W trakcie rozpoczynającej się dzisiaj wizyty prezydent Andrzej Duda zaoferuje Ukrainie pomoc w reformach państwa. Nie wyklucza się wprowadzenia do rządu tego kraju Polaka, który miałby wpływ na sprawy wewnętrzne lub na politykę rozwojową
Polska – Ukraina. / Dziennik Gazeta Prawna
Nasi rozmówcy z otoczenia prezydenta przekonują, że głównym celem rozpoczętej wczoraj wizyty jest odejście od polityki celebrowania rocznic, z których niewiele wynika, i rozpoczęcie konkretnych rozmów o współpracy, z której oba państwa wyciągną konkretne korzyści. Mimo że Petro Poroszenko jest jednym z najbardziej propolskich prezydentów, na linii Kijów – Warszawa od objęcia przez niego władzy w 2014 r. nie dzieje się prawie nic. W styczniu 2015 r. wizytę złożyła premier Ewa Kopacz, która przywiozła nad Dniepr niemal cały gabinet. W kwietniu na Ukrainie był Bronisław Komorowski.
Z obu wizyt niewiele jednak wynikło. Nadal nie ma dopiętego obiecanego wówczas kredytu na 100 mln euro, plan interkonektora gazowego między rurociągami polskimi i ukraińskimi nie może wyjść z fazy koncepcji, a po wyborach parlamentarnych PiS zlikwidował urząd pełnomocnika rządu ds. współpracy z Ukrainą. Z kolei Komorowski został upokorzony (najprawdopodobniej przypadkowo), bo tuż po jego wystąpieniu w ukraińskim parlamencie przemawiał syn odpowiedzialnego za zbrodnie na Wołyniu Romana Szuchewycza, Jurij, namawiając do głosowania nad ustawami, w których za bohaterów Ukrainy uznano m.in. bojowników UPA.
Andrzej Duda proponuje nowe otwarcie w relacjach z Kijowem. Dokończenie kwestii kredytu Kopacz i konkretną pomoc w reformach w zamian za realny wpływ na te reformy. Pałac Prezydencki jest najbardziej zainteresowany współpracą na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa wewnętrznego na Ukrainie, co bezpośrednio przekłada się na bezpieczeństwo Polski. Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie granicy i zabezpieczenie jej na wypadek zmiany kierunku fali migracyjnej z Bliskiego Wschodu. W zamian oferujemy kontynuowanie wsparcia dla zniesienia wiz dla Ukraińców według zasady „bezpieczna granica – otwarta granica”. Jak ustalił DGP, Warszawa zasugeruje wprowadzenie do ukraińskiego rządu osoby, która mogłaby się tym tematem zajmować.
Dla Polski bezpieczeństwo ma znaczenie priorytetowe. W lipcu tego roku na Zakarpaciu doszło do porachunków między lokalnymi oligarchami. Rywalizujące ze sobą grupy przemytnicze, wyposażone w granatniki RPG i karabiny AK-47, starły się pod mukaczewskim klubem Antares. Incydent mukaczewski w państwach UE sąsiadujących z Ukrainą odebrano jako sygnał, że rząd w Kijowie nie w pełni kontroluje Zakarpacie, co zresztą w dużej mierze było prawdą. Stąd tak duży nacisk na konkretny udział Polski w reformach sektora bezpieczeństwa wewnętrznego.
Ukraińcy są zaś zainteresowani przede wszystkim pomocą w przeprowadzanej decentralizacji kraju oraz walce z korupcją. W czasie powoływania ukraińskiej wersji CBA ówczesny doradca premiera ds. walki z łapownictwem Jehor Sobolew konsultował się z obecnym ministrem koordynatorem ds. służb specjalnych Mariuszem Kamińskim, gdy ten był jeszcze zwykłym posłem opozycji. – Kluczowe było dla nas pytanie o dobór kadr. Pytaliśmy, czy powinni to być prokuratorzy i funkcjonariusze z doświadczeniem w pracy dla poprzednich prezydentów. Zastanawialiśmy się, na ile wartościowe jest ich doświadczenie – mówił nam wówczas Sobolew.
– Kamiński poradził nam, byśmy szukali ludzi z zewnątrz. Przekonywał, byśmy nie dali się skusić zapewnieniom, że bez tych osób biuro jest skazane na niepowodzenie. Rekomendował, abyśmy nie brali ludzi z układu, bo nawet niedoświadczony dziennikarz czy historyk może skuteczniej walczyć z korupcją niż skorumpowany prokurator – dodawał. W styczniu 2015 r. Ewie Kopacz w Kijowie towarzyszył ówczesny szef CBA Paweł Wojtunik. Ukraińskie biuro nie miało jednak wówczas szefa i nie mogło formułować konkretnych próśb o pomoc pod adresem CBA. Z naszych informacji wynika, że już wówczas Biuro było skłonne szkolić funkcjonariuszy ukraińskich lub oddelegować do Kijowa swoich specjalistów.
