Byli funkcjonariusze tajnych służb oferowali dostęp do zapisu nagrania rozmowy (wtedy premiera) Donalda Tuska z Janem Kulczykiem o jego inwestycjach na Ukrainie - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Biznesmen oczekiwał, że ABW ochroni go przed ewentualną rosyjską prowokacją.

W sumie doszło do trzech spotkań Kulczyka z Tuskiem - trzecie z nich miało miejsce w pierwszej połowie 2014 r. w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie. Było na nim obecnych także kilku współpracowników Tuska, zorganizował je Paweł Graś.

Rozmowa dotyczyła planowanych przez Kulczyka inwestycji energetycznych na Ukrainie. O swoich planach najbogatszy Polak nie tylko poinformował rząd, ale też poprosił ABW o rodzaj "ochrony kontrwywiadowczej" przedsięwzięcia - pracownik Kulczyka regularnie przekazywał Agencji informacje o postępie rozmów, co miało zapobiec rosyjskim prowokacjom.

Jak dowiedziała się "Wyborcza", w tajnych aktach śledztwa podsłuchowego (dokładnie w jednym z czterech tomów niejawnych materiałów śledztwa w sprawie afery z lata 2014 r.) jest notatka służb specjalnych, że rozmowa Tusk-Kulczyk została nagrana. Teraz jej zapis oferują osoby dysponujące nielegalnymi podsłuchami, które w latach 2013-14 zakładali kelnerzy dwóch warszawskich restauracji - Sowa & Przyjaciele oraz Amber Room.

Głównym podejrzanym o zlecanie podsłuchów jest biznesmen Marek Falenta, jednak w omawianej notatce CBA informuje, że kilku byłych funkcjonariuszy służb specjalnych dysponuje ok. 700 godzinami nielegalnych nagrań, w tym nagraniem Tusk-Kulczyk. Określani są oni jako "grupa wiedeńska", ponieważ ferują kupno tych nagrań, a odsłuchy fragmentów odbywają się w Wiedniu. Pośrednikami mają być dwaj byli oficerowie ABW.