Rosjanie przygotowują kompleksowy pakiet środków wymierzonych w Ukrainę w odwecie za przygotowywane rzekomo przez Kijów akcje dywersyjne.
Jewhen Panow / Dziennik Gazeta Prawna
Podczas ostatniego weekendu sytuacja wokół Krymu, związana z rosyjskimi oskarżeniami o szykowanie przez Kijów zamachów terrorystycznych na półwyspie, pozostawała napięta. Ukraińskie siły zbrojne są w stanie podwyższonej gotowości bojowej. Do Rosji pojechał szef niemieckiej dyplomacji.
W niedzielę dziennik „Wiedomosti” podał, powołując się na źródła w rosyjskim ministerstwie obrony, że „wariant z wyprowadzeniem silnego uderzenia zbrojnego wobec Ukrainy nie jest rozważany”. Z drugiej strony przedstawiciel samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej zasugerował, że „Moskwa może przestać powstrzymywać armię DRL od reakcji na nieprzerwane ostrzały artyleryjskie ze strony ukraińskich struktur siłowych”. A jako że siły zbrojne DRL znajdują się pod pełną kontrolą rosyjskich kuratorów, w Kijowie odczytano to jako zapowiedź eskalacji konfliktu. Ukraiński kontrwywiad ogłosił wczoraj, że DRL rozpoczęła mobilizację.
W piątek rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew nie wykluczył zerwania stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. – Nie chciałbym raczej, żeby tak to się skończyło, ale jeśli nie będzie innego wariantu wpływu na sytuację, prezydent może chyba taką decyzję podjąć – powiedział szef rządu. Zerwanie relacji dyplomatycznych z Rosją postulują także niektórzy ukraińscy politycy i eksperci. Mimo trwającego od dwóch lat konfliktu, między oboma krajami formalnie nie ma stanu wojny, nie wprowadzono obowiązku wizowego ani nie odwołano ambasadorów.
Według „Wiedomosti” na czwartkowym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Rosji poszczególnym urzędom polecono wypracowanie planu odwetu na Ukrainie. Na razie nie wiadomo, jakie konkretnie kroki zostaną podjęte. Moskwa od ubiegłej środy zapowiada jednak, że śmierć żołnierza i funkcjonariusza Federalnej Służby Bezpieczeństwa, którzy mieli zginąć podczas kilku starć z ukraińskimi dywersantami na linii oddzielającej anektowany Krym od pozostającego pod ukraińską kontrolą obwodu chersońskiego, nie pozostanie bez odpowiedzi. Wczoraj Rosjanie poinformowali o zatrzymaniu kolejnych dwóch osób z ukraińskiej siatki na Krymie.
Od początku sierpnia Ukraińcy informowali o wzmożonych ruchach rosyjskich wojsk na Krymie. W środę FSB oskarżyła ukraiński wywiad wojskowy HUR o przygotowywanie aktów dywersji. „Ich celem miała być destabilizacja sytuacji społeczno-politycznej w regionie podczas przygotowań do wyborów federalnych i regionalnych organów władzy” – czytamy w komunikacie służby. Wybory parlamentarne w Rosji są planowane na wrzesień. Koordynatorem siatki dywersantów nazwano Jewhena Panowa. Rosjanie twierdzą, że Panow jest funkcjonariuszem HUR. Ukraińcy – że co prawda w 2014 r. zaciągnął się do wojska w charakterze ochotnika, ale odkąd w 2015 r. przeniósł się do rezerwy, nie miał nic wspólnego z siłami zbrojnymi.
Rosjanie pokazali pięciominutowy skrót przesłuchania Panowa, na którym ten wymienia nazwiska kilku osób, które miały wchodzić w skład grupy dywersyjnej. Kijów zaprzeczył tym twierdzeniom, argumentując, że Panow został zmuszony do podania fałszywych informacji. Zatrzymany ma na twarzy ślady pobicia, a wiele wygłoszonych przez niego zdań przypomina recytację wyuczonego tekstu. Co więcej, wersja przedstawiona przez Rosjan – dowodzą Ukraińcy – jest niespójna.
Według niej w nocy z 6 na 7 sierpnia grupa dywersantów, z których część była mieszkańcami Krymu, ubrana w mundury maskujące, uzbrojona i wyposażona w trotyl, przedostała się na nadmuchiwanych łodziach z terenu Ukrainy właściwej na półwysep, zaminowała rosyjskie posterunki graniczne, po czym została wykryta i unieszkodliwiona przez żołnierzy Wympiełu, specjalnego oddziału FSB. Zdaniem Kijowa wersja ta nie tłumaczy, dlaczego współpracownicy HUR (mieszkańcy Krymu!) mieliby się przebierać w mundury i przedzierać z Ukrainy właściwej, skoro z misją dywersyjną dużo łatwiej dostać się na Krym w cywilnych ubraniach przez Rosję. Nie mówiąc o tym, że ładunki wybuchowe można skonstruować na miejscu, bez konieczności przekraczania linii demarkacyjnej oddzielającej Krym od Ukrainy.
O sytuacji wokół Krymu podczas wczorajszej wizyty w rosyjskim Jekaterynburgu miał rozmawiać z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem jego niemiecki odpowiednik Frank-Walter Steinmeier, uznawany za zwolennika łagodzenia relacji z Kremlem. – Nie bacząc na intensywne wysiłki, wciąż nie rozwiązano kwestii poprawy sytuacji w dziedzinie bezpieczeństwa na wschodniej Ukrainie ani porozumienia w sprawie miejscowych wyborów (na niekontrolowanej przez Ukrainę części Zagłębia Donieckiego – red.) – przypominał Steinmeier w rozmowie z wczorajszym „Welt am Sonntag”.
Rosyjskie media spekulowały, że zaostrzenie sytuacji wokół Krymu może być elementem presji na Zachód, by ten bardziej zdecydowanie domagał się od Ukrainy spełnienia pewnych punktów porozumień rozejmowych z Mińska, zwłaszcza dotyczących faktycznej legalizacji separatystycznych władz z Doniecka i Ługańska. Temu miałyby służyć słowa Putina, że w obecnej sytuacji (gdy – jak to określił prezydent – „Ukraina sięga po terror”) dalsze spotkania w formacie normandzkim (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina) nie mają sensu.
Wydaje się jednak, że przynajmniej w Niemczech efekt był odwrotny do zamierzonego. Jak pisze „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”, wielu polityków współrządzącej chadecji, w tym wpływowy europoseł Elmar Brok, wezwało do poszerzenia wsparcia ukraińskiej armii o dostawy śmiercionośnej broni. Z kolei socjaldemokraci, odrzucający ten postulat, są zdecydowani wesprzeć przedłużenie sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu wiosną 2014 r.

