Niewątpliwie najgłębiej wierzącym katolikiem spośród wielkich polityków XX wieku był konserwatywny Charles de Gaulle. Kiedy po raz kolejny w dramatycznej wewnętrznej sytuacji Francji doszedł do władzy, właściwie w rezultacie zamachu, nakazał napisać konstytucję V Republiki.
Napisana w pół roku, uchwalona w 1958 r. konstytucja nie zawiera ani śladu inwokacji do Boga, ani śladu pochwały wartości religijnych, natomiast w preambule podkreśla się, że Francja jest państwem świeckim (zgodnie zresztą z francuską tradycją od XIX wieku). I konstytucja ta doskonale działa już 57 lat.
Nie idzie jednak tylko o Invocatio Dei, lecz także o całkowite usunięcie z działalności państwa czynników ideologicznych. Przez wiele lat odgrywały one istotną rolę, gdyż toczono zasadnicze spory między konserwatystami a socjalistami, nacjonalistami a liberałami. Poszczególne partie miały poglądy ideologiczne. Obecnie nie tylko nie powinny mieć takich poglądów, ale konstytucja powinna tego zakazywać. Pamiętajmy, sumienie miewa jednostka, nigdy zbiorowość, a już na pewno nie politycy jako politycy i nie państwo.
Przywoływanie więc wszelkich argumentów z zakresu prawa naturalnego (ideologia!) jest w polityce niedopuszczalne. Nie jestem przeciwko idei prawa naturalnego, ale interpretacja, co należy do jego dziedziny, jest zawsze ideologiczna. A, podobnie jak olbrzymia większość obywateli, nie życzę sobie, żeby państwo wykładało mi ideologię oraz prawiło nauki o moralności. To nie tylko nie jest jego rola, to jest sprzeczne z jego rolą.
Państwo nie może mieć wpływu na bardzo wiele dziedzin naszego życia. Za skandal uważałbym, gdyby państwo wtrącało się do takich sfer życia jak telewizja publiczna, uniwersytety czy przepisy prawa dotyczące wolności w internecie (mimo obrzydliwego hejtu). Państwo nie ma prawa ingerować w pracę samorządów, sędziów czy dziennikarzy.
Rzecz w tym, że zdarzył się w świecie zachodnim fenomen, który mało precyzyjnie określamy mianem „modernizacji”. Nie chodzi przecież tylko o gospodarkę, ale o całe ludzkie życie. Inaczej niż to było przez dwadzieścia kilka stuleci, jesteśmy wolni, my – wszyscy obywatele zachodnich demokracji. Wolni od wszelkiego przymusu poza przymusem podatkowym. A i to można do pewnego stopnia kwestionować. Nigdy nie byliśmy tak wolni i państwo ideologiczne po prostu chce nas tej wolności lub jej części pozbawić.
Zgoda, nie zawsze wykorzystujemy naszą wolność sensownie, a czasami przekraczamy prawo – ale wtedy są organy ścigania i sąd. Jeżeli ktoś narusza moją wolność, a co najmniej ja uważam, że narusza, wtedy mogę go pozwać. Tak samo należałoby pozywać nieustannie państwo ideologiczne. Obawiam się jednak, że państwo takie, by wymóc realizację postulatów ideologicznych, musi stosować terror. Wielkie przykłady państw ideologicznych, jak państwo jakobinów czy znacznie później bolszewików, potwierdzają to w pełni. Nie da się zrealizować żadnej ideologii państwowej bez stosowania terroru.
Terror terrorowi nierówny – słusznie. Więc nie ma dzisiaj w świecie zachodnim specjalnych obaw, że państwo ideologiczne będzie z racji ideologicznych mordowało swoich obywateli uznanych za wrogów dominującej ideologii. Istnieje jednak zupełnie zasadna obawa, że może stosować środki łagodniejsze, a mimo to bardzo dotkliwe dla obywateli. Czymże była sprawa doktora G.?
Gorsze jednak – nawet od umiarkowanego terroru – jest zaprzeczenie modernizacji. Gdziekolwiek pojawi się państwo ideologiczne, doskonale widać to już na Węgrzech, musi nastąpić cofnięcie wielkich cywilizacyjnych przemian. I znowu nie we wszystkich dziedzinach i niekoniecznie w sposób drastyczny, ale wystarczy. Polska jest wciąż – mimo radykalnej poprawy – państwem stosunkowo słabym, które tego rodzaju eksperymentów nie zniesie. Źle mówię – zniesie, bo zniesiemy wszystko, ale dlaczego mamy iść przodem do tyłu i to na rozkaz państwa?