pat, który od dawna przewidywały estońskie media.
We wczorajszych wyborach zmierzyło się ze sobą trzech polityków. Eiki Nestor wywodzi się z koalicyjnej Partii Socjaldemokratycznej i jest przewodniczącym parlamentu. Mailis Reps to była minister edukacji, którą do wyścigu zgłosiła opozycyjna Estońska Partia Centrum. Opozycyjnym kandydatem jest także Allar Joks, były kanclerz sprawiedliwości (odpowiednik rzecznika praw obywatelskich, tyle że ze zwiększonymi uprawnieniami). Sytuacja może ulec zmianie, jeśli swoich kandydatów do wyścigu wystawi ERK. Sondaże pokazują bowiem, że zarówno ekspremier Siim Kallas, jak i obecna minister dyplomacji Marina Kaljurand cieszą się dużą popularnością. Riigikogu nie musi się tym sugerować, ale jak przypomina dziennik „Postimees”, dotychczas prezydentami zostawali politycy o dużym poparciu.
Estonia z 1,3 mln mieszkańców nie wydaje się unijnym graczem wagi ciężkiej. Pozory jednak mylą, bo Estończycy mają wiele do powiedzenia w Brukseli. Politycy z Tallinna byli wiceszefami komisji José Manuela Barroso i Jeana-Claude’a Junckera. Kallas w latach 2010–2014 odpowiadał za transport, a obecny komisarz z Tallinna, były premier Andrus Ansip, zajmuje się jednolitym rynkiem cyfrowym.
Nadbałtycki kraj należy do gorących orędowników oszczędnej polityki (dług publiczny wynosi 9,8 proc. PKB), co zapewnia Tallinnowi przychylność Berlina. Warto pamiętać, że obecne tournée po Europie kanclerz Angela Merkel zaczęła właśnie od wizyty w Estonii.
Z polskiego punktu widzenia najistotniejsza jest wizja polityki wschodniej i bezpieczeństwa. Estonia jako jedna z pierwszych wzywała po aneksji Krymu do zdecydowanej odpowiedzi NATO. Także dlatego była pierwszym państwem odwiedzonym przez prezydenta Andrzeja Dudę. Korzystna dla Polski jest też wymiana handlowa – utrzymujemy znaczną nadwyżkę.
Jeśli parlament nie wybierze dzisiaj prezydenta, głosowanie zostanie przełożone na drugą połowę września, a wyboru dokona już Kolegium Elektorów, 335-osobowe grono deputowanych i przedstawicieli samorządów.