Człowiek numer dwa w Rosji stracił stanowisko

Na marginesie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego doszło do zmiany na rosyjskich szczytach władzy. Prezydent Władimir Putin ogłosił w piątek dymisję faktycznego człowieka numer dwa w kraju, szefa swojej administracji Siergieja Iwanowa. Dymisja – według oficjalnego komunikatu – była dobrowolna, co potwierdza także część niezależnych źródeł. Iwanowa zastąpił jego dotychczasowy zastępca Anton Wajno, wnuk Karla Vainy, przywódcy sowieckiej Estonii w latach 1978–1988. Dotychczasowy szef administracji Putina obejmie znacząco mniej wpływowe stanowisko specjalnego przedstawiciela prezydenta do spraw ochrony przyrody, ekologii i transportu.

Iwanow był uważany za jednego z liderów siłowików, grupy jastrzębi kontrolujących struktury siłowe. Były minister obrony, przed 2008 r. uważany za jednego z kandydatów na następcę Putina na urzędzie prezydenta. Dość niespodziewanie pokonał go wówczas Dmitrij Miedwiediew. Część komentatorów uważa, że z biegiem lat Iwanow zaczął traktować Putina jak równego sobie, czego prezydent się obawiał. Inni sądzą, że jego dymisja jest sygnałem ostrzegawczym pod adresem bliskiego mu szefa Rosnieftu Igora Sieczina, który ostatnio przejawiał zbytnią pewność siebie.

Tym bardziej że następcą Iwanowa został człowiek bez związków z Sieczinem, szerzej nieznany technokrata, przez lata odpowiadający za kwestie protokolarne w różnych urzędach w Moskwie. Według RBK Wajno jest kojarzony z Siergiejem Czemiezowem, przyjacielem Putina jeszcze z czasów wspólnej służby w NRD. – Iwanow to człowiek pokolenia Putina. A dla takich jak Wajno Putin jest od zawsze. To za jego rządów zrobili kariery. Ta generacja nie wyobraża sobie Rosji bez Putina. Jest dla niej figurą sakralną – mówił RBK politolog Aleksiej Makarkin.