Spójrz wokół siebie. Serio: popatrz dookoła. Przed tobą gazeta – szeleścisz niedbale stronami, przeglądasz bez większego przekonania; ależ to wszystko się powtarza, czy wreszcie znajdzie się coś ciekawego?
Posłuchaj. W tle gra telewizor. Albo słychać szum metra, wiatr walczący z drzewami za oknem; może płacze twoje dziecko. Być może kolega z pokoju ciamka kanapkę, rechocząc półgębkiem z filmiku na YouTube i plując na klawiaturę okruszkami. A może czytasz to oparty o ukochaną osobę; za chwilę zapadnie zmrok, pójdziecie na kolację do miasta.
Gdziekolwiek byś był, poczuj tę chwilę, dotknij jej, posłuchaj. I teraz wyobraź sobie, że zamiast potuptać posłusznie w cień przeszłości, ta chwila powróci. Po prostu zdarzy się jeszcze raz. Czyli będziesz musiał ją przeżyć ponownie, dokładnie w tym samym kształcie, w identyczny sposób, łącznie z każdym zapachem, niewygodnym krzesłem i kłuciem w wątrobie; żadnej taryfy ulgowej. A potem – jeszcze raz. I jeszcze raz, i nie pięć, nie dziesięć razy, tylko wieki, tysiąclecia, ery, bo ona, skubana, będzie powracać bez końca. Pytanie brzmi: jak się z tym czujesz? Czy to myśl dobra, czy przerażająca? Trwaj chwilo, jesteś piękna, czy zgiń, przepadnij, maro nieczysta? No dobrze, a teraz pomyśl, że powróci nie tylko ta jedna chwila, ale i chwila przed nią i po niej, a dla towarzystwa też dzień wczorajszy, zeszły piątek i wigilia 2009, i każdy co do jednego dzień, który przeżyłeś. Innymi słowy wyobraź sobie, że całe twoje życie musisz przeżywać raz po raz, bez wytchnienia, bez najmniejszych zmian, usprawnień i udogodnień przez całą wieczność. Zupełnie jak zapętlony film – tyle że to ty grasz siebie i kiedy ktoś walnie cię w twarz, to za każdym razem jesteś tak samo zdziwiony i zawsze cię, kurde, tak samo boli. Rodzisz się w kółko, umierasz w kółko i w kółko czujesz każdą swoją złość, każdą radość, każde rozczarowanie i zachwyt; niespełnienie powraca niespełnione, nadzieje się nie poddają, złość się tak samo miota, ten sam strach cyklicznie ściska trzewia. Czy to myśl piękna, czy wstrętna? Czy to piekło czy raj? Fajnie czy fatalnie?
Pytanie o taki Wieczny Powrót zadał Nietzsche czytelnikowi „Wiedzy radosnej”. To jedno z pytań magicznych, takich zaklęć, które jak za wciśnięciem guzika zmieniają układ świateł na scenie rzeczywistości. Zwykle siedzimy bowiem w środku swoich chwil jak krety, ciemnymi korytarzami przekopując się do następnych, o poprzednich szybko zapominając. Nie wiemy, co sądzić o całej tej sprawie z naszym życiem („Nie jest chyba takie złe? Czy jest? Poproszę podwójną latte i muffina, tylko szybko”). Wystarczy jednak usłyszeć pytanie Nietzschego, żeby unieść się nieco, otrząsnąć i z zadziwiającą jasnością spojrzeć na tę plątaninę chwil z lotu ptaka. Nagle możemy je ocenić, poczuć ich prawdziwą wartość. A ty, czy piszesz się na tę przygodę jeszcze raz? I jeszcze raz?
Niektórzy tu zacierają ręce, bo kochają i swoje upadki, i wzloty, w każdym z danym ich momentów byli obecni całym sobą, wszystko było dla nich piękne, ważne lub przyjemne. Nie ma problemu, zagrajcie to jeszcze raz! Większość naszych żyć, niestety, przypomina raczej film Bergmana minus walory artystyczne. Obejrzeć to jeden raz to już wyczyn, za dwa razy dalibyśmy torturowanemu order honorowy, tyle że delikwent na uroczystość się nie stawi, bo postradał zmysły i myśli, że jest psem. Żyjących w ten sposób to pytanie przybija. No bo ile czasu spędziliśmy, czekając na coś, co dopiero ma się zdarzyć, ile sił wtłoczyliśmy w szalony bieg w chomiczym kółku, złość bez przedmiotu, lęk bez wroga, pragnienia bez pokrycia!? Pytanie magiczne bezlitośnie odsłania każdy bezsens i trywialność. Pytanie magiczne jest terapią. Pytanie magiczne każe zadać wiele innych osobistych pytań, na przykład: „Po kiego grzyba to wszystko?” i „Chrzanić to, niech mi pani powie, dokąd leci najbliższy samolot?”. Ale również: „Jak mogę lepiej wykorzystać tę chwilę dla swojego rozwoju?”, „Czego mogę się z niej nauczyć?”, „Jak przeżyć to lepiej, mocniej, głębiej, mądrzej?”.

Wyobraź sobie, że zamiast potuptać posłusznie w cień przeszłości, chwila, którą właśnie przeżyłeś, powróci. Po prostu zdarzy się jeszcze raz. A potem będzie powracać bez końca. Pytanie brzmi: jak się z tym czujesz? Czy to myśl dobra, czy przerażająca?

Wyobrażenie sobie Wiecznego Powrotu przynosi więc same korzyści. Na nowo umieszcza nas w naszym życiu, tym razem jakoś mocniej i na serio. Każe nam lepiej wykorzystać wyzwania i czas. Ale też i daje sygnał, że los nie jest tylko nasz, bo jeśli wszystko naprawdę miałoby powrócić, jeśli wszechświat się toczy kołem, to toczy się jednak nie dzięki nam, ale poza nami, a my możemy tylko przylgnąć do tego, co nasze, i wypełnić nasze chwile emocjonalną treścią. Pytanie magiczne brata nas więc z losem, a jednocześnie daje nam spokój stoicyzmu.
Może nic więc dziwnego w tym, że mądrość tłumu zafundowała nam coś w rodzaju ćwiczeń z wiecznego powrotu na sucho. W ramach tych ćwiczeń powraca na razie tylko kontekst polityczny. Nim się dobrze obejrzeliśmy, znów na czele państwa pewien Prezes, a przy nim pewien Macierewicz. Znów pewnie będą czystki, układ, winni i Inni. Gospodarką tymczasem mają, jak i wówczas, sterować ludzie wcale nie solidarni, ale liberalni. Świat się więc powtarza, bez taryfy ulgowej, co do kłucia w wątrobie i prób zmiany konstytucji. Wyborca, który tę chwilę odgrzebał, odkurzył i, głosując, przywołał z przeszłości, musiał myśleć, że jest na tyle fajna i potrzebna, że warto przeżyć ją jeszcze raz, tym razem może tak, jak każe nam to robić Pytanie Magiczne. No dobrze. Przyjmuję wyzwanie, przeżyję tę chwilę raz jeszcze, może takie ćwiczenie się nam przyda, może tym razem nie strawię tej chwili na bezsensowne nerwy i strachy. Nauczę się czegoś, kogoś zrozumiem, nie będę się stawiać. Tylko jednego się boję: że w pewnym momencie to, co chcę wziąć za ćwiczenie Nietzschego, za test z sensowniejszego przeżywania życia, zmieni się w głupawe odtwarzanie trywialnych cyrków, czyli nie Wieczny Powrót, ale Dzień Świstaka.