Oprócz kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego Polska – ze względu na skalę naszych inwestycji nad Dnieprem – jest zainteresowana również włączeniem się w reformowanie ukraińskiej gospodarki, przede wszystkim w budowanie infrastruktury prawnej przyjaznej biznesowi oraz sprawnego i bezpiecznego systemu bankowego. Pytaliśmy o nazwiska osób, które mogłyby pracować razem w Ukraińcami. – Na razie sondujemy, jakie będą reakcje prezydenta Poroszenki. Na mówienie o nazwiskach jest zdecydowanie za wcześnie – usłyszeliśmy od naszego rozmówcy.
Tymczasem na Ukrainie krążą nazwiska, które mogłyby wejść do rządu w razie jego spodziewanej rekonstrukcji, która mogłaby mieć na celu zastąpienie coraz bardziej niepopularnego premiera Arsenija Jaceniuka człowiekiem z zewnątrz. Przed tygodniem z Poroszenką rozmawiał na ten temat wiceprezydent USA Joe Biden. Wśród kandydatów na nowego premiera wymienia się gubernatora Odessy i byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego oraz szefa parlamentu Wołodymyra Hrojsmana. Jednak Amerykanie nie chcą się na nich zgodzić, obawiając się, że obaj – jako ludzie bliscy Poroszence – ułatwią szefowi państwa przejęcie jednoosobowej kontroli nad państwem.
Stąd na giełdzie nazwisk słychać także o innych kandydaturach. Media ukraińskie pisały w tym kontekście m.in. o byłym polskim wicepremierze Leszku Balcerowiczu, mającym na Ukrainie dobrą opinię autora skutecznej terapii szokowej. Doradca Saakaszwilego Sasza Borowyk powoływał się w rozmowie z nami na Balcerowicza jako człowieka, który tylko dzięki koordynowaniu prac wszystkich resortów gospodarczych był w stanie przeprowadzić całościowe reformy. Borowyk mówił, że taki model powinien zostać powtórzony także na Ukrainie, choć nie wymieniał Balcerowicza jako kandydata na którykolwiek z ukraińskich urzędów.
Po ukraińskiej rewolucji obcokrajowcy objęli nad Dnieprem wiele ważnych funkcji. Poza Saakaszwilim chodzi m.in. o doradzającą mu w kwestiach społecznych córkę ekswicepremiera Rosji Mariję Gajdar. ©?
Macierewicz wyprzedził Dudę
Jeszcze przed wylotem z Warszawy prezydenta Andrzeja Dudy z wizytą w Kijowie był wczoraj minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Na spotkaniu ze swoim odpowiednikiem Stepanem Połtorakiem omawiali m.in. zasady, na jakich będzie działała brygada polsko-ukraińsko-litewska. W tej chwili w Polsce szkoli się 18 oficerów, którzy wejdą w skład dowództwa brygady (będzie ono rotacyjne, co dwa lata dowódcą będzie przedstawiciel kolejnego kraju).
Docelowo ma ona liczyć 4,5 tys. żołnierzy, którzy będą stacjonowali m.in. w Lublinie – 3500 Polaków, 560 Ukraińców, 350 Litwinów plus dowództwo. List intencyjny w sprawie jej powstania podpisano w 2009 r. Z kolei we wrześniu 2014 r. ministrowie obrony Polski, Litwy i Ukrainy podpisali umowę, która regulowała zasady jej działania. W przyszłym roku ma ona osiągnąć pełną zdolność bojową.
Głównym zadaniem brygady będzie udział w operacjach pokojowych; celem jej powołania jest też zacieśnienie regionalnej współpracy wojskowej i pomoc Ukrainie w reformowaniu jej sił zbrojnych. Brygada ma się też stać bazą do powołania kolejnej grupy bojowej UE. Ma być wykorzystywana w operacjach pod auspicjami ONZ, NATO i UE oraz w ramach doraźnych koalicji zawiązywanych zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych i umowami między państwami wystawiającymi siły. Podobna jednostka istniała już w przeszłości i była wykorzystywana głównie do zadań na misjach zagranicznych (m.in. w Libanie, Kosowie, Syrii i Afganistanie).
Poza spotkaniem z Połtorakiem Macierewicz wziął też udział w naradzie z kierownikami resortów obrony Estonii, Litwy i Łotwy. W jej trakcie podpisano oświadczenie o współpracy w sferze obronnej. „Podpisanie tego dokumentu to świadectwo zaufania do naszego państwa i sił zbrojnych” – napisał Stepan Połtorak. Z kolei polski minister podkreślał, że od bezpieczeństwa Ukrainy wprost zależy bezpieczeństwo Polski, a zatem pomoc Kijowowi w obronie niepodległości i odbudowie integralności terytorialnej należy do priorytetów Warszawy. Nieoficjalnie wiadomo, że Ukraińcy liczą na zielone światło dla zakupu nieśmiercionośnego sprzętu wojskowego.